Nadzieja Bayernu: Jestem Polakiem, gram dla Niemiec

Czy rewolucja w przepisach FIFA uratuje polską reprezentację piłkarską? Od poniedziałku możemy powołać do kadry nawet piłkarzy, którzy mają polskie pochodzenie, ale grali w juniorskich drużynach innych krajów.

- Grałeś w juniorskich w reprezentacjach Niemiec, teraz stajesz się gwiazdą Bayernu Monachium. Nie chciałbyś zagrać dla Polski? - Pewnie, ale to niemożliwe. - Dziś już możliwe...

To fragment rozmowy selekcjonera polskiej kadry z młodym, bardzo obiecującym piłkarzem. Nigdy jej nie było, bo nie mogło. Ale dziś już zdarzyć się może, bo Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej (FIFA) zmieniła przepisy. A raczej je zrewolucjonizowała.

Dotąd było tak: jeśli Nigeryjczyk, Hindus czy Polak - którego rodzice wyemigrowali np. do Francji - choć raz wystąpił w reprezentacji trójkolorowych w jakiejkolwiek kategorii wiekowej, na całe życie tracił szansę reprezentowania swojej ojczyzny. Nawet jeśli trafił do drużyny piętnastolatków, nawet jeśli zagrał pięć minut, nawet jeśli rodzice wrócili na stare śmieci i z Francją nie łączy go żaden sentyment. Zakończony właśnie w katarskim Doha kongres FIFA tę regułę zmodyfikował - piłkarz z podwójnym obywatelstwem może zmienić wybór, którego dokonuje często w wieku wykluczającym głębszy namysł, i wybrać kraj, dla jakiego chce grać. Jedyne ograniczenie to konieczność posiadania podwójnego obywatelstwa przed ukończeniem 21. roku życia.

Jak straciliśmy Zidane'a

FIFA tłumaczy zmiany chęcią pomocy krajom z biedniejszych regionów, np. Afryki, które bezpowrotnie tracą uzdolnionych graczy wyjeżdżających do Europy za chlebem w bardzo młodym wieku. Ta zmiana pewnie nie zbawi polskiej piłki, ale wobec mizerii rodzimego futbolu może pomóc. Przecież w najrozmaitszych niemieckich ligach gra mnóstwo piłkarzy urodzonych w Polsce. Pamiętacie mundial w Korei i Japonii i jedną z jego gwiazd, wicemistrza świata i wicekróla strzelców Miroslava Klose? Kto wie, czy nie zdobywał on bramek dla wicemistrzów świata dlatego, że nikt nigdy nie spytał go, czy nie chciałby tego robić dla Polski. Za granicą można wyszukać naprawdę mnóstwo talentów...

O to, by je szukać, apelowaliśmy już podczas mistrzostw świata. To wtedy tureccy działacze opowiedzieli mi o specjalnej grupie wysłanników, którzy szperają w niemieckich klubach, by nie przegapić żadnego nieźle zapowiadającego się rodaka imigranta. Efekt był taki, że brązowy medal zapewniły drużynie znad Bosforu Yildiray Basturk, Ilhan Mansiz czy Umit Davala, którzy ojczyznę znają głównie z rodzinnych opowieści. Tureckich emigrantów jest w Niemczech ponad 2,5 mln, polskich - co najmniej kilkaset tysięcy (licząc tylko tych z podwójnym paszportem).

Apelowaliśmy oczywiście bezskutecznie, a jakie szkody może spowodować obojętność PZPN, pokazują losy Piotra Trochowskiego. Urodzony 19 lat temu w Tczewie ofensywny pomocnik od kilku lat reprezentuje Niemcy w kolejnych narodowych drużynach juniorskich, bo jego rodzice wyjechali za zachodnią granicę w 1989 roku. Był wielką gwiazdą kilku imprez, furorę robił m.in. na mistrzostwach Europy do lat 17 i 19. Uli Stielike, jego trener podczas tamtego turnieju, prorokował, że na mundialu w 2006 roku Trochowski będzie już kierował reprezentacją Niemiec. Niektórzy widzą w nim nowego Thomasa Haesslera, inni - Zinedine'a Zidane'a. Dziś broni barw Bayernu Monachium. Na razie nie jest rzecz jasna idolem monachijskich kibiców, ale coraz śmielej naciska na zawodników podstawowej jedenastki i coraz częściej wchodzi z ławki na końcówki meczów w Bundeslidze. Teraz pojechał z klubem do Lyonu na dzisiejsze spotkanie w Lidze Mistrzów.

Co klub to Polak

- Trochę żałuję, że syn nie gra dla Polski - mówi Alicja Trochowska, która ma jeszcze trzech synów (najstarszy ma 22 lata, najmłodszy - 13) i wszyscy występują w niemieckich klubach. - Kiedyś napisałam list do PZPN, by zwrócili na Piotra uwagę. Wtedy kiedy przyszło niemieckie powołanie, ale nie mógł grać, bo czekał na drugi paszport. Niestety, odzewu nie było. Żadnego. No i syn gra dla Niemców. Ciekawe, że nie zainteresowali się nim Polacy, ale Turcy tak. Kiedyś podszedł do niego jakiś trener z Turcji i był bardzo rozczarowany, że Piotr nie ma z jego ojczyzną nic wspólnego. Szukał rodaków, ale spodobał mu się tylko mój syn. Ale mój syn dziś już raczej chce być lojalny wobec Niemców, zżył się z nimi i mu się nie dziwię, choć marzyłam, by grał dla Polski. Polakiem się jednak czuje. Choć wszyscy wołają na niego Peter, to chciał, żeby w niemieckim paszporcie miał wpisane Piotr. Kiedy grał przeciw Polsce (w Gdyni), bardzo to przeżywał, pamiętam, że dostał w tamtym meczu żółtą kartkę - dodaje pani Trochowska.

Turcy zatem się naszym rodakiem zainteresowali, bo oni nie przepuszczają żadnej szansy na wzmocnienie reprezentacji. U nas narzeka się na marny potencjał i działacze PZPN w zasadzie na narzekaniach poprzestają. Czy to drobne przeoczenie, czy niewybaczalny błąd? Nie ma oficjalnych statystyk wymieniających liczbę trenujących w Niemczech piłkarzy polskiego pochodzenia, oddajmy więc jeszcze raz głos Alicji Trochowskiej: - Futbolem interesuję się bardzo, także niższymi ligami, w których grają pozostali synowie, i mam wrażenie, że trudno znaleźć tutaj klub bez choćby jednego naszego rodaka w składzie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.