T-Mobile Ekstraklasa. Lech znajdzie zadymiarzy za lżejszą karę?

Wojewoda Piotr Florek zamknął na jeden mecz trybunę stadionu w Poznaniu, z której odpalono ponad setkę rac w starciu z Legią 22 marca. I stawia Lechowi warunki: pomóżcie w wyłapaniu sprawców, bo inaczej kara będzie surowsza.

Kibice z tzw. Kotła nie obejrzą meczu z Koroną. Obejrzą spotkanie ze Śląskiem, jeśli klub - oprócz pomocy w ujęciu sprawców - uniemożliwi przejście kibiców z Kotła na inne sektory.

- Po meczu znaleźliśmy 124 zużyte pojemniki środków pirotechnicznych. Organizator nie wywiązał się z obowiązków, nie zapobiegł ich wniesieniu. A po odpaleniu ich nie było żadnej reakcji służb - uzasadniał Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji, która chciała zamknąć trybunę na dwa mecze.

- To było celowe i masowe działanie - mówił wojewoda Florek. - Mieliśmy do czynienia z niespotykanym dotąd zadymieniem stadionu. Jeśli ktoś z kibiców miałby kłopoty z oddychaniem, chciałby szybko wyjść z takiego zadymionego miejsca, mógłby doprowadzić do paniki.

Wicekomendant wojewódzki Jerzy Ranecki zadymienie podczas meczu z Legią nazwał "krytycznym zagrożeniem". Według raportu wielkopolskiego konsultanta ds. toksykologii mecz można było rozegrać tylko dzięki wiatrowi.

Warunki kary oznaczają zmianę taktyki wojewody. Do tej pory karał Lecha i zwiększał sankcje, kiedy uznawał post factum, że klub nie współpracował z policją. I zwykle zamykał cały stadion. Teraz chce zmusić klub do współpracy i ukarać tych, którzy rzeczywiście zawinili, czyli ludzi z Kotła. - Zablokujemy im karty kibica, nie będą mogli wejść na stadion - zapewnił Henryk Szlachetka, szef bezpieczeństwa w Lechu.

Jeśli chodzi o pomoc w ustaleniu sprawców, wojewoda uściślił, że nie oczekuje od klubu przyprowadzenia za rączkę sprawców na komendę. - Musimy jednak widzieć w Lechu chęć współpracy z policją, a nie utrudnianie jej - mówi.

- W piątek zwrócimy się o pomoc do policji w identyfikacji osób, które odpowiadają za odpalenie pirotechniki. Udostępniliśmy służbom zapis monitoringu stadionowego i czekamy na ich ustalenia - mówi rzecznik prasowy Lecha Poznań.

Decyzję wojewody skrytykowała Ekstraklasa SA, która nałożyła na Lecha karę finansową 10 tys. zł. - Zamknięcie "Kotła" jest absurdalne. Ponad 40 tys ludzi bezpiecznie wróciło do domów. Skoro mecz nie został przerwany i w jego trakcie nie interweniowały podległe wojewodzie służby, to znaczy, że zagrożenia nie było. Lech jest w rzeczywistości szantażowany przez organ administracji publicznej - stwierdził Seweryn Dmowski, doradca zarządu Ekstraklasy ds. bezpieczeństwa.

Wojewoda wielkopolski twierdzi, że zagrożenie było bardzo duże, a złe zabezpieczenie meczu i brak reakcji obciążają klub, a nie państwowe służby.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.