Ekstraklasa w Sport.pl. Lech Poznań w końcu zagrał ofensywnie. Czyli jak?

- Z ofensywną piłką jest jak z pornografią: wiadomo, że to ona, gdy ją widać - napisał niedawno jeden z angielskich dziennikarzy. Lech Poznań wiosną może być dowodem na to, jak różnorodne są interpretacje atakowania.

Jesienne pytania o to, jak będzie grał Lech Poznań na wiosnę były tym głośniejsze, im głębiej bronili się poznaniacy w kolejnych meczach ekstraklasy. Po pierwsze: "Kolejorz" po mistrzostwo sięgnął przede wszystkim atakując. Po drugie: Jan Urban na pierwszej konferencji prasowej przedstawił się jako trener wierzący w cierpliwe rozgrywanie piłki krótkimi podaniami.

Odpowiedź szła po myśli większości: Lech wiosną ma grać bardziej ofensywnie. Kontratak i głęboka defensywa były tylko środkami doraźnymi. Ich misja wyczerpała się, gdy poznaniacy wydostali się z dna tabeli.

Ofensywnie, czyli jak?

Piłkarska debata na temat ofensywnego stylu gry jest stara jak sam futbol. Angielski dziennikarz Jonathan Wilson w obszernym felietonie w "Guardianie" pod tytułem "Co to znaczy atakować?" opisał różne punkty widzenia i filozofie stojące za ofensywą. Nie faworyzował żadnej z nich. W końcu porównał atakowanie do pornografii, przywołując znany cytat sędziego Sądu Najwyższego USA, Pottera Stewarta: - Trudno to zdefiniować, ale znasz to, gdy to widzisz.

Istotny jest więc kontekst, bo każdy zespół ofensywę interpretuje na własny sposób.

Nikt nie powie, że było defensywnie

Choć Lech na niedzielny mecz Termaliką Bruk-Bet Nieciecza (5:2) wyszedł w niemal takim samym składzie (Tamasa Kadara zastąpił Vladimir Volkov, Kaspra Hamalainena Nicki Bille), jakim kończył ligową jesień, to grał zgoła inaczej. Pierwszy strzał oddał już w 16. sekundzie, a w początkowych kilku minutach chciał odebrać niecieczanom piłkę tak wysoko, jak tylko się dało.

- W pierwszej fazie meczu nie chcieliśmy im pozwolić na wyprowadzenie piłki z własnej połowy. Nawet jeśli nie udawało się jej odebrać wysoko, to zmuszaliśmy Termalikę do długich podań albo wybić na wolne pole. To było łatwiejsze dla naszych obrońców do przewidzenia - ocenił po meczu Urban.

Po meczu żaden z komentatorów nie mówił, że Lech grał defensywnie, choć przecież poznaniacy wystawili środek pola dotychczas utożsamiany właśnie z obroną - Łukasz Trałka, Abdul Aziz Tetteh i Karol Linetty. Każdy z nich to specjalista w odbiorze piłki. Różnica między jesienią a wiosną leży na razie w miejscu tego odbioru. Krótko mówiąc: Lech gra pressingiem.

Zobacz wideo

Warto grać pressingiem

Dowodem na to jest choćby liczba fauli - lechici przekraczali przepisy aż 29 razy. To jednak też udowadnia, że nierzadko ten pressing po prostu się nie udawał.

- Chcieliśmy być agresywni. Wiemy, jak gra Termalica. Nie mają kompleksów. Czasem trzeba było ich akcje przerywać faulami, bo biegalibyśmy dużo więcej. Tu nie chodzi o to czy warto lub nie warto grać pressingiem. Uważam, że warto, ale nie zawsze to wychodzi - dodaje trener Lecha.

O tym, że poznaniacy mieli przejąć inicjatywę przez sposób odbioru piłki mówili też sami piłkarze. Łukasz Trałka chwalił zespół za to, że udawało się powstrzymywać kontrataki rywala, nawet faulem. A Nicki Bille, nowy napastnik Lecha, w pomeczowym wywiadzie o presji zakładanej na rywalu wspominał kilkukrotnie. Sam był jej głównym motorem napędowym, pędził w stronę obrońcy rywala nawet zanim ten dostał piłkę.

Lech będzie żonglował

Nie będzie to jednak jedyny sposób na ofensywę Lecha. - W kolejnych meczach będę chciał, żebyśmy jeszcze więcej grali piłką - mówi Urban, ale mówiąc o taktyce często wspomina o zawodnikach, których ma do dyspozycji.

Tak tłumaczył choćby jesienną rewoltę i zwrot w stronę defensywnej piłki. Wówczas chodziło o to, by każdy piłkarz miał szansę gry, a najlepiej wszystkich zawodników łączy taki system gry, który jest najprostszy.

Dziś głównym argumentem za pressingiem jest zachowanie sił, by nie trzeba było biegać pod własne pole karne. Oprócz tego grząska murawa przeszkadzała w budowaniu akcji od własnej defensywy.

Podobnie z nadchodzącym żonglowaniem ustawieniami. Lech ćwiczył na zimowych zgrupowaniach system gry z trzema środkowymi obrońcami. Ale to, kiedy poznaniacy tak zagrają zależy od dostępnych zawodników, stanu ich zdrowia, siły rywala, wyniku meczu i sytuacji na boisku.

Tak samo będzie z różnymi interpretacjami ofensywy. Z Termaliką Lech postawił na pressing, z Podbeskidziem Bielsko-Biała będzie zapewne podobnie - Urban już teraz mówi, że szykuje się na mecz walki. Dlatego kartkowiczów - Linettego i Trałkę - zastąpią raczej piłkarze lepiej radzący sobie w odbiorze, czyli najprawdopodobniej Dariusz Dudka i Maciej Gajos, który w ostatnim sezonie w Jagiellonii Białystok był najlepiej odbierającą piłkę "dziesiątką" w ekstraklasie.

Niewykluczone jednak, że gdy Lechowi trafi się inny rywal, a murawa przy Bułgarskiej bardziej się wyrówna, to wtedy do gry wskoczy Darko Jevtić, którego głównych atutów trzeba szukać w ofensywie - dryblingu i prostopadłych podaniach. I poznaniacy okazji bramkowych szukać będą przede wszystkim w ataku pozycyjnym.

Malutkim dowodem na to, jak różnorodny może być Lech tej wiosny był ostatni kwadrans niedzielnego spotkania, gdy na boisku pojawił się Jevtić, Gajos i napastnik Dawid Kownacki. Ten ostatni w trochę ponad cztery minuty zdobył dwie bramki. Najpierw wykorzystał karnego wywalczonego przez Szwajcara, a później trafił po dośrodkowaniu byłego piłkarza Jagiellonii.

Amerykanka jak Neymar albo Zlatan! A jaka kontra z podaniem raboną! [STADIONY Z CZUBA]

Czy Lech zagra w europejskich pucharach?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.