Ekstraklasa. Trzy wrzutki, czyli czego się dowiedzieliśmy po 22. kolejce

O minionym weekendzie polskiej ekstraklasy jedno można powiedzieć na pewno: nie był jednokolorowy. Nudny piątek ustąpił miejsca emocjonującej sobocie, a w niedzielę okazało się, że... właściwe emocje nie były potrzebne. Bo w lidze zostaje po staremu. Jak wygląda stare, przeczytacie w naszym podsumowaniu.

1. Piątek: Wielki Post

Worek goli? Składne akcje? Gra z pierwszej piłki? Nie tym razem. Przez 180 minut piątkowych spotkań piłkarze postanowili maksymalnie wypościć kibiców. Nie strzelili żadnej bramki z gry, starali się też nie zwracać na siebie uwagi przesadnie ofensywnym nastawieniem czy kreatywnością.

- Co można powiedzieć o tym meczu? - zagaił reporter, gdy z boiska zeszły Ruch i Lechia.

 

- No nie wiem... - nie dał się podpuścić Sebastian Mila.

Szybko jednak przeanalizował to, co się działo na boisku. - To było starcie dwóch stylów, które wyszło na remis - tłumaczył później. Kapitana gości musi martwić, że z dwiema najsłabszymi drużynami ligi lechiści wywalczyli zaledwie dwa punkty. Sam rozgrywający jest na wiosnę wyraźnie w słabszej formie, nie dostaje też zbyt wielu podań. Ciekawe, czy wynika to z obserwacji jego dyspozycji przez partnerów, czy może z obawy, że pomylą go ze standem reklamowym? Praca, jaką Mila wykonał ostatnio w zakresie marketingu, była tytaniczna, ale treningów raczej nie zastąpi.

Oszczędnie emocjami szafowali też przy Kałuży. Na policzenie celnych strzałów obu zespołów wystarczyło palców jednej ręki. Na określenie poziomu meczu zabrakło słów, podobnie jak do opisywania stanu boiska. Bezbramkowy remis na kretowisku ma jednak niewątpliwą zaletę: zawsze można po nim pochwalić defensywę, co trenerzy ochoczo czynili. Jeden z chwalonych, Tomasz Kędziora, w pomeczowym wywiadzie pokazał, że mimo młodego wieku dopasowuje się do Ekstraklasy nie tylko coraz wyższym poziomem gry, ale i argumentami retorycznymi:

- To był mecz walki, nie dało się grać inaczej... . "Inaczej" nie chce też jakoś zagrać cały zespół "Kolejorza" - jego licznik wyjazdowych zwycięstw zatrzymał się na dwóch (do tego aż 7 remisów i 2 porażki). Dwa razy więcej wygranych na obcych boiskach ma Podbeskidzie, ale bielszczanie o mistrzostwo nie walczą. Lech za to najwyraźniej boi się jakąś dobrą passą spłoszyć Legię, która też w tym roku więcej punktów zgubiła, niż wywalczyła.

2. Wielka Sobota

Jeśli z piątkowych kopanin można wyciągnąć jakiś plus, to chyba tylko ten, że sobotnie mecze smakowały po nich wyśmienicie. Kawał dobrego futbolu (choć już nie sędziowania) obejrzeliśmy w Bełchatowie - gospodarze przerwali passę 7 meczów bez zwycięstwa, za to Wisła na wiosnę nadal ma tylko 1 punkt na koncie. Forma wiślaków jest już nieco lepsza, a gdyby przy stanie 1-0 sędzia nie pomylił się o metr w ocenie tego, gdzie obrońca GKS-u zagrywał piłkę ręką, zamiast wolnego dostaliby rzut karny i spotkanie mogłoby zrobić to, co zwykle robi w takich wypadkach: potoczyć się inaczej.

Nic nie zmieniło się za to w formie Arkadiusza Piecha. Kolejne dwa trafienia (tym razem nie ze spalonych) sprawiły, że napastnik w 3 meczach ma już 4 bramki. Dwa razy więcej, niż w pięciu pierwszych tegorocznych spotkaniach strzeliła... Legia, która zimą piłkarza oddała. Jeśli mecz z Bełchatowa był transmitowany do Chin, Piech jest już ustawiony do końca życia.

Ustawiony nie jest za to Śląsk, który rok pracy Tadeusza Pawłowskiego uczcił wiosną zdobyciem ledwie 2 punktów na 9 możliwych, ale po widowisku, jakie zobaczyliśmy w Zabrzu, można te straty wybaczyć. 1:0, 1:1, 1:2, 2:2, 2:3, 3:3 - jeśli to nie był mecz kolejki, to w poniedziałek Pogoń z Łęczną zagrają na miarę finału Ligi Mistrzów.

Swój mały finał wygrał w sobotę Zawisza - jego poprzedniego zwycięstwa nie pamiętają nawet najstarsi górale (bo "Górale" z Podbeskidzia w Bydgoszczy w poprzedniej rundzie wygrali), zapamięta za to trener Piasta, który osiągnął ze swoim zespołem kolejne Resultado histórico . W tym meczu wszystko było u gospodarzy pierwsze: tegoroczna bramka, komplet punktów, występ Bartłomieja Pawłowskiego. Ten ostatni popisał się przy okazji swoją również pierwszą po powrocie do Ekstraklasy (i raptem pół roku gry) dobrą akcją, kapitalnie ogrywając dwóch rywali i dośrodkowując przy pierwszym trafieniu gospodarzy.

3. Niedziela: Gońmy? Nikt nie woła...

Jeśli zastanawialiście się, jak to możliwe, że w było nie było cywilizowanej i chcącej uchodzić za poważną lidze obrońca tytułu notorycznie wystawia rezerwy, często płacąc za to punktami, po tej kolejce nie ma już wątpliwości. Odpowiedź jest bardzo prosta: bo może. Legionistów nikt gonić nie ma ochoty.

Porażka i remis w pierwszych dwóch meczach? Tragedia - powiedzą w Krakowie, Poznaniu czy Wrocławiu. W Warszawie zaśpiewają: mamy lidera, hej Legio mamy lidera! . Podopieczni Henninga Berga zaczęli od punktu w dwóch meczach, ale rywale podbili stawkę. Wisła wywalczyła tyle w 3 spotkaniach. Śląsk uskładał całe dwa, Lech aż 5 (na 9 możliwych), ale ten miał większą stratę niż wrocławianie. Podobnie Jaga, która potrafiła ograć na wyjazdach lidera i wicelidera, by w Białymstoku przegrać z trzecią od końca Koroną. Nie pomógł sparing w środku tygodnia, nie pomogła własna publiczność, w niedzielne popołudnie wszystko było już jasne: lider się nie zmieni.

Happy end

Dzięki trzem bramkom strzelonym Podbeskidziu Legii wreszcie udało się przegonić Piecha. Do końca sezonu zasadniczego pozostało 8 kolejek. A nuż komuś zachce się przegonić Legię?

Futbolowe prace serbskiej graficzki. Jest Robert "Maszyna" Lewandowski [PLAKATY]

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.