Co warto zapamiętać w siódmej kolejce Ekstraklasy?

Derby Warszawy, Korona wciąż gra twardo i pozostaje liderem, piłkarze skaczą sobie do oczu, Rudniew idzie na króla strzelców, a Górnik nie wie, co to fair play.

Trzy w jednym Polonii Derby Warszawy po raz kolejny wygrała Polonia, dzięki czemu "Czarne Koszule" poprawiły niekorzystny bilans Iligowych meczów z Legią. Dla piłkarzy z Konwiktorskiej trzy punkty to także awans w tabeli na czwarte miejsce oraz koło ratunkowe dla zagrożonego dymisją trenera Jacka Zielińskiego II.

Dla Legii ten wynik jest kolejną wpadką, 14. porażką w 36 meczach trenera Macieja Skorży, co czyni go - nie licząc epizodów Stefana Białas, Jacka Zielińskiego I i Krzysztofas Gawary - najgorszym trenerem legionistów w XXI wieku.

Przy Konwiktorskiej są szczęśliwi, przy Łazienkowskiej skonsternowani, a były napastnik Legii i ekspert Polsatu Wojciech Kowalczyk w ogóle nie zaskoczony. - Spodziewałem się tego, bo polskie drużyny nie są przystosowane do gry co trzy dni na jakimkolwiek poziomie: czy to Legia, czy to Wisła, czy przed rokiem Lech. Poza tym, jak grać ważne mecze, skoro nie ma się mocnej rezerwy. A Legia chyba nie ma, skoro jej trener wpuszcza w końcówce 21-letniego Macieja Górskiego, dla którego był to trzeci występ w ekstraklasie. To może być dopiero początek kłopotów Legii.

Rudniew królem strzelców. Już teraz

Napastnika Lecha po siódmej kolejce koronował były piłkarz Legii i reprezentacji, a teraz ekspert Polsatu Wojciech Kowalczyk. - Nie przesadzam: Artjom Rudniew jest już królem strzelców z ponad 20 golami na koncie, co dla polskich piłkarzy było w ostatnich latach barierą nie do przełamania.

Trzy gole w piątek, trzeci hat trick w tym sezonie czynią Łotysza strzelcem, jakiego w lidze nie było. Na miejscu Lecha absolutnie nie obawiałbym się, że jest to tak naprawdę jedyny ich snajper. Nie grają przecież w pucharach, nie są więc obciążeni, ryzyko kontuzji jest więc mniejsze, a w to, że Rudniew się zatnie i przestanie strzelać, po prostu nie wierzę. Wystarczy mu jeden, dwa gole w kolejce i obroni się na czele tabeli strzelców, a poznaniakom da wysokie miejsce w tabeli - opowiada Kowalczyk.

To tyle jego zachwytów nad ligą, bo oprócz meczu Lecha z Jagiellonią nie porwało go żadne spotkanie. - Zmieniały się stadiony, zmieniały się drużyny, stroje, piłkarze, a tempo większości meczów i ich poziom były takie same - tak słabe, że aż zniechęcające do przyjścia na stadion, co zresztą widać po coraz słabszej frekwencji. Sobotnie spotkania były wielkim rozczarowaniem, łatwo zatem znaleźć rodzynek siódmej kolejki, a więc strzelaninę Lecha z Jagiellonią - kończy Kowalczyk.

Przepraszam, czy tu biją?

Najprawdopodobniej polscy piłkarze oglądają rozgrywany w Nowej Zelandii Puchar Świata w rugby. A już na pewno zawodnicy Ruchu, Korony i Lechii, bo w sobotę zaczęli sobie skakać do gardeł w stylu, którego nie powstydziliby się najwięksi rugbowi twardziele. Co dziwne, do sprzeczki doszło nawet wewnątrz drużyny. Chorzowianie prowadzili z Podbeskidziem już do przerwy, mimo to do kapitana Rafała Grodzickiego dopadł bramkarz Matko Perdijić i tak gorączkowo ganił go za sytuacje z meczu, że doszło do rękoczynów. Chwycili się za szyje, szarpali, a zdezorientowani koledzy nie bardzo wiedzieli, co zrobić. W szatni musieli wyjaśnić sobie konflikt na tyle skutecznie, że po meczu obaj w uścisku opuszczali boisko. Żaden nie miał podbitego oka ani zadrapań, a trener Waldemar Fornalik uznał, że zdarzenie to... bardzo pozytywnie wpłynęło na zespół.

Nie dali sobie w kaszę dmuchać piłkarze Korony i Lechii, którzy rzucili się na siebie całymi drużynami. Zaczęło się od przepychanki Tomasza Lisowskiego z Lewonem Hajrapetjanem, najbardziej krewki w tym starciu był coraz bardziej przypominający boksera wagi ciężkiej Maciej Korzym. Także inni piłkarze z Kielc budzą respekt wyglądem, a ich twardy i bezpardonowy styl przekłada się na liczbę żółtych i czerwonych kartek (23-1). Są pod tym względem najbrutalniejszym zespołem ligi i zajmują ostatnie miejsce w klasyfikacji fair play. Piłkarze Podbeskidzia, którzy są największymi dżentelmenami, to przy nich przedszkolaki - zarobili siedem żółtych kartek, żadnej czerwonej i spowodowali tylko jednego karnego.

Nic nie zapowiada, by gra Korony miała się zmienić. Trener Leszek Ojrzyński potwierdził w "Gazecie", że jego zespół wciąż będzie grał na granicy faulu, a jeśli któryś z jego piłkarzy będzie odpuszczał, nie znajdzie miejsca w składzie. Na razie styl ten przynosi efekty, bo kielczanie są liderem, nie przegrali żadnego meczu, a w następnej kolejce zmierzą się z Polonią, która w podobny sposób sięgnęła w 2000 roku po mistrzostwo Polski. Żeby było ciekawiej, trenerem bramkarzy Korony jest Maciej Szczęsny, przed 11 laty ostoja "Czarnych Koszul".

I to ma być fair play?

...pytał kilka razy piłkarzy Górnika trener ŁKS-u Michał Probierz. Łodzianie wybili piłkę w aut, kiedy jeden z ich piłkarzy leżał kontuzjowany. Podniósł się, a Górnik, zamiast piłkę oddać, jak nakazuje piłkarski kodeks honorowy, szybko wyprowadził akcję, wyprzedził zdezorientowanych ełkaesiaków i strzelił gola.

Probierz to były piłkarz Górnika, być może jeden z najtwardszych jego zawodników, który nie przepuścił żadnemu rywalowi. Ale akurat fair play nie było mu obce, nawet podczas gorących derbów Śląska. Obecni piłkarze z Zabrza tych czasów nie pamiętają.

Zachowania piłkarza West Ham United Paolo Di Canio z 2001 roku z pewnością też nie widzieli. Włoski napastnik dostał podanie na czystą pozycję, ale widząc, że bramkarz rywala, interweniując, skręcił nogę, przyjął piłkę na klatkę i zamiast strzelić do pustej bramki, złapał ją w ręce. Dostał za to nagrodę FIFA.

Najlepsi strzelcy Ekstrakalsy, cztyli kogo ściga Frankowski ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.