Ekstraklasa w Sport.pl. Jacek Zieliński: Kiedyś byłem bardziej wojowniczy

Jacek Zieliński to trener Cracovii, Tomasz Zieliński to dziennikarz Sport.pl. Prywatnie Jacek jest ojcem Tomka, syn namówił więc szkoleniowca z ekstraklasy na wywiad przy świątecznym stole. Czy Cracovia powalczy o mistrzostwo Polski? Czy Bartosz Kapustka to większy talent niż Robert Lewandowski?

Tomasz Zieliński: W ostatnie święta i po tym jak odszedłeś z Ruchu byłeś już bez pracy prawie półtora roku. Co sobie wtedy myślałeś?

Jacek Zieliński: - Nic.

Musiałeś coś myśleć.

- Myślałem sobie: spokojnie, czekamy, muszę być cierpliwy.

Nie miałeś negatywnych myśli, że nie wrócisz do Ekstraklasy?

- Nie, byłem tego pewien.

Dlaczego?

- Bo wierzyłem w swój warsztat i swój potencjał.

Nosiło cię w domu, chciałeś znowu poczuć adrenalinę związaną z meczami?

- Tak, najlepiej wie o tym twoja mama, która znosiła moje humory. Ale wykorzystałem też ten czas, np. poprawiłem zdrowie, podreperowałem kolano.

Co sobie myślałeś, gdy oglądałeś kolejne mecze ekstraklasy?

- Że jeszcze tam wrócę, tam jest moje miejsce.

Dostawałeś oferty pracy, ale z niższych lig

- Były też z ekstraklasy, ale od razu po odejściu z Ruchu. Wtedy jednak nie chciałem brać się za kolejny klub. A potem cisza. Owszem, były oferty z pierwszej ligi, ale nie podejmowałem tematu.

Myślisz czasem, co by było gdybyś jednak poszedł np. do GKS-u Tychy?

- Nie, nie lubię gdybać.

Czujesz się trochę niedocenianym trenerem? Inni są bardziej chwaleni w mediach.

- Może media nie są bardzo za mną, ale ja się tym nie przejmuje.

Widzisz w tym swoją winę?

- Być może mam zbyt małe parcie na szkło.

Mam wrażenie, że czasami wkurzają cie rozmowy z dziennikarzami.

- Nie, lubię rozmawiać z dziennikarzami, ale kompetentnymi.

A jaki to jest dziennikarz niekompetentny?

- Taki, który zadaje głupie pytania. Zdarzają się tacy. Na konferencjach po meczach ligowych nie lubię pytań z gatunku "dlaczego pan uważa, że ten kolor zielony jest czerwony?". Skoro ja jestem przygotowany do konferencji to dziennikarz też powinien być. A niektórzy próbują wyważyć otwarte drzwi.

Gdybyś popatrzył wstecz, np. na swoje relacje z dziennikarzami w Poznaniu, zmieniłbyś coś w podejściu do mediów?

- Czasami się zdarzało mi zagrzać, to prawda, ale teraz już tak nie jest. Byłem wtedy młodszy, bardziej nerwowy. Dziś podchodzę spokojniej do wielu spraw, co nie znaczy, że nie jestem już wojowniczy.

Co się stało, że z Cracovią ze strefy spadkowej w krótkim czasie doszliście na podium?

- Chłopaki zaczęli grać w piłkę.

Nie zbywaj mnie tak łatwo, bez ogólników.

- Ale to jest proste, po prostu zaczęli lepiej grać w piłkę.

Daję ci okazję, żebyś się pochwalił.

- Czym?

Tym, że miałeś na nich pomysł.

- Miałem na nich pomysł i on się sprawdził, ale nie zamierzam mówić co to było. Dotarliśmy do siebie szybko, złapaliśmy wspólny język. Dodatkowo postawiłem na kilku chłopaków, którzy wcześniej mniej grali, albo grali nie na swoich pozycjach, a u mnie zapalili. Nie przyszedłbym do Cracovii widząc, że jest tam pożar, a ja nie mam pomysłu jak go ugasić.

Od dawna miałeś pomysł, by grać bez napastnika, a na szpicy ustawiać Marcina Budzińskiego czy Mateusza Cetnarskiego?

- Myślałem o tym, gdy wcześniej obserwowałem mecze Cracovii w telewizji. Widziałem jaki tam jest potencjał. A gdy już przejąłem ten zespół, to chciałem wykorzystać wszystkich kreatywnych piłkarzy w składzie, znaleźć im miejsce na boisku. Pomysł się sprawdził.

Zainspirowało cię do tego coś, co widziałeś w światowym futbolu?

- Patrzyłem na różne ligi i różne mecze, więc widziałem, że drużyny grające bez napastników potrafią zdobywać dużo bramek. Ale na nikim konkretnym się nie wzorowałem.

Wiesz, że masz łatkę trenera defensywnego?

- Zawsze mówiłem, że moje drużyny nie grały defensywnie, ale dobrze w defensywie. Wystarczy popatrzeć na grę prowadzonego przeze mnie Lecha. W 13 meczach straciliśmy cztery gole, a nie murowaliśmy bramki. Przecież Robert Lewandowski został królem strzelców. Tak samo było w Grodzisku, długimi okresami w Polonii Warszawa. Jeżeli ktoś mnie miał za trenera defensywnego to Cracovia taką łatkę chyba ostatecznie odczepiła.

Ta Cracovia to twój najbardziej ofensywny zespół w karierze?

- Nie, Lech był równie ofensywną drużyną, ale tam proporcje między atakiem a obroną były lepiej wyważone. Teraz łatwiej nas trafić i nad tym musimy popracować.

Nazwałbyś to co zrobiłeś w Krakowie największym sukcesem w karierze?

- Nie, moim największym sukcesem jest zdobycie mistrzostwa Polski z Lechem Poznań.

Ale tego wszyscy w Poznaniu od ciebie oczekiwali.

- Tak, wszyscy tego oczekiwali, ale i czekali na to 20 lat.

W Cracovii nikt nie oczekiwał tego co zrobiliście.

- W Cracovii przebąkiwano, że możemy znaleźć się w pierwszej ósemce i w niej jesteśmy.

Ale gdy przychodziłeś przed pierwszym meczem z Zawiszą nikt nie myślał, że na koniec roku będziecie na podium.

- To jest dopiero połowa, nie oceniajmy roboty zrobionej w 50 proc.

Jak cię zapytam jaki jest wasz cel na ten sezon, to pewnie znowu powiesz, że pierwsza ósemka.

- Pierwsza ósemka, zdecydowanie tak. Natomiast jak się tam znajdziemy zobaczymy co dalej.

Jednak spójrzmy na tabelę. Możecie śmiało stawiać sobie wyższe cele.

- Nie, wyznaczamy sobie realne cele. Skąd mam zresztą wiedzieć, jakim zespołem będę dysponował po pierwszym stycznia? A jak zabraknie np. Rakelsa czy Kapustki? Nie chcę wybiegać w przyszłość i deklarować na co nas stać.

Czyli nie powiesz głośno: "tak, stać nas na puchary". Albo nawet mistrzostwo.

- Mówienie o mistrzostwie byłoby głupotą. Przypominam, że w poprzednim sezonie broniliśmy się przed spadkiem.

A puchary?

- Kilka drużyn o nich myśli. Legia, Piast, Pogoń, Lech też zaczyna gonić czołówkę. My też. Ale tylko myślimy.

Jak ci się pracuje z Bartkiem Kapustką? To największy talent jaki trenowałeś?

- Obok Roberta Lewandowskiego zdecydowanie. Ale utalentowani byli też Tomek Jodłowiec czy Paweł Wszołek.

Gdybyś miał zestawić Kapustkę i Lewandowskiego, da się ich porównać?

- Ciężko. Lewy już wtedy był ukształtowanym piłkarzem, wszedł na bardzo wysoki poziom i go utrzymywał. A Bartek się rozwija, z każdym miesiącem jest coraz lepszym zawodnikiem. Dojrzewa. Jak widać nie tylko na piłkarskim polu.

Dużo ostatnio rozmawialiście w cztery oczy?

- Ostatnio bardzo dużo, nawet dzisiaj.

Składaliście sobie życzenia świąteczne?

- Nie tylko, rozmawialiśmy też o życzeniach na przyszłość. Ale zostawię to dla siebie.

Masz przyjaciół w polskiej piłce?

- Mam wielu znajomych, mam przyjaciół, ale nie muszę o nich mówić i ich wymieniać. Dobrze się czuje w środowisku, ale nie mam parcia i nie muszę błyszczeć w telewizjach i na bankietach. Czasami wolę się spotkać ze starymi znajomymi z Tarnobrzega.

Praca w Chorzowie to twoja największa porażka w karierze?

- Nie wyszło mi, ale czy to porażka? Sam podjąłem decyzję o odejściu z Ruchu. Gdyby patrzeć na wyniki, to faktycznie nie ma się czym chwalić. Ale to się zdarza w zawodzie trenera. Na początku bardzo to przeżywałem, jednak czas, który później miałem dla siebie pozwolił na wyciągnięcie wniosków.

Czego cię to nauczyło?

- Znacznie spokojniejszego podejścia do wielu rzeczy. Wydawało mi się, że w Chorzowie będziemy mogli wiele osiągnąć, ale z różnych przyczyn nie dało się tego zrobić. Ruch to też specyficzny klub, tam trzeba umieć się odnaleźć. Piłkarsko nam nie wyszło i myślę, że zawodnicy tak samo jak ja wiedzą dlaczego. Najważniejsze to wyciągnąć lekcję z niepowodzeń.

Czego sobie życzysz na przyszłe święta? O czym chciałbyś, żebyśmy rozmawiali za rok? O twoim drugim mistrzostwie Polski?

- Tomek, spokojnie, pomalutku. Ważne żebyśmy znowu spotkali się zdrowi i w dobrych humorach.

Wybierz Ikonę Sportu 2015 czytelników Sport.pl [GŁOSOWANIE] Mobilna wersja plebiscytu na Ikonę Sportu 2015 czytelników Sport.pl [GŁOSOWANIE]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.