Jak gasł Waldemar Sobota

Latem świetną grą w pucharach i reprezentacji zapracował na transfer do Club Brugge. Potem przestał błyszczeć w kadrze, w klubie jest tylko rezerwowym. - Przypadek Waldka pokazuje, jak wiele dzieli naszą ekstraklasę od średniej ligi europejskiej - mówi Krzysztof Paluszek, który sprowadzał Sobotę do Śląska.

27-letni skrzydłowy jesienią regularnie grał w pierwszej jedenastce Club Brugge, strzelił trzy gole. Ostatniego w grudniu, w trzech poprzednich meczach spędził na boisku zaledwie 28 minut. W ważnych meczach, bo w Belgii niedawno zaczęła się faza finałowa - zasady są podobne do tych w ekstraklasie. Club Brugge do prowadzącego Standardu Liege traci trzy punkty. - Sobota jest dziś zawodnikiem numer 15-16, wyraźnie przegrywa rywalizację o miejsce w składzie z Liorem Rafaelovem. Bez Polaka zespół pod koniec fazy zasadniczej osiągał dobre wyniki, trener Michel Preud'homme nie widzi potrzeby zmian - opowiada Frank Buyse, dziennikarz gazety "Het Nieuwsblad".

Sobota miał też świetny początek sezonu w kadrze. Był bohaterem wygranego 3:2 sparingu z Danią. Zdobył bramkę, kibice w Gdańsku nagrodzili go owacją na stojąco. Wydawało się, że będzie dobrym uzupełnieniem dla Jakuba Błaszczykowskiego i Roberta Lewandowskiego. Latem wyrósł też na lidera Śląska, w eliminacjach Ligi Europejskiej strzelił cztery gole i miał trzy asysty. Dzięki Sobocie wrocławianie sensacyjnie wyeliminowali Club Brugge. Po rewanżu, w którym Polak trafił do siatki dwa razy, Belgowie zapłacili za niego milion euro. Widzieli w nim piłkarza dynamicznego, często zmieniającego pozycję, potrafiącego robić przewagę na boisku dzięki temu, że wygrywa indywidualne pojedynki.

Po kilku miesiącach niewiele z tego zostało. Nie pomógł reprezentacji w decydujących meczach eliminacji mistrzostw świata z Ukrainą i Anglią, podczas debiutu Adama Nawałki ze Słowacją (0:2) został wygwizdany przez publiczność we Wrocławiu. - Sobota rzeczywiście stracił błysk i nie jest tym samym piłkarzem co na początku sezonu, ale to w pewnym sensie naturalne. Było oczywiste, że w Belgii nie będzie miał tak dużego wpływu na zespół jak we Wrocławiu. W Brugge jest większa konkurencja. Uważam, że jak na pierwszy sezon gra dobrze i najważniejsze jest to, by tę grę kontynuował, kiedy Brugge dojdzie do europejskich pucharów - mówi Michel Thiry, były belgijski piłkarz, dziś menedżer.

Wydawało się jednak, że Sobota jest do transferu pod każdym względem przygotowany. Sława nigdy nie uderzyła mu do głowy, nawet jako gracz mistrza Polski fundował bilety na mecz kolegom ze wsi Schodnia. Jeszcze w 2006 r. grał w czwartej lidze, potem każdego roku awansował. W 2011 r. debiutował w europejskich pucharach i reprezentacji. Płynnie mówi po niemiecku, omijają go kontuzje, wszyscy chwalą go za pokorę i gotowość do ciężkiej pracy. Miał też dobry plan na swoją karierę. Kiedy grał w I-ligowym MKS Kluczbork, trener kazał mu wypisać na kartce dalszy jej przebieg. Typował, kiedy trafi do ekstraklasy, kiedy zadebiutuje w reprezentacji, kiedy wyjedzie za granicę. Ze wszystkim trafił, poza tym, że zamiast belgijskiej ekstraklasy miała być Bundesliga.

Dlaczego mu się nie wiedzie w Belgii? - Waldka spotkało to, co większość naszych piłkarzy wyjeżdżających do lepszych lig. U nas zawodnik może pozwolić sobie na dwa, trzy słabsze mecze, a trener i tak nie ma go kim zastąpić. W Belgii jest pod tym względem inaczej - mówi Krzysztof Paluszek, były dyrektor sportowy Śląska.

Szansą dla polskiego skrzydłowego jest sprzedaż najlepszego gracza Club Brugge Maxime'a Lestienne'a, nadziei belgijskiego futbolu. - Jeśli 22-letni skrzydłowy odejdzie po mistrzostwach świata, Sobota może wejść w jego miejsce. A jeśli nie wykorzysta i tej okazji, zapewne będzie musiał opuścić klub - przewiduje Frank Buyse.

Więcej o:
Copyright © Agora SA