Ekstraklasa w Sport.pl. "Dwa lata temu był groźniejszy", czyli jak rozwija się Dawid Kownacki. Czy powinien odejść już teraz?

Już prawie dwa i pół roku nastoletni Dawid Kownacki biega po boiskach ekstraklasy. Zamiast rozkwitać, przeciętnieje. - Widzę u niego postęp, ale nie w tym, co było jego najlepszą stroną - mówi dawny trener. A zawodnik rozmyśla nad odejściem z klubu.

Cierpliwości - mówią w klubie, gdy pada kwestia Kownackiego. 19-latek ma jeszcze czas na potwierdzenie swoich umiejętności. Tymczasem, jak pisze "Gazeta Wyborcza Poznań" i "Przegląd Sportowy", młody napastnik sam wygląda na niecierpliwego i poprosił klub o zgodę na transfer zagraniczny. Chciałby spróbować sił gdzie indziej.

- Być może szuka zmiany, bo cała jego obecna otoczka nie pozwala mu lepiej grać w piłkę - mówi Andrzej Juskowiak, ekspert nc+. - Ale kiedy dwa lata temu wchodził do seniorskiej piłki, był większym zagrożeniem dla przeciwników niż teraz - dodaje.

Dwa lata temu Kownacki był jednym z ciekawszych talentów europejskiej piłki. Zadebiutował w seniorskiej piłce i grał tak obiecująco, że RB Lipsk za nastolatka i Łukasza Teodorczyka oferował astronomiczne 7 mln euro. W kolejce po Kownackiego ustawiały się też kluby angielskie, choćby Arsenal. Wychowanek Lecha został jednak w Poznaniu, chcąc budować swoją pozycję w seniorskiej piłce.

Ale droga Kownackiego w seniorskiej piłce jest jednak bardziej krętą ścieżką niż autostradą. I nie chodzi tylko o kontuzje, które co rusz krzyżowały plany zawodnika. Chętnych na Kownackiego jest mniej niż wcześniej, a i kwoty, o których się mówi w kontekście napastnika, nie są już wielkie. To ostatni moment, by ktoś kupił jego potencjał, a nie umiejętności. Bo postępu, czyli przełożenia pierwszego na drugie, wcale wykonać nie musiał. I to mimo mistrzostwa Polski czy powołania do kadry narodowej.

- Ja widzę u niego ten postęp, jest bardziej kompletny i doświadczony. Ale nie widzę poprawy tych cech, które go wprowadziły do seniorskiej piłki - mówi Marek Śledź, były dyrektor Akademii Lecha.

- Wciąż mam o nim dobre zdanie. Jest szybki, zdecydowany, ma dobry drybling. Prowadzi piłkę jak mało kto, wysoko trzyma głowę. Jest odważny. To wszystko materiały na piłkarza wielkiej klasy - dodaje Juskowiak, który pracował z Kownackim w kadrze do lat 21.

Kownacki wszedł do dorosłej piłki z opinią piłkarza świetnie czującego się w grze kombinacyjnej. Trenerzy bywali zachwyceni jego decyzjami - piłka wędrowała dokładnie tam, gdzie powinna. To pokazywał też na początku gry w seniorach, ale teraz walczy z obrońcami już na ich zasadach. Czyli fizycznie. Gdy mierzy się z tak silnymi jak Michał Pazdan (w finale Pucharu Polski), jest na straconej pozycji. I zamiast rozkwitać, przeciętnieje.

W statystykach w tym sezonie Kownacki nie odbiega od średniego napastnika ligowego. W sezonie zasadniczym oddał 11 celnych strzałów (średnia: 10), 23 w trakcie meczu razy podawał (24), z czego 17 prób było udanych (17). Miał średnio 26 pojedynków (27) i osiem z nich wygrał (10).

- Może stracił coś z genu napastnika, gdy grał jako skrzydłowy? Na tej pozycji są inne wymagania - zastanawia się Juskowiak, a Śledź dodaje, że rozrzucanie Kownackiego po boisku wcale nie musiało wyjść Kownackiemu na dobre: - Dziś trudno ocenić, czy jest napastnikiem, czy gra za jego plecami, a może na którymś ze skrzydeł.

- Ale przede wszystkim dużo odebrał mu świat dorosłych. Dostrzegam u niego rezerwy, ale chyba zbyt szybko stał się twarzą zespołu, zaczęto o nim pisać tak, jakby był niemal liderem. Stworzyły się wokół niego mity. A on wciąż przecież jest w wieku juniora - twierdzi były szef akademii.

Sam Kownacki przyznaje, że zaszumiało mu w głowie. Zaczął się lepiej odżywiać, schudł. Być może to efekt spotkania z Adamem Nawałką, który rok temu powołał nastolatka tylko po to, by poważniej z nim porozmawiać, przypomnieć o priorytetach. To zaowocowało przyjazdem Kownackiego na zgrupowanie przed towarzyskimi meczami z Islandią i Czechami. Nastolatek, choć niepowołany, przypomniał o sobie selekcjonerowi i Annie Lewandowskiej, która dobiera kadrowiczom diety. Oficjalnie leczył w Warszawie kontuzję.

Ale jednocześnie Kownacki wciąż daje sygnały, że między uszami leje się woda sodowa - po każdym meczu chodzi w jednej z czapek (ma ich kilka, w różnych kolorach) z wydrukowanym własnym nazwiskiem. - Może trochę odlatuje, ale jeśli w klubie widzą, że to Kownackiemu przeszkadza, to pewnie zareagują. Kiedy był na zgrupowaniach kadry nie widziałem, żeby się wyróżniał się poza boiskiem. Na treningach zwykle ciężko pracował - twierdzi Juskowiak.

Śledź: - Zawsze miał pokorę, był bardzo pracowity, skromny, dobrze prowadzony przez rodziców. Ograniczali mu dostęp do pieniędzy. Wciąż przydałoby mu się jednak mniej blichtru, a więcej szkolenia. Powinien mieć kogoś nad sobą, kto potrafiłby go złapać za ucho, bardziej kontrolować.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.