Ekstraklasa. Legia - Lech. Szlagier tkwi w szczegółach

Piłkarze Lecha chcą przedostać się pod bramkę rywala po akcjach złożonych z maksymalnie trzech podań, Legia gra cierpliwie w środku, najczęściej szuka prostopadłego zagrania. Mecz w sobotę o 13.30. Relacja na żywo na Sport.pl

Mecz najlepszych polskich drużyn prawdopodobnie zdecyduje o mistrzostwie. Na cztery kolejki przed końcem Legia jest liderem i ma dwa punkty przewagi nad Lechem.

Eksperci (rozmawialiśmy m.in. z Andrzejem Juskowiakiem, Tomaszem Łapińskim, Marcinem Adamskim i Maciejem Murawskim) i kibice są zgodni, że bardziej widowiskowo i skuteczniej gra wiosną Lech. Wygląda też na zespół lepiej przygotowany fizycznie.

Drużyna Mariusza Rumaka jest w tym sezonie nie do zatrzymania (36 z możliwych 39 punktów) na wyjazdach, ale na przełomie roku miała fatalną serię na własnym boisku (cztery porażki i remis). Z czasem odzyskała równowagę także u siebie (cztery zwycięstwa z rzędu), kolejnych przeciwników rozjeżdża z coraz większym impetem. Legia, jeśli dopada ją słabość, częściej niż Lech bywa bezradna, w rundzie rewanżowej straciła o dwa punkty więcej od poznaniaków. Przegrała także rewanż finału Pucharu Polski ze Śląskiem po najgorszym meczu wiosną.

Gdyby obaj trenerzy mieli do dyspozycji wszystkich piłkarzy, skład Lecha na sobotni szlagier można by przewidzieć bez pudła. Jedyny dylemat dotyczyłby napastnika, ale najlepszy strzelec drużyny Bartosz Ślusarski (11 goli) prezentował się ostatnio lepiej od Łukasza Teodorczyka. Pomoc Lecha jest chyba najstabilniejsza w ekstraklasie - z defensywnymi Łukaszem Trałką i Rafałem Murawskim (wraca do reprezentacyjnej formy) oraz ofensywną trójką (Kasper Hamalainen, Aleksandar Tonev, Gergo Lovrencsics, wiosną prawdopodobnie najlepszymi obcokrajowcami w lidze). Nie oni jednak głównie kreują grę. Ataki Lecha rozpoczynają się już od obrońców. Wiele goli zespół Rumaka strzelił po kontrach (angażują się w nie niemal wszyscy zawodnicy). Konstruując atak pozycyjny, chce przedostawać się pod bramkę rywala maksymalnie trzema podaniami, najczęściej kończy akcje dośrodkowaniem w pole karne. Tam do górnej piłki rusza napastnik. Bywa też, że boczny pomocnik schodzi do środka i strzela (Tonev, Lovrencsics).

Poznaniacy zyskują przewagę wypadami w pole karne rywala nie tylko bocznych obrońców (Ceesay, Henriquez), ale również stoperów. Żelazny punkt obrony Hubert Wołąkiewicz ostatnio kilka razy włączał się do akcji, miewa widowiskowe asysty; Marcin Kamiński nie tylko walczy o górne piłki, ale i sam próbuje strzelać. W tym sezonie zdobył już trzy bramki.

Trener Jan Urban od początku roku żongluje piłkarzami ze swojej licznej kadry. Mimo to w końcówce sezonu z konieczności korzysta z piłkarzy, których pożegnanie z Warszawą wydawało się przesądzone - Marko Sulera, Janusza Gola i Michała Kucharczyka. Być może wszyscy zagrają w sobotę. Pewni miejsca mogą być też: Dusan Kuciak, Artur Jędrzejczyk, Jakub Kosecki, Ivica Vrdoljak, Wladimer Dwaliszwili i Marek Saganowski.

W Legii nie ma już mocno wpływającego na taktykę Danijela Ljuboi, odsuniętego za balangowanie. Z Serbem w pierwszym składzie - a tak Legia zaczynała aż 51 kolejnych spotkań - część zawodników wyłączała się z akcji. Ljuboja po prostu przejmował piłkę lub szukał gry tylko z Miroslavem Radoviciem. Teraz to się zmieniło. Ostatni mecz z Jagiellonią (3:0) pokazał, że bez Serbów reszta piłkarzy angażuje się w niemal każdą akcję.

Drużyna Urbana cierpliwie gra w środku pola, wymienia wiele podań, często próbuje wypracować przewagę prostopadłym zagraniem do napastnika. Mankamentem warszawiaków są defensywni pomocnicy (ostatnio najczęściej Vrdoljak i Furman), którzy w destrukcji spisują się bez zarzutu, ale niechętnie ruszają do przodu, aby stworzyć przewagę blisko bramki rywala.

Nie tylko eksperci, także trener Rumak uważa, że kluczową postacią Legii bywa Radović. Ale tylko wtedy, gdy dostrzega innych kolegów niż Ljuboja, kiedy próbuje dryblować i wykonuje ważne podania. Serb w sobotę może jednak nie zagrać, a wtedy za akcje indywidualne wezmą się Dwaliszwili lub Kosecki. Oceniający oba zespoły zwracają uwagę także na reakcję drużyny na wydarzenia na boisku. Legia nie jest tak cierpliwa jak Lech. Kiedy poznaniacy pierwsi tracą gola (np. z Zagłębiem) lub długo go nie strzelają, nie wykazują nerwowości.

- Przy Łazienkowskiej raczej będziemy mieli spotkanie "z dużej chmury mały deszcz". Im dłużej będzie 0:0, tym gorzej dla meczu. Ale jeśli padnie szybko gol lub jeśli Legia i Lech zagrają otwarcie, nie kalkulując, kibice mogą zobaczyć największe ligowe widowisko ostatnich lat - przewiduje Łapiński.

Więcej o:
Copyright © Agora SA