Roman Kosecki: miejsce Obraniaka jest w kadrze

- Zadzwonię do Ludovica Obraniaka, żeby go namówić do odkreślenia tego, co było. Jeśli chce grać dla nas, a trener go powoła, niech się nie przejmuje tematami zastępczymi, tylko przyjeżdża - mówi Sport.pl Roman Kosecki, wiceprezes PZPN do spraw szkolenia.

- Nie wiem w ogóle, skąd ta afera wokół Obraniaka. Szukamy tematów zastępczych, zamiast się zastanawiać, co zrobić, żeby polski klub wreszcie awansował do Ligi Mistrzów albo miał jakieś sukcesy w Lidze Europejskiej, żeby wszystkie reprezentacje szły w górę - mówi Kosecki, który w wyborach szefa PZPN rywalizował ze Zbigniewem Bońkiem, a potem znalazł się w jego ekipie jako wiceprezes do spraw szkolenia. I swego czasu mocno krytykował Obraniaka, nazywając go po lutowym meczu z Irlandią "panienką".

- Tak powiedziałem, nie przebierałem w słowach, jak bywa, gdy były piłkarz ocenia grających piłkarzy. Mówiłem ostro i o innych. O ich zaangażowaniu w konkretnym meczu. Ale nie o pochodzeniu. Dla każdego, kto ma polski paszport i chce grać dla nas, jest miejsce w kadrze. Nie ma żadnych farbowanych lisów. Cenię Ludovica, jest dobrym piłkarzem. Jeśli jest w dobrej formie, na pewno może nam pomóc. Jestem za tym, żeby był w kadrze. Proszę mnie do grupy przeciwników farbowanych lisów nie dopisywać. Skończmy ten temat raz na zawsze. Zadzwonię nawet do Tadka Fogla (menedżer piłkarski mieszkający we Francji, który często pośredniczy w kontaktach z grającymi tam polskimi piłkarzami) i do Obraniaka - mówi Kosecki, który grał we Francji w FC Nantes.

- Uspokoję go, żeby się nie przejmował tym, co się mówi. Niech odkreśli przeszłość i jeśli będzie dobrze grał, a trener wyśle powołania, niech przyjeżdża bez obaw. Nie mam pretensji do trenera Adama Nawałki, na pewno miał dobre intencje. Może trzeba było po prostu wysłać powołanie, bez tych wstępów. Ale tak wyszło, trudno, puśćmy to w niepamięć - mówi Kosecki. - Nie przesadzajmy też z wymogami, jeśli chodzi o naukę języka. Niech to będzie nawet "Kali chcieć", jak ja mówiłem, gdy grałem w Turcji. To wystarczy, żeby się dogadać.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.