Ekstraklasa w Sport.pl. Jak Nenad Bjelica będzie zmieniał Lecha Poznań? Szukamy odpowiedzi w jego poprzedniej pracy

Przed objęciem Lecha Poznań Nenad Bjelica przez ponad sezon prowadził na zapleczu Serie A włoską Spezię. Nie był to wyróżniający się zespół w lidze, ale potrafił w trakcie meczu kilka razy zmienić taktykę.

Chorwacki trener na pierwszej konferencji prasowej podkreślił, że we Włoszech, gdzie pracował wcześniej, patrzono na niego jak na szaleńca. - Ze względu na ofensywny styl gry, na który będę stawiał w Poznaniu - wytłumaczył Chorwat. To zdanie wypełniło nagłówki gazetowe i internetowe w następnych dniach, jako zapowiedź tego, jak będzie grał jego Lech. Bjelica nie wchodził w większe szczegóły niż ofensywa i gra do końca o zwycięstwo. Uniknął też wskazania tych meczów jego Spezii, które podobały mu się najbardziej. - Cieszyłem się wtedy, gdy zespół przejmował moją mentalność i walczył o zwycięstwo - mówił.

Bohater kibiców i dziennikarzy

Chorwat Spezię prowadził przez niewiele ponad sezon - przyszedł w czerwcu 2014 roku, zwolniono go rok później w listopadzie. Nie awansował do Serie A (zajął piąte miejsce w lidze, a w barażach przegrał z Avellino w dogrywce), później odszedł w trakcie rundy jesiennej następnego sezonu. Coś jednak musiało być w zespole prowadzonym przez Chorwata, skoro sam trener wspomina, że ani razu nie zdarzyło się, by jego drużyna nie była oklaskiwana schodząc z boiska, a kibice protestowali, gdy Bjelicę zwalniano z klubu.

Szkoleniowiec tak wpłynął na otoczenie, że jeden z lokalnych dziennikarzy - Armando Napoletano - napisał jego biografię, a w tytule porównał Chorwata do słynnego trenera Zdenka Zemana, ultraofensywnego ideologa, który każdemu zawodnikowi na boisku kazał przeć do przodu. Tak drużyny Bjelicy jednak nie grają, zresztą porównanie do Zemana wzięło się nie z podobnej taktyki, ale sposobu bycia. Chorwat ma podobną osobowość - mówi jasnym i bezpośrednim językiem. Na boisku bowiem, choć chwali się ofensywnym stylem gry, często idzie na kompromisy.

Dążąc do ligowej średniej

Spezia w statystykach tamtego sezonu się nie wyróżniała. Nie zdobyła największej liczby bramek (strzeliła 59 goli, trzecie miejsce w lidze), cztery zespoły straciły ich mniej niż ona. W szczegółach zespół Bjelicy dostosował się do ligowej średniej - 67 proc. goli z akcji padało z ataków pozycyjnych (dla porównania: Lech w zeszłym sezonie tak strzelał 61 proc. goli), dokładnie tyle samo ile w przeciętnym zespole Serie B. Podobnie z odzyskanymi piłkami - zarówno ogółem (60 na mecz, Lech - 58), jak i z wyszczególnieniem połowy rywala (8, Lech - 9) - czy podaniami w pole karne: 32 na mecz, w tym 14 celnych (Lech - 36/16).

Żeby odnaleźć te elementy, w których Spezia naprawdę górowała, trzeba kopać dość głęboko. To na przykład celność kluczowych podań (takich, po których jest sytuacja strzelecka), co jest bardziej dowodem na dużą jakość indywidualną niż dobrze przygotowany system gry oraz efekt kładzionego na stałe fragmenty gry nacisku - Spezia zdobyła 40 proc. goli po wrzutkach z rzutów rożnych i wolnych, co dało jej czwarte miejsce w lidze. Drużyna Bjelicy była też w czubie tabeli udanych odbiorów (19), ale na dole w liczbie przechwytów (38), co może wskazywać, że w obronie Chorwat preferuje bezpośrednią defensywę. Podobnie w ekstraklasie grał jednak Lech (z tą różnicą, że ogólnie w polskiej lidze częściej jest więcej przechwytów), więc w Poznaniu w tym elemencie rewolucji raczej nie będzie.

Być może jednak Bjelica zmieni strategię gry w ataku pozycyjnym, poznaniacy będą krócej przy piłce, choć nieznacznie. Spezia miała piąte miejsce w lidze, jeśli chodzi o czas posiadania piłki, ale robiła to znacznie rzadziej niż w poprzednim sezonie "Kolejorz". Lech średnio cztery razy w meczu prowadził akcję dłużej niż przez 45 sekund, a Włosi tylko trzy, miał też średnio o sekundę dłuższy średni czas posiadania piłki (14,4 do 13,5).

Różnica w szczególe, nie ogóle

Ciekawszy obraz poprzedniej drużyny Chorwata rysuje się po spojrzeniu w poszczególne mecze. To nie był zespół, który opierał się na jednej strategii, Bjelica często zmieniał plany, dostosowywał się do przeciwnika i reagował na jego roszady. Ale to efekt specyfiki włoskiej piłki, która przecież opiera się na zmianach ustawienia i sposobu rozegrania akcji. I może też dlatego był to zespół, który w skali całego sezonu raczej się nie wyróżniał, w końcu w ciągu 90 minut potrafił pokazać dwie różne twarze.

Bywały mecze, gdy Spezia przez pierwszy kwadrans nie wychodziła z własnej połowy, by potem ruszyć do przodu i odbierać piłkę po stronie rywala (mecz z Bolonią w listopadzie 2014 roku). Mogła nawet po bardzo defensywnym fragmencie zaatakować tak, by oddać 11 strzałów w pół godziny (z Catanią w marcu 2015 roku), choć niekiedy była też po drugiej stronie ostrzału - z Pescarą w listopadzie zablokowali aż 10 uderzeń w całym meczu, a pod koniec spotkania (mając dobry wynik) nie przeprowadziła nawet ani jednego kontrataku. A gdy tylko pojawiało się miejsce, ofensywni zawodnicy mieli swobodę i akcje mogli rozstrzygać akcjami indywidualnymi, dlatego Spezii niespecjalnie przeszkadzały mecze, w których trzeba było wziąć udział w wielu pojedynkach.

Co to oznacza dla Lecha? Że Bjelica niekoniecznie może wprowadzać rewolucyjne zmiany, tylko dostosować się do specyfiki polskiej ligi. Argumentu na to, jak wygląda ekstraklasa - jest fizyczna, oparta na pojedynkach - używał Jan Urban, gdy wyjaśniał dlaczego konsekwentnie stawia na dwóch defensywnych pomocników. A Chorwat nie wykluczył przecież takiego wyboru. Z drugiej strony, sam stwierdził, że chciałby widzieć Lecha ofensywnego, lecz definicja takiego stylu gry (jak każdego) to przecież rzecz dyskusyjna. I być może to - interpretacja ofensywy - jest najciekawsze w tym, jak "Kolejorza" będzie zmieniał chorwacki trener.

Statystyk dostarczył InStat

Milik utrzymał formę z Euro! Pazdan zablokował sam siebie [MEMY]

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.