El. do MŚ 2018. Robert Lewandowski: Co mnie bolało na Euro

Nawet w połowie eliminacji nie byliśmy pewni, czego możemy się po sobie spodziewać. W stu procentach reprezentacja została zbudowana dopiero we Francji - mówi Robert Lewandowski. Polska zacznie eliminacje do MŚ 2018 meczem z Kazachstanem. Spotkanie odbędzie się w niedzielę o godz. 18. Relacja na żywo na Sport.pl

Po przegranym ćwierćfinale Euro 2016 z Portugalią powiedział pan, że reprezentacja będzie "musiała oswoić się z rolą faworyta". Pan był w Borussii od której nie wymagano cudów, teraz jest pan w Bayernie od którego wymaga się zawsze. To trudniejsza rola?

Robert Lewandowski: Na pewno. Każdy chce wygrać z Bayernem, teraz każdy będzie chciał pokonać reprezentację. Dlatego, że gramy dobrze, że daleko zaszliśmy w mistrzostwach Europy. Ale dla nas to powinna być norma.

Dla pana gra z presją faworyta jest już normą?

- Gdy zadaliście to pytanie, zacząłem się zastanawiać, jak podchodzę do meczów w Bayernie. I po prostu nie zastanawiam się, kto jest faworytem, czy jest presja czy jej nie ma. Każdy mecz chcę wygrać. Niezależnie od tego, czy rywalem jest drużyna słabsza czy lepsza, przygotowuję się tak samo. Nie myślę: teraz sobie odpuszczę. Z teoretycznie słabszymi rywali bywa tak, że trudniej jest zrobić pierwszy krok.

Może na tym będzie polegała trudność startujących w niedzielę eliminacji mundialu? Że rywale będą się zamykać na swojej połowie, mecze mogą przypominać mozolną dłubaninę śrubokrętem w kasie pancernej.

- Może być tak, że będziemy przebijać się przez mur w oczekiwaniu na pierwszą bramkę. Jesteśmy przygotowani na to, że rywale będą się bronić, kontrować, a my przez większość meczu będziemy prowadzili grę. W poprzednim sezonie w Bayernie dość często zdarzało się, że długo czekaliśmy na pierwszego gola. Gdy w końcu się udawało, to już szło. Trzeba być cierpliwym. Nie chodzi o to by koniecznie zdobyć bramkę w pierwszym kwadransie.

Atak pozycyjny nigdy nie był najsilniejszą stroną reprezentacji.

- Nie, ale jeśli porównamy jak wygląda dziś, z tym, jak wyglądał rok temu, to widać ogromną różnicę.

Reprezentacja nie przeżyła rewolucji po ME. Jest systematycznie budowana, zmiany są kosmetyczne.

- To może być dużym plusem. Zaczynając eliminacje Euro nie wiedzieliśmy jaką jesteśmy drużyną. Nawet w połowie kwalifikacji nie byliśmy pewni, czego możemy się po sobie spodziewać. We Francji wyglądało to inaczej. Łatwiej się gra, gdy każdy wie, co zrobi kolega, że może skupić się tylko na swojej robocie.

Kosmetyczne zmiany zawsze będą. Przyjedzie ktoś w dobrej formie, wskoczy do składu. Ale to, że nie zaczynamy od zera działa na naszą korzyść. Reprezentacji nie zbuduje się w miesiąc czy dwa. My tak w stu procentach zostaliśmy zbudowani dopiero na Euro.

W eliminacjach była to drużyna bardzo ofensywna, na Euro - defensywna. Liczy pan, że te kwalifikacje będą podobne do poprzednich?

- Kwalifikacje bardzo się różnią od turnieju - wystarczy popatrzeć na średnią goli. Turniej nie wybacza pomyłek, a w eliminacjach jest kilka meczów, można odrobić straty. Margines błędu jest znacznie większy. To że graliśmy bardzo dobrze w defensywie nie jest zasługą tylko obrońców, ale całej drużyny. W każdym meczu jako pierwsi strzelaliśmy gola, mogliśmy więc grać bardziej z tyłu.

Na Euro ani przez minutę nie przegrywaliście.

- To też pokazuje różnicę między eliminacjami i turniejem. Teraz przyjeżdżamy wprost po meczach ligowych, czasem nie wszyscy są zdrowi. To ma wpływ na skład i koncentrację. A w turnieju jesteś skupiony wyłącznie na jednym. Dlatego wydaje mi się, że w kwalifikacjach znów będziemy grać ofensywnie, stwarzać dużo sytuacji i strzelać dużo goli. Najlepszą kombinacją byłoby połączyć ofensywę z eliminacji z defensywą z Francji.

I wówczas mamy drużynę na czołową ósemkę świata?

- Trudno powiedzieć, wiemy ile jest do poprawy. Nie jesteśmy jeszcze drużyną, która zawsze i wszędzie będzie z wszystkimi wygrywała.

Co jest do poprawy natychmiast?

- Rozegranie, pojedynki na bokach. Te elementy mają kolosalne znaczenie, gdy jest trudniej i nie idzie. No i atak pozycyjny. Nad tym musimy pracować, z dnia na dzień nie zaczniemy grać jak Niemcy.

Nie jest też tak, że zawsze musimy grać atakiem pozycyjnym. Czasem możemy się cofnąć i czekać na kontrę. Pierwszy mecz będzie trudny, ale terminarz dobrze się ułożył. Nie jesteśmy zmęczeni podróżami, bo to początek sezonu. Gramy w Kazachstanie, chcemy zwyciężyć i mieć z głowy trudny wyjazd.

Jest setna minuta meczu ze Szwajcarią, walczycie o ćwierćfinał, a Adam Nawałka nie dokonuje zmian. Czy uświadomił pan sobie wtedy, że problemem tej drużyny jest głębia składu?

- Przed Euro było kilka kontuzji. Nie mamy 20 zawodników na tym samym, równym poziomie. W eliminacjach rezerwowi często pomagali, wnosili coś do tej drużyny, a na Euro tego zabrakło. Ale to znaczy, że są rezerwy, że wciąż możemy coś poprawić. Może gdyby we Francji wszyscy byli zdrowi i w formie, to nie odpadlibyśmy z Portugalią w takich okolicznościach?

W Arłamowie mówił pan, że to, co różni tę reprezentację od tej z 2012 to pazerność na gole. Wspominał pan, że teraz na otwarcie z Grecją mocniej zaatakowalibyście, by strzelić gola na 2:0. A właśnie tego we Francji zabrakło.

- Ale mieliśmy sytuacje. Z Portugalią w dogrywce, gdy Pepe zabrał mi piłkę przy dośrodkowaniu, gdy niepotrzebnie uderzaliśmy z dystansu, a ja byłem dobrze ustawiony. Ta pazerność jednak jest, nawet jeśli trochę przystopowana, bo to ćwierćfinał mistrzostw Europy, prowadzisz od pierwszych minut i ta stawka siedzi w głowie. Fajnie podwyższyć prowadzenie, ale nie zawsze się da.

Wraca pan do Euro myślami? Podobno nie chcieliście powitania niczym bohaterowie, bo uważaliście, ze przegraliście. Nie odbieraliście ćwierćfinału jako sukcesu.

- Po porażce dominuje złość. Później zobaczyliśmy, jak turniej się rozwijał i zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak blisko byliśmy dokonania czegoś wielkiego. Z drugiej strony, cieszymy się z tego, co osiągnęliśmy. Jesteśmy ambitni, po Portugalii byliśmy źli, że się nie udało. Dzień, dwa po meczu nikt nie ma jeszcze dystansu, by myśleć spokojnie o wyniku. Ambicje były znacznie większe. Po czasie zaczęliśmy doceniać, to co osiągnęliśmy, ile radości daliśmy kibicom.

Co pana najbardziej irytowało podczas Euro: to, że rywale pana podwajali, to, że często zatrzymywali faulami, czy to, że tak naprawdę nie miał pan dobrych szans na strzelenie gola?

- Miałem jedną szansę z Ukrainą oraz z Portugalią, gdy strzeliłem gola. Z Niemcami ta okazja była tylko taka sobie. Czyli dwie i pół szansy w pięciu meczach. W Bayernie często mam tyle w kilka minut. Nie jest to łatwe i boli mnie, że nie miałem więcej. Ale ważniejsze, że wiedziałem po co to robię. Czasami wbiegnięcie do boku, ściągnięcie dwóch, trzech rywali pomagało innym. W jakimś stopniu osłodziło to mój wysiłek, ale wolałbym mieć sytuacje i strzelać gole.

Z byciem pilnowanym trzeba sobie poradzić. W meczu ze Szwajcarią doszło do kulminacji tego, jak ostro byłem traktowany przez rywali. Czasami dziwię się, że sędziowie nie reagują. To, że przy faulu Fabiana Schära nie miałem nogi na murawie, bo widziałem, że się zbliża wślizg i udało mi się uciec, to nie znaczy, że arbiter nie powinien pokazać czerwonej kartki. Wszystko bolało. Gdybym miał sytuacje, wiedziałbym, że warto się poświęcać. To, że wciąż byłem pilnowany i faulowany, a nie miałem okazji, nie było przyjemne.

Trudno było schować ci ambicje? Czy wieczorami musiałeś sobie powtarzać przed lustrem, że robisz to dla drużyny?

- Trochę tak było. Wygrywaliśmy, ale nie przyjmowałem braku goli ze wzruszeniem ramion. Ambicja się odzywała. Zawsze z tyłu głowy coś siedziało. Po meczach wracałem do hotelu cały obolały, po faulach, bez szans na gole. Chciałem mieć chociaż radość z tego, że mogę sprawdzić się z bramkarzem.

Biorąc pod uwagę klasę klubów, po letnich transferach reprezentacja wydaje się dużo mocniejsza.

- Na papierze faktycznie trochę się zmieniło. Gdy zawodnik przechodzi do lepszego klubu, dostaje dodatkowy bodziec. Czuje się doceniony. Wychodząc na boisko pewność siebie jest ważna, nie boisz się przeciwnika, masz większy luz.

Pan zaczął sezon od dwóch hat-tricków, Arkadiusz Milik w sobotę strzelił dwa gole Milanowi. Na Euro wasza współpraca nie była jednak tak dobra, ani tak skuteczna, jak w trakcie eliminacji.

- W trakcie turnieju trudno zmienić nastawienie drużyny z meczu na mecz. Zwykle zajmuje to tydzień, dwa. Teraz zaczynamy od zera: mamy pierwsze punkty i bramki do zdobycia. Musimy poprawić, to co robiliśmy źle, by grać w tych eliminacjach lepiej niż w poprzednich. W piłce nie jest tak, że wszystko układa się po naszej myśli. Trzeba być przygotowanym na niedogodności. Czasem forma rywala jest przeszkodą, a czasem łapie się taki automatyzm, że zanim się zorientujemy, prowadzimy 2:0.

Sezon zaczął pan od Superpucharu Niemiec z Borussią Dortmund, gdy przeniosła się ta frustracja z Euro, bo znów nie miał pan nawet jednego strzału. A potem dwa hat-tricki i najlepszy początek sezonu w karierze.

- Mecz z Borussią był dziwny, nie stwarzaliśmy wielu sytuacji. Po tygodniu trenowania nie oczekiwałem wiele. W Pucharze Niemiec wyglądało to inaczej, po kolejnych kilku dniach już czułem się lepiej. Cieszę się z tych goli, bo powiedziałem sobie: na co mam czekać? Fajnie jest wejść tak dobrze w sezon i utrzymać wysoką formę.

Ma pan wrażenie, że w Bayernie Carlo Ancelottiego może stać się inną wersją napastnika?

- Tak. Może po mnie tak tego nie widać, ale inni zawodnicy ofensywni mają więcej swobody. W meczu z Werderem zobaczyłem, że koledzy z pomocy nie mają takiej presji straty piłki, że coś się stanie. W tym sezonie możemy widzieć częściej nieszablonowe zagrania, podcinek za linię obrony. A u Pepa Guardioli był strach przed takimi podaniami, bo wiadomo, że to trener, który lubił mieć piłkę i lepiej było zagrać pewnie. Zdajemy sobie sprawę, że nie możemy pozwolić sobie na nonszalancję, ale ta swoboda może wiele zmienić.

Jak doszło do tego, że człowiek, który ponoć nie miał zdrowia do piłki, rzucił na kolana cały świat futbolu? Przeczytaj autoryzowaną biografię Roberta Lewandowskiego >>

Zobacz wideo

Zachwycająca golfistka! Co za uroda! Najpiękniejsza sportsmenka świata? Oceńcie sami [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.