Polski Neuer jest jak Boruc. A mógł być mistrzem pchnięcia kulą. Jakub Wrąbel, bramkarz kadry U-21, od piłki woli... historię

Jeśli bramkarz musi być szalony, to on jest szalony innością. Nie interesuje się futbolem, od meczów woli gry strategiczne i historię. Już w czerwcu Jakub Wrąbel, golkiper Śląska Wrocław wypożyczony do Olimpii Grudziądz, spróbuje doprowadzić reprezentację Polski do złotego medalu mistrzostw Europy U-21. A później. zrobi sobie tatuaż.

- Mamo, ja nie chcę!

- Wracaj na boisko!

- Ale nie chcę, trener jest głupi!

- Kubuś, idź potrenuj.

Podobne sceny we wrocławskim domu Jakuba Wrąbla nie były rzadkością. Mały Kuba obrażał się na trenera, który na niego krzyczał i chciał rzucać futbol. Do biegania za piłką uparcie namawiali go jednak rodzice: tata Sylwester, były obrońca Warty Sieradz i mama Iwona, w młodości lekkoatletka. - Tata był stoperem, ale z wiekiem tak się cofał, że aż stanął na bramce. Mama brała mnie wtedy za rękę i prowadziła na stadion, żebym pooglądał ojca - mówi w rozmowie ze Sport.pl golkiper Olimpii Grudziądz i dodaje: "Ale jeśli mam być szczery, to futbolu nauczyła mnie. mama!".

- Jak to?

- Normalnie. Tata był na treningach, albo w pracy, więc mamusia chodziła ze mną do ogrodu. I graliśmy godzinami. Jakby nie patrzeć, to ona była moją pierwszą trenerką.

Dopytuję więc, czy od dziecka chciał być bramkarzem. Przecież na podwórku wszyscy wolą strzelać gole, na bramce stawia się najsłabszego. - Do ataku nigdy mnie nie ciągnęło. Dwa lata, tak jak tata, byłem obrońcą. Ale później na jakimś treningu zabrakło kolegi, więc go zastąpiłem. I jak już wszedłem do "klatki", to zostałem - wspomina i chwali się: "Na pierwszym turnieju dostałem statuetkę dla najlepszego bramkarza!". Dziś 20-latek jest niekwestionowanym numerem 1 w kadrze Marcina Dorny. Bronił w trzech ostatnich meczach: z Niemcami, Włochami i Czechami. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują też, że na czerwcowych mistrzostwach Europy do lat 21 wyjdzie w podstawowym składzie reprezentacji na inauguracyjny mecz ze Słowacją.

Polski Neuer jak Boruc

Gdy pytam o bramkarskiego idola, Kuba zaskakuje. - Nie mam żadnego! I nigdy nie miałem - mówi. Przyznaje też, że piłką. w ogóle się nie interesuje. Mecze ogląda tylko wtedy, kiedy musi. Był już w polskiej kadrze jeden taki ananas, niedawno skończył reprezentacyjną karierę. Nazywa się Artur Boruc. - Serio? Nawet nie wiedziałem. Po prostu taki jestem. Czasem zerknę na Śląsk Wrocław, albo na skrót Ligi Mistrzów. A tak w ogóle to w domu nie mam kanałów sportowych. I wszystko jasne. - puszcza oko.

Rozmawiając o idolach, nie można pominąć tematu związanego z Wrąblem, jak rękawice z bramkarzem. Manuel Neuer. Niemiecki mistrz świata i gwiazdor Bayernu Monachium. Chłopak z Gelsenkirchen łudząco podobny do chłopaka z Wrocławia. A właściwie to młodszy Polak przypomina Niemcam - rysami twarzy, postawą, a nawet swoistą flegmą. - Zanim zapytasz mnie, czy widzę podobieństwo, pokaże ci mojego pięć lat starszego brata. I co, podobny do mnie? Podobny. A do Neuera? No nie. To jak ja mogę być podobny? - śmieje się, ale po chwili przyznaje: "A tak na serio, to podobieństwo jest. Mam tylko nadzieję, że kiedyś ktoś porówna nasze umiejętności, a nie tylko twarze".

Co o rewolucyjnym stylu klubowego kolegi Roberta Lewandowskiego sądzi "Wrąbi"? Kuba nie ma wątpliwości, że to futbol przyszłości. - Bramkarze będą musieli rozgrywać piłkę. W Hiszpanii już nikt nie patrzy na wzrost, a na grę nogami. Nie wszyscy będą musieli być tak wysunięci, jak Niemiec, ale wszyscy będą musieli umieć kopać. Natomiast taką grę trzeba umieć. Nikt nie wymyślił tego stylu w jeden dzień. Zanim Neuer doszedł do klasy, popełnił wiele błędów. Drużyna musiała zaakceptować ten eksperyment. Nie wszędzie by to przeszło - tłumaczy z miną surowego profesora.

Prymus, co nie umiał ściągać

Strategia jest nieodzownym składnikiem futbolu. Szczególnie istotna jest dla Kuby, który często musi kierować poczynaniami defensywy. A jak mawiał chiński filozof Sun Zi, "człowiek bez strategii nieuchronnie skończy jako jeniec". Wrąbel swoje umiejętności dowodzenia podwyższa więc grając w gry komputerowe. - Od dzieciaka jestem fanem strategii. Właściwie co wieczór siadam przed kompem i godzinę, dwie prowadzę wojny - tłumaczy. Skąd miłość do wirtualnego świata? - Też z dawnych lat. Razem z bratem i kolegami chodziliśmy do osiedlowej kafejki internetowej i przesiadywaliśmy tam całe dnie. Zakładało się słuchawki i grało albo w strategie, albo w counter-strike'a - mówi.

I chociaż namiętnie kopał piłkę i "grał w gry", to w szkole nigdy nie miał kłopotów. Do końca gimnazjum każde świadectwo bramkarza Olimpii było ozdobione czerwonym paskiem. Kiedy o tym opowiada, opuszcza wzrok niczym uczeń, który. przyniósł do domu wieść o słabej ocenie. - No dobrze się uczyłem. Miałem średnią 5,0, albo 4,9. Poniżej tego nie schodziłem. Oceny popsuły się dopiero w liceum, kiedy przez treningi opuszczałem sporo lekcji, porzuciłem książki - wyjaśnia. Kiedy pytam więc o licealną średnią, tą, która "się popsuła", odpowiada wręcz ze smutkiem: "4,0.".

- Matematykę lubiłem, ale kiedy przyszły ciągi, prawdopodobieństwa itd., w ogóle tego nie kumałem. Bo opuszczałem zajęcia. Najbardziej przepadałem za historią. Uwielbiam średniowiecze i starożytność. Potrafiłem usiąść przed książką, przeczytać 150 stron, wynotować sobie w zeszycie najważniejsze pojęcia i. wszystko było w głowie - opowiada i dodaje: "Przez historię polubiłem filmy w takich klimatach: "Troja", "Gladiator". Nawet w grach nie walczę czołgami, tylko armią z mieczami i łukami". Dopytuję, czy zdarzyło mu się ściągać. Przyznaje, że tak, ale... - Wyszła z tego totalna kicha. Pierwszą ściągę zrobiłem w drugiej klasie gimnazjum. Byłem w tym jednak beznadziejny. Ledwo wyjąłem karteczkę i pani Maziarska mnie złapała. Zżarł mnie stresik. I to jeszcze na historii.

Przez chwilę studiował dziennie na wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego, ale - znów przez treningi - nie był w stanie pogodzić kariery naukowej z piłkarską. - Na uczelni próbowano dawać mi fory, ale poddałem się na biologii i anatomii... - tłumaczy.

Kulomiot bez techniki

Wspominając czasy szkoły Wrąbel ze śmiechem opowiada historię, jak centymetry dzieliły go od awansu na mistrzostwa województwa dolnośląskiego w... lekkoatletyce. - Byłem królem piłeczki palantowej. Nikt nie rzucał tak daleko, jak ja. Ktoś w końcu podpowiedział, żebym wystartował w zawodach kulomiotów. Wszyscy w kole się kręcili, mieli technikę, a ja po prostu brałem rozpęd i rzucałem kulę przed siebie.

- I co?

- No prawie zdobyłem medal.

- Jakim cudem!?

- Słabsi byli, ale wiedzieli jak pchać. Mimo to do brązu zabrakło mi może z czterech centymetrów. Szkoda, z techniką mógłbym zostać drugim Tomaszem Majewskim!

Na obu rękach bramkarz z Wrocławia (do Śląska wróci po zakończeniu sezonu) posiada dwa rzucające się w oczy tatuaże. Lewa ręka ozdobiona jest aż po same przedramię. - Zawsze chciałem mieć tatuaż. I zrobiłem go sobie na osiemnastkę, dzień po meczu z Pogonią Szczecin - wspomina i tłumaczy: "W tatuażach nie szukam żadnego przesłania. Wybieram to, co mi się podoba. Stawiam na estetykę. Chociaż ostatnio wybrałem napis: "Family it's a gift it last forever", czyli "Rodzina to prezent, który trwa wiecznie". Na pewno na prawej ręce dokończę "rękaw" [tatuaż na całej długości ręki - przyp. aut.]. Zrobię też coś na plecach. Klatę i nogi na razie odpuszczam".

Być może na kolejny tatuaż zdecyduje się po udanych mistrzostwach Europy do lat 21, które zbliżają się milowymi krokami. Na czerwcowym turnieju Kuba prawdopodobnie będzie jedynym reprezentantem występującym na zapleczu LOTTO Ekstraklasy. W bramce planowo miał stać Bartłomiej Drągowski, supertalent z Białegostoku, ale - jak sam stwierdził - jest obecnie "siódmym, albo ósmym" bramkarzem Fiorentiny, "po magazynierze i kierowcy autobusu". Przez kilkanaście miesięcy zacięta rywalizacja toczyła się między Wrąblem a Damianem Podleśnym, ale z tego starcia, niemal wszystko na to wskazuje, górą wyszedł wychowanek Parasola. - Może zrobię sobie puchar, który zdobędziemy? Mam we Wrocławiu zaufane studio, na pewno znajdą fajny wzór. Najpierw jednak trzeba wygrać mistrzostwo. Wiem, że nas na to stać!".

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.