Ekstraklasa w Sport.pl. Popisowy pressing i świetne statystyki Legii

Stanisław Czerczesow nie kłamał, gdy kilka dni temu mówił, że pressing to stan jego duszy. W niedzielę prowadzona przez niego Legia całkowicie stłamsiła Jagiellonię Białystok (4:0), a gra zespołu wreszcie zaimponowała kibicom.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasWysoki, agresywny pressing Legii Warszawa zapowiadano już od dłuższego czasu. Tej taktyce miały służyć wyczerpujące treningi w trakcie przygotowań na Malcie, tego domagał się od zespołu Stanisław Czerczesow w zimowych sparingach. Jednak niewielu spodziewało się, że rosyjski szkoleniowiec osiągnie takie efekty już w pierwszym meczu rundy wiosennej. Dane InStat idealnie przedstawiają taktykę, jaką Czerczesow narzucił Legii.

Wystarczy powiedzieć, że w pierwszym kwadransie meczu zawodnicy Jagiellonii tylko przez dwadzieścia jeden sekund mogli być w posiadaniu piłki na połowie Legii. Przez ani chwilę nie mieli komfortu w rozegraniu. Gdy szkoleniowiec gości, Michał Probierz tłumaczył, że trzy z czterech goli Jagiellonia sprezentowała Legii, mówił tylko część historii spotkania. Bo to agresywny pressing gospodarzy powodował pomyłki obrońców. Trafienia Nikolicia (pierwsze), Kucharczyka i Jodłowca były efektem odbiorów legionistów lub wymuszonych błędów rywali.

Jak rozumieć pressing?

Takie jest podstawowe założenie pressingu - zmuszać przeciwnika do błędu. Legia robiła to już od pola karnego Jagiellonii, goście chaotycznie wyprowadzali piłkę, albo sami nie mieli możliwości podania, albo inni zawodnicy byli krótko kryci. O tym, jak wysoko podchodzili piłkarze Czerczesowa może świadczyć to, że średnie pozycje tylko trzech zawodników znajdowały się na połowie Legii - dwóch środkowych obrońców (Michała Pazdana i Igora Lewczuka) oraz bramkarza Arkadiusza Malarza.

Istnieją różne rodzaje pressingu - wiele zależy od wysokości jego rozpoczęcia, ale też sposobu, w jaki zawodnicy starają się odzyskać piłkę. Legioniści działali indywidualnie, każdy piłkarz Czerczesowa wiedział, którego konkretnie rywala ma atakować. Nie było potrzeby podwajania czy potrajania, przy przeciętnym poziomie rywali wystarczył atak jednego zawodnika.

Legia 2015 vs Legia 2016

Skuteczność Legii robi wrażenie. Aż 38 z 65 piłek odzyskanych przez gospodarzy było na połowie gości, podobnie jak 22 z 56 przechwytów. W sumie, zawodnicy Jagiellonii aż 34 razy tracili posiadanie na własnej części boiska. Dwadzieścia z 35 prób odbiorów legionistów naliczono na połowie rywali.

Wystarczy zestawić te statystyki z poprzednim meczem domowym Legii z Jagiellonią z maja 2015 r. Wtedy zespół Henninga Berga także zdecydowanie dominował, ale tylko pod względem posiadania. Legia miała ponad 20 proc. mniej odzyskanych piłek, tylko dziewięć przechwytów i siedem (na 28) prób odbiorów na połowie Jagiellonii. Efekt był taki, że zamiast łatwego zwycięstwa, walcząca o mistrzostwo drużyna strzeliła gola w 98. minucie po wątpliwym rzucie karnym.

Słaby wynik

W niedzielę wątpliwości nie było, bo już po kwadransie Jagiellonia nie miała szans na odrobienie strat - czy raczej Legia nie dała im tej szansy. Czasem gospodarze dużo ryzykowali zostawiając Pazdana i Lewczuka przeciwko dwóm rywalom, co goście mogli wykorzystać w 41. minucie. Pierwszy ze środkowych obrońców Legii poślizgnął się i Cernych wyszedł sam na sam, ale będąc już przed Arkadiuszem Malarzem podjął złą decyzję, fatalnie zagrywając do Mackiewicza.

W tym momencie Legia powinna prowadzić już zdecydowanie wyżej, także dzięki pressingowi. W 29. minucie Jagiellonia próbowała rozegrać akcję od własnej bramki, ale szybko okazało się, że nawet na własnej połowie nie mają przewagi liczebnej. Odbiór Guilherme spowodował, że obrońcy znaleźli się w trudnej sytuacji trzech na trzech z napastnikami. Na ich szczęście Bartłomiej Drągowski obronił strzał Aleksandara Prijovicia, ale Michał Pazdan z uśmiechem przyznał po meczu, że "czasem wygrana 4:0 jest słabym rezultatem". Każdy z legionistów wiedział, że strzelonych goli mogło i powinno być więcej.

Prijović pierwszym obrońcą

Legia imponowała intensywnością oraz agresją w pressingu. Dziesięć z piętnastu fauli gospodarzy miało miejsce na połowie Jagiellonii. W pierwszym kwadransie legioniści odebrali osiem piłek na części boiska rywali, ale nawet więćej, bo dziewięć takich akcji zaliczyli w ostatnich piętnastu minutach spotkania. Każdy moment odpuszczenia pressingu dostrzegał Czerczesow, błyskawicznie reagując krzykiem, nakazując szybszy doskok do przeciwnika z piłką.

W tym wysokim pressingu Legii wyróżniało się kilku zawodników. Michał Kucharczyk, Stojan Vranjes oraz Artur Jędrzejczyk zaliczyli po dziesięć odzyskanych lub przechwyconych piłek na połowie Jagiellonii. To niemal dwa razy tyle, ile naliczono wszystkim zawodnikom Jagiellonii. Niech o tym, że obrona Legii zaczynała się od ataku świadczy fakt, że najwięcej pojedynków w defensywie miał z gospodarzy Aleksandar Prijović (także tych wygranych - 11 z 19).

Specjalne niecelne podania?

Interesujące jest to, że Legia wcale nie starała się cierpliwie budować akcje, czy stawiać na dokładność podań. Wręcz przeciwnie - chociaż dominowała pod względem posiadania (58 proc. czasu), to celność zagrań wyniosła zaledwie 71 proc. (znacznie mniej od średniej w całym sezonie - 78 proc.). Podań przygotowujących akcje (czyt. nie konstruktywnych) gospodarze mieli mniej od gości! Momentami wydawało się, że piłkarze Czerczesowa specjalnie zagrywają długie podania do obrońców Jagiellonii, by móc "uruchomić" swoją najskuteczniejszą broń - wysoki pressing.

Jagiellonia wyglądała na drużynę kompletnie nieprzygotowaną na taki pressing Legii. Z drugiej strony, intensywność oraz skuteczność podopiecznych Czerczesowa w grze bez piłki była w skali tego sezonu ekstraklasy niespotykana. Czy są jednak drużyny w Polsce, których piłkarze potrafiliby wyjść spod takiego pressingu? W najbliższych dwóch kolejkach Legia gra z Zagłębiem Lubin (na wyjeździe) oraz Ruchem Chorzów (u siebie). Pierwszy zespół jest zwykle nastawiony defensywnie, z kolei jesienią "Niebiescy" pokazali, że nie radzą sobie z wysokim pressingiem i przegrali z legionistami 1:4.

Jednak na początku marca Legię czeka wyjazd do Niecieczy. Zespół Piotra Mandrysza opiera swój styl na krótkim rozegraniu od bramki, zmuszeniu rywali do podejścia wyżej, by następnie szybko przenieść akcję na drugą stronę boiska. Tym Termalica zaimponowała w jesiennym remisowym (1:1) meczu w Warszawie, obnażając kiepską jakość i słabą intensywność pressingu Legii. Jeśli jednak Czerczesowowi uda się utrzymać poziom dyscypliny i zaangażowania swoich piłkarzy w grze defensywnej, to Termalikę może czekać srogi rewanż.

Obserwuj @sportpl

Zobacz wideo

Ricardinho jest NIESAMOWITY! To magik futsalu! [WIDEO]

Więcej o:
Copyright © Agora SA