Reprezentacja. Polska - Dania. Bieda bez Pazdana

Przed Euro 2016 o niego obawialiśmy się najbardziej. Po Euro 2016 truchlejemy na myśl, że ktokolwiek będzie musiał go zastąpić. A być może w sobotę będzie musiał. Znów

Najbardziej nieoczekiwany bohater mistrzostw kontynentu po ich zakończeniu najdłużej cierpi. Nawet przed uszkodzeniem sobie barku sezon miał rwany - Legia wystawiała go tylko na co ważniejsze mecze, opuścił też nieszczęsny remis reprezentacji z Kazachstanem na inaugurację eliminacji mundialu.

Obie drużyny nieobecność Michała Pazdana odczuły boleśnie. Warszawska od początku lata uprawiała futbol bałaganiarski, więc na tyłach w sporej mierze polegała na jego samotnych defensywnych interwencjach. W żadnym z pierwszych pięciu meczów sezonu z nim w składzie nie straciła bramki, w każdym z pierwszych pięciu bez niego - traciła (w sumie aż 11). W całym sezonie różnica wygląda jeszcze efektowniej. Z Pazdanem w obronie rywale strzelają Legii gola co 195 minut, bez niego - co 38 minut.

W reprezentacji Adama Nawałki dzieje się to samo. Drużyna, którą podczas trwających dla niej 510 minut mistrzostw Europy ugodziły tylko Szwajcaria i Portugalia, w 90 minut pozwoliła Kazachstanowi zdobyć dwie bramki.

I nie chodzi tylko o to, że obecność Pazdana podnosi jakość całej gry defensywnej - choć podnosi! - ale także o to, że obrońca mistrzów Polski - zdecydowany, odważny, bezkompromisowy - w krytycznych momentach potrafi ocalić zespół w pojedynkę. Inaczej niż zastępujący go miesiąc temu Bartosz Salamon, który odstawał poziomem od kolegów. Był stremowany i pasywny.

29-letni Pazdan na poziomie międzynarodowym błysnął późno, ale karierę zrobił błyskawicznie. Przed Euro mógł zdawać się teoretycznie najsłabszym punktem kadry, ponieważ wybitnych napastników oglądał tylko w telewizji. Tymczasem w zderzeniach z fenomenalnymi goleadorami Thomasem Müllerem i Cristiano Ronaldo wypadł znakomicie. On operował - z chirurgiczną precyzją - głównie przy ziemi, Kamil Glik panował w powietrzu. Razem stanowili duet nienagannie się uzupełniający.

I dzisiaj Pazdan dorównał liderom kadry w tym sensie, że wyrósł na absolutnie niezastąpionego.

Kompletnie zagubiony w Astanie Salamon, na stałe już osadzony w rezerwie Cagliari, w ogóle nie otrzymał powołania. I trudno się dziwić. Skoro przerazili go Kazachowie, to po zetknięciu z Duńczykami wypada spodziewać się najgorszego. Jego kariera przebiega coraz bardziej niepokojąco, bo to piłkarz już 25-letni, a wciąż nie wzbił się ponad status "rokującego na przyszłość". Raczej osiadł na pułapie sytuującym go gdzieś między włoską pierwszą a drugą ligą.

Ale również pozostałe opcje zapasowe Nawałki wyglądają przy podstawowej albo nędznie, albo skrajnie eksperymentalnie.

31-letni Igor Lewczuk, który po przylocie do Bordeaux natychmiast zaczął regularnie występować w lidze francuskiej, kadrę narodową ledwie zna. W styczniu 2014 roku pobiegał 82 minuty w rozegranych w Zjednoczonych Emiratach Arabskich sparingach z Norwegią i Mołdawią, a wiosną tego roku sam siebie wykluczył z towarzyskich meczów - wypił sok marchewkowy, na który jest uczulony, i miał silny atak alergii.

Reprezentacyjne doświadczenie 21-letniego Pawła Dawidowicza, w tym sezonie nieźle radzącego sobie na wypożyczeniu w drugoligowym Bochum, kończy się na kilku minutach w sparingu z Czechami.

Zostaje 30-letni Thiago Cionek, w obronie Palermo - inaczej skonfigurowanej niż w kadrze, bo trzyosobowej - w najlepszym razie dostateczny. Naturalizowany Brazylijczyk na środku defensywy u Nawałki stawał w czterech meczach, ale również wyłącznie towarzyskich.

Jest też Artur Jędrzejczyk, ale jedynie w teorii. Zawodnik Krasnodaru był stoperem w debiucie Nawałki ze Słowacją, zagrał tak słabo, że dziś selekcjoner widzi w nim bocznego defensora, który na środek może przenieść się tylko w sytuacji awaryjnej.

Wybieranie między dostępnymi wariantami to zatem poszukiwanie mniejszego zła, tymczasem Pazdan, choć po badaniach z poniedziałkowego wieczoru został na zgrupowaniu, wczoraj trenował indywidualnie, dopiero pod koniec tygodnia okaże się, czy będzie w stanie zagrać w sobotę. To typ piłkarza, któremu niekoniecznie wystarczy po prostu wydobrzeć - on potrzebuje czuć się pewnie, grać bez świadomości, że każdym nazbyt zamaszystym gestem ryzykuje zdrowie. Nawet jego partner Glik oświadczył wczoraj kategorycznie: "Jeśli nie będzie gotowy na 100 proc., jego występ nie ma sensu".

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.