Ekstraklasa w Sport.pl. Paweł Brożek: Każdy ma w sezonie dołek formy. Nawet Barcelona

- Mam już swoje lata, chyba trzeba powoli się cofać do pomocy. Doświadczenie w tym pomaga. Im dłużej gram, tym więcej widzę. Ale lubię tak grać - kreatywnie, ofensywnie - również dzięki Barcelonie - mówi w rozmowie z Sport.pl Paweł Brożek, piłkarz Wisły Kraków.

Jacek Staszak: Spodziewał się pan w grudniu, że tak długo będzie trwać niemoc Wisły?

Paweł Brożek, napastnik Wisły Kraków: - Nikt się tego nie spodziewał. Jesienią co prawda tylko remisowaliśmy, ale graliśmy dobrą piłkę. Później przyszedł ten najgorszy okres - kontuzje, kartki. Nasza kadra była za wąska i to było widać.

Teraz jesteście niepokonani.

- I szkoda, że ta akurat passa zaczęła się tak późno. Nie mieliśmy dobrego początku wiosny, ale to wynikało z przygotowania, kontuzji. Nie byliśmy w komplecie podczas obozów, choćby ja miałem uraz i nie mogłem odpowiednio trenować.

Czyli początek rundy to było wyrównanie zaległości?

- Brakowało nam też paru kluczowych piłkarzy, stąd słabsza forma.

I potem się przełamaliście.

- Ile można przegrywać? Ta drużyna ma potencjał. Niestety, w ostatnim meczu rundy zabrało kropki nad i. Wisła była lepsza od Zagłębia, stworzyła więcej sytuacji. Szkoda, że jeden błąd zadecydował o tym, że nie gramy w grupie mistrzowskiej.

Ale tych błędów w trakcie sezonu było więcej.

- Oczywiście, nasza pozycja w lidze to pokłosie słabego końca jesieni i początku wiosny. Gdybyśmy nie potracili wtedy punktów, to pewnie rozmawialibyśmy inaczej.

W tym sezonie każdy zespół ekstraklasy miał zapaść.

- To przecież normalne. Wystarczy spojrzeć na Barcelonę. Też przecież wpadli w dołek fizyczny, nie mieli już takiej kapitalnej formy jak przez kilka poprzednich miesięcy i odpadli z Ligi Mistrzów. Każda drużyna ma większy czy mniejszy dołek. W ich przypadku to było bolesne, bo akurat na mecze z Realem i Atletico. Messi, Neymar i Suarez wrócili z meczów kadry na dwa dni przed El Clasico. To też ma wpływ. Nawet takie detale.

W polskiej piłce trudno przeciwdziałać takim wahaniom?

- Wszystko zależy od kadry. Chodzi o to, by ten piętnasty zawodnik w kadrze dał jakość taką samą jak ten piąty. Gdy wchodzi z ławki, to po to, by nie osłabiał zespołu, lecz by pomagał. Legia ma ten komfort, reszta zespołów ma problem.

Obawia się pan, że Legia może odjechać reszcie stawki na kolejne lata?

- Mówi się o tym od trzech lat. Nie odjechali, więc spokojnie. Mają potencjał, dobrych piłkarzy, ale da się ich ugryźć. Barcelona też przeważa nad Atletico, ale w futbolu różnie się układa.

Bardzo przeżywa pan tę Barcelonę...

- Tak, bo liczyłem, że obronią Ligę Mistrzów.

Włoscy naukowcy wyliczyli, że tylko w sportach zespołowych tylko w tych rozgrywkach nie udało się obronić tytułu.

- Dlatego tak się nazywają. Jest tyle wyrównanych drużyn na tak wysokim poziomie, że detale decydują o sukcesie. Lubię Barcelonę, ale Atletico ma najlepszą obronę na świecie. Świetnie grają pressingiem, by potem się cofnąć i bronić się we własnym polu karnym.

Ale pan woli piłkę kreatywną.

- Między innymi dzięki Barcelonie. Miałem przyjemność z nimi grać. Oglądać w telewizji to jedno, drugie to widzieć na żywo, a trzecie to za nimi biegać. Pamiętam, że gdy przegraliśmy na Camp Nou 0-4, to nas krytykowano za brak odwagi. Ale z nimi nie da się grać do przodu! Dominują, podają, dryblują, wciąż robią przewagę.

To, że Wisła się odbiła to zasługa trenera Wdowczyka?

- Zdecydowanie. Wprowadził spokój, pewność siebie. Ale przede wszystkim odczytał potencjał zespołu. Wisła musi atakować, strzelać bramki. Gdy tego nie robi, to są problemy. Pierwsze mecze tej rundy dały do zrozumienia, że gdy jesteśmy schowani na własnej połowie, to nam to za bardzo nie wychodzi. Za dużo było defensywnych piłkarzy. Oni mają świetny odbiór, ale ta drużyna potrzebuje więcej kreatywności.

Wolałby pan grać w grupie spadkowej ofensywnie czy w mistrzowskiej się broniąc?

- Wolę atakować. Jestem napastnikiem, chcę strzelać gole. Zresztą Wisła ma dużo kreatywnych zawodników z przodu i trzeba to wykorzystać.

Teraz ma pan trochę inne zadania.

- Tak, jestem bardziej cofnięty, mam więcej zadań w rozegraniu. Ale za to z przodu mamy takiego zawodnika [Zdenka Ondraszka - JS], który dużo pomaga w obronie. Robi kawał dobrej roboty.

Niemniej jednak dziwnie się czyta skład z panem na pozycji nr 10.

- Mamy się wymieniać tą pozycją, ale z reguły to ja tam rzeczywiście więcej przebywam. Mam już swoje lata, chyba trzeba powoli się cofać do pomocy. Doświadczenie w tym pomaga. Im dłużej gram, tym więcej widzę.

Ale pana ewolucja z napastnika grającego na linii spalonego do rozgrywającego trwa od kilku lat.

- Lubię taką piłkę. Znowu możemy wrócić do Barcelony. Kreatywna wymiana krótkich podań - w tym się dobrze czuję. To jest w dodatku przyjemne dla oka.

Bardziej zmienił się pan czy piłka nożna, że bliżej panu do rozgrywającego?

- Są jeszcze typowe dziewiątki, ale to i tak wszystko zależy od trenera. To bardziej chodzi o zmianę we mnie, nabrałem doświadczenia, a zawsze mnie ciągnęło do takiej gry.

I nie jest pan głównym odpowiedzialnym za strzelanie bramek.

- To daje mi więcej swobody. Wcześniej więcej czasu upływało mi na przepychaniu się z obrońcami. To ta niewdzięczna strona gry w ataku. Obok siebie mam teraz więcej piłkarzy ofensywnych. To daje mi i więcej miejsca, i więcej opcji do podania.

Już w meczu z Piastem Gliwice graliście dość ofensywnie.

- Byliśmy lepsi, mieliśmy piłkę meczową, którą zawaliłem. To był pierwszy mecz, w którym pokazaliśmy, że idziemy w dobrym kierunku.

Jak pan zareagował na słowa Marcina Broniszewskiego, który powiedział wtedy: "Pawełku, jesteśmy z tobą"?

- Dziękowałem, to było bardzo miłe. Ale i tak wszystko zależy od napastnika, jak on to sobie poukłada w głowie. Miałem nieprzespaną noc, bo drużynie nie szło, nie wygrywaliśmy i ja w takim momencie zawiodłem. Ale potem wróciłem do pracy. Pewnie dziesięć lat temu zachowałbym się inaczej. Życie uczy i pokory, i radzenia sobie z takimi trudnymi sytuacjami.

Który jest pan na liście strzelców wszech czasów?

- Jedenasty. Brakuje mi sześciu bramek do pierwszej dziesiątki.

To dlaczego przez większość kariery musi się pan tłumaczyć z braku skuteczności?

- Taki mamy klimat. Od początku byłem w tej trudnej sytuacji, że przede mną w Wiśle był kapitalny duet napastników. Żurawski z Frankowskim świetnie się uzupełniali. W dodatku nie dominujemy już w lidze. Duża odpowiedzialność spada na tych doświadczonych piłkarzy.

Rafał Wolski to ktoś taki jak Semir Stilić?

- Jest kreatywny, dobry w pojedynkach. Ale więcej biega w defensywie.

A jak pan zareagował na słowa Kamila Kosowskiego, który mówił, że powinien pan pojechać na Euro?

- Temat kadry dla mnie jest zamknięty. Fajnie usłyszeć takie słowa, ale reprezentacji będę tylko kibicował, bo nie mam żadnych sygnałów, że mogę zostać powołany. Trochę żałuję braku powołania na Euro 2008, bo wtedy byłem w najlepszej formie w życiu. Miałem pewność siebie, byłem królem strzelców. Ale to trener decyduje o wszystkim, ma swoją koncepcję. Zawodnik musi mu pasować, by go wziął.

Zobacz wideo

Wygranie LM to za mało. Barcelona poza dziesiątką najbardziej dochodowych klubów świata

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.