Szkocja 2:2 Polska. Futbol to krucha gra, ale charakteru tej kadry nic nie zabije

W głowie miałem ułożone pytania o zmiany, myśli i samopoczucie trenera Adama Nawałki, a po dziewięćdziesięciu minutach chcę tylko podziękować za tę kadrę. Nie perfekcyjną, wciąż daleką od awansu, ale pokazującą, że potrafią i grać w piłkę, i mają do niej wielkie serce. Nawet jeśli narażają te nasze, z nimi wytrzymamy do końca.

Ta noc układała się pięknie i to znacznie dłużej niż przez te nieco ponad dwie minuty meczu w Glasgow. Roberta Lewandowskiego nie dało się zatrzymać, ale tak samo nie miał szans Łukasz Fabiański przy strzałach Ritchiego i Fletchera. Ale dało się wyczuć, że te dwa strzały Szkotów - lądujące w siatce jak wyrok skazujący - są przeciw temu, co oglądaliśmy. Jakby coś ekstra potrzebowali Szkoci, by tu ugrać pełną pulę. Ale oni o taki ekstra mecz się modlili, dla nas miało być to spokojne dokończenie dobrej, eliminacyjnej roboty. I posypało się to. Futbol jest okrutnie kruchy. Lepisz coś, budujesz, planujesz i przygotowujesz, cieszysz się tym, co widzisz - do drugiego gola dla gospodarzy Adam Nawałka niemal nie wychodził w swoje pole techniczne - a potem scenariusz i wyobrażenia się walą. Unosisz swój szklany sufit jak tylko wysoko możesz, a nagle słyszysz dźwięk tłuczonego szkła. Tak się dzisiaj wszyscy czujemy, a Adam Nawałka chyba najbardziej.

Kruchość wszystkich scenariuszy tak pieczołowicie budującego kadrę selekcjonera widzieliśmy przy golu Stevena Fletchera. Nawałka czytał ten mecz, dostrzegł, że Arkadiusz Milik ledwo chodzi i nie wspiera zespołu tak jak może. Jego asystent sprintem pobiegł po Tomasza Jodłowca, by bardziej Szkotów zablokować, pokazać też mądrość w strategii, zmusić do reakcji, a nie prowadzić. Może o jedno przyspieszenie na rozgrzewce za dużo zrobił pomocnik Legii, może szybciej powinien zareagować na wezwanie i tego gola by nie było. Bo i Mączyński by już niepotrzebnie nie przyspieszał do Grosickiego, ten by nie stracił... Dalej historię już znacie.

Taka jest ta grupa - nie wybacza niechlujstwa, karze za każdą chwilę nietrzeźwego myślenia. Nagle te niecelne dośrodkowania Błaszczykowskiego zamiast tylko lekko rozczarowującego "aaaach" przynosiły frustrację trybun. Nagle zaczęło się spieszyć i piłka tak pięknie nie krążyła. Okazało się, że za Błaszczykowskiego nie ma wejść jaki skrzydłowy, bo lepszy od nich okazał się Paweł Olkowski. A zmiana Jodłowca okazała się zbędna, bo Lewandowski musiał i tak uciekać od obrońców, rozgrywał i nie nadążał wrócić do pola karnego. Kleiło się, kleiło i nagle rozkleiło się wszystko.

I tak samo pomyśleli Szkoci. Oni już świętowali, śpiewali, wybijali, a Gordon Strachan uśmiechnięty wracał na swoje miejsce na ławce rezerwowych. A ten jeden stały fragment gry przyjmowali jako formalność. Pod nami kibice już sobie gratulowali, podawali ręce, niektórzy wyszli z radością. I do akcji wkroczył kapitan Lewandowski. Na wślizgu, bardziej w rywala nawet niż w piłkę. Bez kompromisów, bo to taki był czas i okoliczności, że nawet kosztem złamania nogi ta piłka w siatce musiała się znaleźć. Na szczęście najlepszy piłkarz świata - to opinia Strachana - złamał wyłącznie serca Szkotów. A w nasze wlał nadzieję.

Zobacz wideo

Szybki gol Lewandowskiego i szaleństwo na trybunach. Tylko po co te race?! [ZDJĘCIA]

Nie każdy remis z Irlandią da nam awans? Ależ horror [SPRAWDŹ WARIANTY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.