Młoda, kryzysowa, z nadziejami. Taka jest wiosna w ekstraklasie

Zapaść zespołów walczących za plecami Lecha i Legii o europejskie puchary oraz niespodziewane przebudzenie dołu tabeli - to podstawowe wnioski, jakie nasuwają się z porównania wyników uzyskiwanych przez ligowców jesienią oraz na wiosnę. Ale nie wszystkie. Piszemy o trzech równie istotnych zjawiskach, które warto śledzić. Bo to, jak się rozwiną, sporo nam o ekstraklasie powie - tak w perspektywie kolejnych sezonów, jak i końcówki obecnego, prawdopodobnie znacznie ciekawszego, niż spodziewalibyśmy się jeszcze pod koniec zimy.

1. Młodzi dodają kolorytu, ale nie zapewniają zwycięstw

Chude kadry i portfele ligowców zmuszają część trenerów do stawiania na młodych. Jesienią uwagę przyciągali zwłaszcza Tomasz Kędziora, któremu wielu wróży reprezentacyjną karierę na lata, Łukasz Zwoliński, udanie prezentujący się w ataku Pogoni, a także nastolatek Bartłomiej Drągowski, dzięki któremu Jagiellonia zyskała kilka punktów i potencjalne zabezpieczenie finansowe. Wiosną jednak już tak dobrze nie jest.

Choć Michał Probierz umiejętnie wprowadza młodych, ci nie są jeszcze w stanie wziąć na siebie pełni odpowiedzialności. Karol Mackiewicz czy Nika Dzalamidze potrafią błysnąć, ale równie często zdarza się im znikać. Szczególnie mocno widać to było w ostatnich kolejkach, gdy białostoczanie musieli grać w ataku pozycyjnym, ale nie bardzo miał kto wziąć na siebie ciężar gry. Nie zawsze są w stanie go dźwignąć także młodzi z Cracovii - Bartosz Kapustka i Mateusz Wdowiak od początku roku mocno pracują na swoje nazwiska, w przypadku ich nieobecności mówi się już o osłabieniu, ale "Pasy" w pierwszych 6 meczach zdobyły ledwie 6 punktów i dopiero zmiana systemu gry przyniosła im (pod nieobecność chwalonego Kapustki) ostatnio zwycięstwo.

Jeszcze dramatyczniej wygląda przypadek Pogoni, która po siedmiu tegorocznych kolejkach powiększyła urobek o ledwie 5 oczek, a w 2015 trafiał dla niej wyłącznie doświadczony Robak. Na ławce osiadł Zwoliński, tylko przez moment wyczekiwanym liderem zdawał się Michał Janota, a sprowadzony z Głogowa Karol Danielak miejsce w pierwszym składzie stracił tak szybko, jak je dostał. Najlepiej w tym wszystkim spisuje się zdumiewająco młoda defensywa (Hubert Matynia, Mateusz Matras, Dominik Kun i Sebastian Rudol stworzyli we wtorek linię obrony o średniej 21,5 lat!), choć i tak traci ponad jedną bramkę na mecz. Słabszych w tym względzie jest osiem zespołów, ale to "Portowcy" muszą gonić uciekającą górną połowę tabeli.

A jeśli już przy traceniu jesteśmy - najsłabsze zasieki stawia w tym roku Piast, którego obroną dowodzi 22-letni Kornel Osyra, w defensywie biega też jego równolatek, Tomasz Mokwa. Przed nimi ustawiany jest zwykle dwa lata młodszy Radosław Murawski, ale na razie dyspozycji z jesieni gliwiczanie odzyskać nie mogą. Na tym tle warto wyróżnić Rafała Janickiego, którego Lechia dopiero w ostatniej kolejce straciła pierwsze w tym roku bramki z gry, czy wspomnianego już Kędziorę, pewnie podążającego z zespołem za liderem z Warszawy (choć już w Pucharze Polski z tym podążaniem było słabiej).

Ogólna tendencja jest jednak dość logiczna: młodzi sprawdzają się tam, gdzie mają wokół siebie nie tylko doświadczonych, ale i klasowych zawodników. Drużyny słabsze kadrowo czy wręcz zmuszone opierać skład na piłkarzach nieopierzonych narażone są zaś na wahania formy. To jednak dobry symptom: najsłabszego jesienią Zawiszę pogrążył hurtowy zaciąg zagraniczny, znacznie lepiej prezentowali się ci, którzy sięgnęli po zasoby krajowe. Skoro nasza liga na razie nie ma co marzyć o doszlusowaniu poziomem do europejskiej czołówki, niech przyda się choćby w roli wychowawcy młodzieży.

2. Strażacy mają co gasić

Jedni przerwę zimową spędzili na bezpiecznym, siódmym miejscu. Drudzy, choć trzy lokaty niżej, tracili do nich ledwie punkt. To mogło uspokoić. Może aż za bardzo. I GKS Bełchatów, i Piast zaliczają na razie najsłabszą wiosnę spośród wszystkich ligowców. W siedmiu spotkaniach pierwsi ugrali jedno zwycięstwo, drudzy dołożyli jeszcze skromniutki remisik. Efekt? Niżej w tabeli są już tylko Zawisza oraz Ruch, czyli dla odmiany dwa zespoły punktujące wiosną znacznie powyżej oczekiwań.

Oddech rywali najszybciej poczuli na plecach działacze. Wiadomo - zza prezesowskiego biurka widać najlepiej, wygodny fotel sprzyja emocjom, stanowisko sprzyja decyzjom. Tak oto Piast i GKS straciły swoich trenerów, zyskały oczywiście nowych, ale czy zyskają drużyny, dopiero się przekonamy. Na razie bilans "nowych mioteł" taki, że nie ma czego sprzątać, a właściwie zbierać: łącznie trzy mecze, trzy porażki. Chyba nie tak to miało wyglądać.

Sytuacja może dziwić o tyle, że w obu klubach przeżywano już podobne stany kryzysowe. W Bełchatowie nawet z udziałem tego samego szkoleniowca - w sezonie 2012/13 Kamil Kiereś został zwolniony we wrześniu, by już w styczniu z powrotem obejmować drużynę, która za kadencji następcy punktowała jeszcze słabiej. Ekstraklasy nie uratował (zabrakło... jednego remisu), ale już po roku świętował awans. Z kolei latem zeszłego roku wydawało się, że do jego końca nie dotrwa trener Garcia. Piast po sześciu kolejkach nie miał ani jednego zwycięstwa, zdążył za to przyjąć 4 bramki od Lecha (z czego 3 strzelone przez Ubiparipa, którego nigdy w Poznaniu poważnie nie traktowano). Potem przyszła jednak seria trzech zwycięstw, a hiszpański szkoleniowiec z nieudacznika awansował do rangi cudotwórcy. Nie na długo.

W 2015 roku gliwiczanie znów zaczęli od kilku wpadek, ale sytuacja w tabeli wciąż była jeszcze przyzwoita. Najwyraźniej jednak w oczach działaczy drużyna zasługiwała na więcej. Ta sama drużyna, która średnią wiekową wystawianej kolejka za kolejką obrony ma blisko wieku dla polskiego piłkarza uznawanego za szczenięcy. Ta sama, która zarówno w formacji obronnej, jak i w pomocy (napastników wypada w tym kontekście raczej przemilczeć) wystawiała maksymalnie dwóch zawodników z więcej niż setką ekstraklasowych występów. Piast z niedawnego beniaminka i ligowego średniaka miał się nagle przeistoczyć w drużynę pierwszej ósemki? Najwyraźniej taki był plan.

Na jego realizację w obu zespołach poczekamy raczej dłużej niż krócej. Nowi trenerzy, na również dość nowych dla tej ligi warunkach (obaj podpisali zaledwie trzymiesięczne umowy - prawda, że musieli wzbudzić ogromne zaufanie?), muszą gasić pożary w warunkach wybitnie niesprzyjających. Bo drwa do pożogi dorzucają i z Bydgoszczy, i z Chorzowa.

3. Nadzieja (na emocje) w Lechu

Już chyba do końca kariery będzie się za Maciejem Skorżą ciągnął cytat o lidze, która ma być ciekawsza, bo prowadzony przez niego zespół przegrał. W tym sezonie opiekun Lecha ma jednak dużą szansę sprawić, by formułka nabrała zupełnie nowego znaczenia.

Kiedy przed sezonem Legia kolejne okienko transferowe z rzędu nie tylko się nie osłabiała, ale wręcz wzmacniała skład (polski pucharowicz się zbroi - rzecz w ostatnich latach bez precedensu), wydawało się, że sprawa mistrzostwa jest przesądzona. Do walki o tytuł nie miał być w stanie włączyć się sukcesywnie grabiony z najlepszych piłkarzy Śląsk, kryzys Wisły trwał już od dłuższego czasu, a Lech... Lech odejścia Wołąkiewicza i Możdżenia łatał pierwszoligowcem Wiluszem, nie znalazł następcy dla oddanego do Dynama Teodorczyka, a jedyną iskierką nadziei było wypożyczenie, wtedy jeszcze z bardzo niepewną opcją transferu definitywnego, Darko Jevticia.

A jednak udało się pozostać w grze o mistrza. Duża w tym zasługa Legii, która konsekwentnie odpuszczała ekstraklasę, gdy w perspektywie miała młócki europejskie. Ale też w "Kolejorzu" zrozumieli, że dzięki temu przed zespołem otwiera się zaskakująco duża szansa na odebranie legionistom panowania. I choć wartości zimowych zakupów poznaniaków ocenić jeszcze w pełni nie sposób, jedno można już jednak powiedzieć: Lech otworzył sobie możliwości. Kupił los na loterię, która w sprzyjających warunkach może przynieść mu pierwsze miejsce w tabeli, wzmacniając jednocześnie pewność, że nawet w przypadku nieudanego ataku nie powinien spaść dalej niż na pozycję wicemistrzowską.

I drużyna Skorży na razie robi to, czego oczekują od niej kibice. Na wiosnę z czołówki punktuje najlepiej. Z czwartej przed przerwą zimową pozycji awansowała na drugie, straty do lidera zniwelowała z 6 do 3 oczek. Kilka dni temu odniosła w Bełchatowie zwycięstwo na wyjeździe - pierwsze od czterech miesięcy, ledwie trzecie w tym sezonie. Coś drgnęło, coś się ruszyło. Być może to chwilowy zryw. Być może za moment kapitalną formę złapie słaba na początku roku Legia. Ale nawet zakładając niekorzystny dla "Kolejorza" scenariusz, mamy jeszcze podział punktów. I bezpośredni mecz między pretendentami do tytułu. Jeszcze się zadzieje.

"Nie mam biletów na Beyonce". Afera biletowa Grenia [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.