Polska - Gruzja. Fabiański: Wierzyłem, że jeśli dostanę szansę, to podołam

Broniłem w meczu eliminacji Euro 2016 z Irlandią, w Swansea zagrałem pierwszy pełny sezon w Premier League. Ale nie jest tak, że staję przed lustrem i mówię: ?teraz ja, to mój moment" - opowiada Łukasz Fabiański, który wystąpi w sobotnim meczu z Gruzją. Mecz o 18:00, relacja na żywo w Sport.pl i aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.

Łukasz Fabiański, bramkarz reprezentacji Polski:

W moim przypadku można powiedzieć, że życie zaczyna się po trzydziestce. Gdybyście rok temu powiedzieli, że do końca będę walczył o złotą rękawicę dla najlepszego bramkarza Premier League i awansuję do pierwszej jedenastki kadry, pewnie bym się uśmiechnął. Wierzyłem jednak, że jeśli dostanę szansę, to podołam. Uchodzę za skromnego, ale tak naprawdę jestem świadomy tego, że w futbolu wszystko się szybko zmienia i nie można sobie pozwolić na odprężenie czy zadufanie, bo zostaniesz sprowadzony na ziemię. Staram się wykorzystać szansę, do każdego treningu podchodzić najlepiej jak umiem. I jednocześnie uważać, by niczego nie wywinąć, bo to może obrócić się przeciwko mnie.

W Arsenalu miałem ogromne ciśnienie na to, by zostać bramkarzem numer jeden. Robiłem wszystko, by tak się stało. Nie udało się. Od lata 2013 r., gdy usłyszałem od Arséne'a Wengera, że postawi na Wojtka Szczęsnego, byłem zdeterminowany. Postanowiłem, że niezależnie od tego, co się wydarzy, nie przedłużę kontraktu. Siedem lat spędzonych głównie w rezerwie spowodowały, że miałem i mam ogromny głód gry.

Z Londynem żegnałem się po zdobyciu Pucharu Anglii, pierwszego trofeum Arsenalu od dziewięciu lat. U zawodników, sztabu szkoleniowego, pracowników klubu czuć było zmęczenie porażkami. Po pokonaniu Hull widać było wielkie poczucie ulgi. To był ważny moment dla zawodników, którzy razem nic wcześniej nie wygrali. Dla mnie to też było fajne uczucie, bo pokazałem, że jestem bramkarzem, z którym można coś wygrać.

Poprzedniego lata podejmowałem kluczową decyzję w karierze. Gdybym został, byłoby ogromne ryzyko, że pozostanę zmiennikiem. Oczywiście Swansea niczego mi nie obiecywała. Gdy przychodziłem, był jeszcze Michel Vorm, nie miałem pewności, że będę grał. Swansea gwarantowała mi natomiast dobre warunki do rozwoju, a na tym mi bardzo zależało.

Obraz bramkarza w Anglii powoli się zmienia. Kiedyś Wyspiarze nie przykładali dużej wagi do gry na przedpolu, przez to, że w polu karnym jest straszna młócka, bramkarze ograniczali się do reakcji. Zaczynanie akcji oznaczało kopnięcie piłki przed siebie. Ale teraz więcej jest golkiperów przewidujących, stojących wysoko, potrafiących grać nogami. To chyba kwestia tego, że angielskie kluby coraz częściej zatrudniają trenerów bramkarzy z kontynentu. W Manchesterze City, Tottenhamie i Evertonie pracują Hiszpanie, w Chelsea Francuz, w Manchesterze United - Holender Frans Hoek, którego znam z kadry Leo Beenhakkera.

W Swansea moim trenerem jest Javier Garcia. Ma 34 lata, gdy miał 14, zorientował się, że dużo nie urośnie i wielkim bramkarzem nie zostanie. Chciał zostać trenerem. Jak opowiadał, w Hiszpanii treningi bramkarzy były otwarte, więc jeździł oglądać ćwiczenia golkiperów Barcelony prowadzone przez Hoeka. Kiedy mówił mi, że dużo się od niego nauczył, powiedziałem, że mam z nim kontakt. Umówiłem ich przy okazji meczu z Manchesterem United. Nawiasem mówiąc, w grze Davida de Gei widać pracę Fransa. Od czasu, gdy zaczęli razem pracować, Hiszpan bardzo poprawił grę nogami.

Javi ma bardzo kompletne podejście do treningów. Odpowiada za przygotowanie fizyczne, rozpisuje zajęcia na siłowni. Zajęcia stricte bramkarskie są mocno zindywidualizowane. Bardzo mi się podoba, że stawia na ciężką pracę, zajęcia to nieustanna harówka. I zwraca uwagę na detale, potrafi wyłapać najmniejszy błąd. Chodzi na przykład o ustawienie, gdy obrońca jest pod presją i chce wycofać piłkę. Bramkarz musi tak stanąć, by z jednej strony kolega miał jak najłatwiej, a z drugiej tak, by mógł dokładnie wprowadzić piłkę. Różnicę robią centymetry.

Trener zwraca też uwagę na to, czy przy interwencjach nie stałem za nisko na nogach, czy nie byłem za bardzo wysunięty, albo nie stałem za głęboko. Nagrywa treningi i mecze, raz na jakiś czas skleja klip i analizuje moją grę. Wyłapuje element, który w ostatnim okresie był najsłabszy i zaczynamy nad nim pracować. Jestem chętny do pracy, więc bardzo mi się to podoba.

Hiszpanie mają - moim zdaniem - najlepszą szkołę bramkarzy na świecie. Javi mówi, że zmiany w szkoleniu zapoczątkowała zmiana przepisów. Opowiadał, że do momentu, gdy bramkarz mógł łapać piłkę zagraną od kolegi, Andoni Zubizarreta należał do czołowych zawodników na świecie. Potem miał ogromne problemy. Wtedy Hiszpanie uznali, że bramkarz ma się przydawać nie tylko do łapania piłki.

W Arsenalu najbardziej zyskałem na zajęciach z Walijczykiem Tonym Robertsem, trenerem bramkarzy rezerw. Nie nazwałbym jednak jego warsztatu szkołą angielską. On po prostu wie, co jest potrzebne, by bronić w Premier League. Spotkałem go, gdy przechodziłem rehabilitację po kontuzji. Początkowo, gdy chodziłem o kulach, analizowaliśmy klipy, potem dużo czasu poświęcaliśmy na indywidualne treningi. Zaczynaliśmy o ósmej rano, potem miałem zajęcia na siłowni, a na koniec zajęcia z drużyną. Było bardzo intensywnie. Zajęcia z Tonym dały mi bardzo dużo, pokazały co robić, żeby się rozwijać.

O trenerze bramkarzy pierwszej drużyny Arsenalu Gerrym Peytonie powinien wypowiedzieć się Wojtek Szczęsny. Ja już z nim nie pracuję. Gerry był spoko, jakoś się dogadywaliśmy. Można jednak powiedzieć, że praca z Peytonem była trwaniem, z Garcią - rozwijaniem się.

Sezon w Swansea dał mi dużo pod każdym względem. Pierwszy raz w karierze zagrałem aż 38 meczów w sezonie. Wciąż się uczę, na przykład jeżeli chodzi o odżywianie się. Owsianka? Jeśli na wodzie, to nie jest jeszcze tak źle, ale to ciężkie węglowodany. Przynajmniej tak reaguje moje ciało. Mleczne produkty w ogóle odpadają. Konsultuję się z dietetykiem, by być przygotowanym i lepiej funkcjonować. Czułem efekty.

Moja pozycja ewoluuje, wciąż dochodzą nowe elementy, wymagania są coraz większe. Nie chodzi już tylko o to, żeby złapać i kopnąć. Bramkarz musi umieć rozegrać piłkę, coraz większą wagę przykłada się do jego ustawienia. Gdy oglądam mecze, zwracam uwagę na ten element - jak bramkarz przemieszcza się względem tego, gdzie jest piłka, kto i w jakiej pozycji jest w jej posiadaniu. Pod tym względem podoba mi się Thibaut Courtois - praktycznie za każdym razem, gdy piłkarz z pola podaje, zmienia ustawienie, by być najlepiej przygotowany do reakcji. Nie mówiąc o strzale, prostopadłej piłce czy dośrodkowaniu... Mówi się, że on z łatwością wyłapuje centry, ale wystarczy spojrzeć, jak się ustawia, by przestać się temu dziwić.

Nie wiem, ile dokładnie dośrodkowań wyłapałem w tym sezonie, ale wiem, że było ich dużo. Aż 193? O 50 więcej niż następny bramkarz w pięciu czołowych ligach Europy? To tylko statystyka. Wykonuję swoją robotę. Gdy przychodziłem do Swansea, była to, a może dalej jest, drużyna, przeciwko której jest najwięcej dośrodkowań. I zawsze sobie z tym radzili. Także dzięki grze bramkarza na przedpolu.

Koledzy wiedzą, że nie chowam się w bramce. Jestem aktywny, a nie pasywny. Bardzo dużo pracujemy nad zachowaniem przy stałych fragmentach gry rywali. Dzień przed meczem ćwiczymy i analizujemy, jak przeciwnik je rozgrywa, wiemy czego się spodziewać. Mogę ocenić, na co będę mógł sobie pozwolić. Praca, znowu praca. Trzeba też pamiętać, że rola golkipera zależy od ustawienia całej drużyny. Taki Bayern po prostu potrzebuje bramkarza grającego jak Manuel Neuer.

Rozegrałem dopiero pierwszy sezon jako podstawowy bramkarz w Premier League, nie myślę o zmianach. Pod względem sportowym jestem w jednej z najbardziej atrakcyjnych lig na świecie. Celowo nie używam słowa "najlepszej", bo biorąc pod uwagę wyniki w pucharach, Hiszpanie wygrywają wszystko jak chcą.

Wierzę, że Swansea jest w stanie walczyć o krajowe puchary, przecież dwa lata temu wygrało Puchar Ligi. Nie powiedziałbym też, że ósme miejsce to kres naszych możliwości. Popatrzcie na Southampton, które awansowało do Ligi Europy. Jesteśmy drużyną, która ma aspiracje, by grać o coś więcej. Ten sezon daje nam podstawy, by realnie myśleć o jeszcze lepszym miejscu w lidze. Mistrzostwo to jednak bardzo ciężki temat.

W reprezentacji debiutowałem dziewięć lat temu, zagrałem 23 mecze, tylko pięć o punkty. Na mundialu w 2006 i na Euro 2008 byłem rezerwowym, Euro 2012 straciłem przez kontuzję. Mam nadzieję, że teraz to się odwróci. W kadrze zawsze rywalizowałem z bramkarzami, którzy grali w topowych klubach, a ja siedziałem na ławce. Każdy selekcjoner mnie cenił, ale sytuacja klubowa nie pozwalała na mnie postawić. Wszyscy mi powtarzali, że jeśli chcę wejść na wyższy poziom, niezbędna jest regularna gra. Wszystko odbywa się na zasadzie otrzymania szansy i wykorzystania jej. Ale nie jest tak, że staję przed lustrem i mówię: "teraz ja, to mój moment".

Trzydzieste urodziny, które obchodziłem 18 kwietnia, nie nastroiły mnie do podsumowań. Na to przyjdzie czas, gdy skończę karierę. Wtedy zastanowię się, co zrobiłem źle, co można było zrobić inaczej. Trudno mi też ocenić, jak długo będę jeszcze grał w piłkę. Wszystko wiąże się ze zdrowiem, z tym, jak będę trzymał się fizycznie. Nie należę do wielkoludów, ważne będzie zachowanie dynamiki, szybkości, bym wciąż mógł występować na wysokim poziomie.

Jestem fanem NBA, ale na zgrupowaniu nie oglądam finałów na żywo. Mam tzw. League Pass, który pozwala obejrzeć wszystkie mecze. Budzę się rano i patrzę na powtórkę. Niestety nie jest tak, jakbym sobie życzył, bo kibicuję Golden State, a po trzech meczach prowadzi Cleveland 2:1. Zapalam się, gdy mówię o koszykówce? Ja ją bardzo lubię, o NBA udzieliłbym wam naprawdę ciekawego wywiadu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA