Ekstraklasa. 1. Śląsk, 2. Ruch, 3. Lech. Samobój Legii

W niewiarygodny sposób, wygrywając zaledwie jeden z ośmiu meczów, zmarnowała drużyna Macieja Skorży wielką szansę na mistrzostwo Polski. Kolejkę przed końcem ekstraklasy sensacyjnym liderem został Śląsk

W niedzielę ostatnia kolejka Ekstraklasy na żywo w m.sport.pl

I też od warszawiaków nie jest lepszy, bo wiosną straszy fatalnym jak na przyszłego mistrza bilansem: 4 zwycięstwa, 4 remisy, 4 porażki. W ogóle T-Mobile Ekstraklasa to liga, w której nie obowiązują żadne reguły - każdy wygrywa z każdym, biedni grabią bogatych, faworyci tracą punkty na zawołanie. Mistrz będzie miał najwyżej 56 punktów.

W czwartek wrocławianie pokonali Jagiellonię 3:1. Dość spokojnie, choć przez kwadrans, kiedy karnego wykorzystał Plizga, mogli czuć się zagrożeni. Fenomenalny mecz rozegrał Sebastian Mila (kolejne dwie asysty), dla którego Franciszek Smuda nie znalazł miejsca nawet na rezerwowej liście kandydatów do gry na Euro. Zresztą nie ma wśród powołanych żadnego piłkarza obecnego lidera, z drugiego Ruchu jest tylko Piech, i to jako rezerwowy, mimo że w czwartek w meczu z Cracovią (2:0) strzelił 11. gola w sezonie.

Wrocławianie (w ostatniej kolejce zmierzą się z rekreacyjnie finiszującą Wisłą) i chorzowianie (ich rywalem będzie bezpieczna już Lechia) oraz Lech, który odniósł szóste zwycięstwo w siódmym meczu (gra z Widzewem) - to drużyny, które mają realne szanse na mistrzostwo. Jeśli w ostatniej kolejce nie zdarzą się kolejne cuda, największym przegranym tego sezonu będzie Legia, która tylko matematycznie może jeszcze wrócić na pierwsze miejsce. W czwartek drużyna Skorży przegrała z Lechią 0:1, nie oddając w drugiej połowie żadnego strzału. - Nie wiem, co trzeba powiedzieć, by opisać, co się stało. Taka rzeczywistość, nie byliśmy w stanie wygrać z Lechią, musimy zmierzyć się z czarnym scenariuszem. Walka o mistrzostwo to nie tylko mówienie o tym, to przede wszystkim walka na boisku - mówił ostro Michał Żewłakow, którego trener ściągnął przed końcem meczu.

Ale to przede wszystkim z winy Skorży Legia straciła szansę na mistrzostwo, mając największy potencjał w lidze. Przez dziewięć kolejek była liderem, mimo że w ostatnich ośmiu meczach wygrała zaledwie raz!

To przez trenera drużyna zaczęła grać kunktatorsko, momentami wręcz bojaźliwie. Skorża "motywował" ostatnio swoich ludzi banałami, że "liga się wyrównała", a przed kluczowymi spotkaniami ostrzegał, że nie czas na piękną i finezyjną grę. - Presja robi swoje, każdy chce popełnić jak najmniej błędów - tłumaczył się jeszcze przed nieudanymi spotkaniami.

Postawę Legii, jej działaczy, szkoleniowca i niektórych graczy można zamknąć w słowie "samobój", jakiego nasza liga nie widziała od lat. Mimo to szkoleniowiec zostanie na kolejny sezon, bo działacze już kilka tygodni temu przedłużyli z nim kontrakt.

W czwartek z walki o tytuł wypadła także Korona Kielce, która niespodziewanie przegrała u siebie z Widzewem 0:2. W niedzielę w stolicy zamiast meczu o mistrzostwo między Legią a kielczanami ponad 30 tys. kibiców zobaczy walkę Legii o zachowanie twarzy.

Jeśli mistrzem zostanie Śląsk lub Ruch, szansę, że będziemy mieli drużynę zdolną awansować do Ligi Mistrzów, zmaleją do minimum. W obu klubach nie myślą raczej o wielkich transferach, więcej energii działacze poświęcają związaniu budżetu oraz zatrzymaniu piłkarzy, którzy albo żądają gigantycznych podwyżek, albo już dogadali się z innymi klubami. I tak we Wrocławiu nie zostanie Fojut (przenosi się do Celticu) i Celeban (chce iść do Legii) oraz najprawdopodobniej Madej (nie podpisał kontraktu), Diaz (ma się wynieść do Bundesligi lub Eredivisie), a także Kelemen (ma wiele propozycji z Zachodu). Ruchowi również będzie trudno zatrzymać parę bramkostrzelnych napastników Jankowski - Piech.

Z ekstraklasy spadł w czwartek ŁKS, w poprzedniej kolejce degradacja dotknęła Cracovię. Z pierwszej ligi największe szanse na awans mają Termalica Nieciecza, Pogoń Szczecin i Piast Gliwice.

Zobacz wideo

Wideo, bramki i skróty z ekstraklasy w serwisie Ekstraklasa.tv ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.