Reprezentacja. Ile przetrwa ogień Nawałki?

Nowy selekcjoner wziął kadrę szturmem. Strach pomyśleć, co będzie, jeśli jeszcze wygra dziś w debiucie ze Słowacją we Wrocławiu. Wtedy trzeba go będzie ratować przed zagłaskaniem. Mecz o 20:45. Relacja Z Czuba i na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl Live.

Jak debiutowali selekcjonerzy reprezentacji Polski

Raz, dwa, trzy... - Remigiusz Rzepka, trener przygotowania fizycznego w reprezentacji, liczył do pięciu. Zanim skończył, wszyscy piłkarze musieli być na boisku, każdy na swojej macie, gotowi do ćwiczeń. Tak się zaczynał jeden z wieczornych treningów w Grodzisku Wielkopolskim. Na zgrupowaniu kadry, które Adam Nawałka i jego sztab zamienili w swój show.

To, że na premierowym zgrupowaniu selekcjonera piłkarze schodzą w cień, to naturalne. Ale dawno nikt nie miał takiego wejścia jak Nawałka. Zapędził piłkarzy do roboty według planu ułożonego co do minuty. Tak jakby to do niego odnosiło się hasło sponsora kadry z bandy reklamowej wokół boiska w Grodzisku: "To jest mój czas".

Już pierwszym treningiem, otwartym dla kibiców i kamer, pokazał, czego oczekuje. Że nie zniesie, jeśli ktoś jego czas będzie marnował ociąganiem się, gadulstwem, marudzeniem albo brakiem koncentracji. Krzyczał na tych, którzy dowcipkowali, kiedy on zabierał głos, tłumaczył piłkarzom, że to, co robią, to nie trening, to wycinek meczu. I mają się do ćwiczeń przykładać tak, jakby grali o stawkę. Ta kadra codziennie ma grać mecz. Tak Nawałka aranżuje treningi. Jeśli jest strzelanie karnych, to cała drużyna ma się ustawić jak podczas spotkania. Jeśli ćwiczone są rzuty rożne, to ten, który dośrodkowuje, nie może potem zostać w narożniku. Ma biec tam, gdzie byłby potrzebny w prawdziwej walce z rywalem. Drużyna ma się zachowywać - jak pisał Graham Hunter o Barcelonie z ostatnich lat - jak przegłodzony pies: rzucać się na rywala po stracie piłki, zanim ten zdąży się z nią poczuć wygodnie. Gdy się spotkaliśmy po jednym z treningów, Nawałka tłumaczył, że chce reprezentacji będącej jak bokser w ringu - takiej, która na jedną komendę ruszy na rywala i na jedną komendę się zasłoni. Jak u Papy Stamma w najkrótszym sloganie polskiej szkoły boksu: Doskocz, przyp..., odskocz.

Poza boiskiem mecz się nie kończy. Nie, piłkarze nie schodzą jeszcze na posiłki w ustawieniu 4-2-3-1. Ale reguły są jasne: żadnych spóźnień, niechlujstwa, żadnych przywilejów dla gwiazd. Jak trenujemy, to na całego. Jak się integrujemy, to też na całego, jak podczas środowych wspinaczek na ściance w hali niedaleko Grodziska. Wszyscy razem. Na niektórych treningach, gdy drużyna ćwiczy, wszyscy członkowie sztabu stają dookoła boiska, żeby podawać piłki. Również wiceprezes PZPN Marek Koźmiński, który ma być łącznikiem między trenerami a związkiem.

Na to czekała publika, która święcie wierzy, że ostatnio przegrywaliśmy głównie dlatego, że piłkarzom się nie chciało i byli skłóceni. Na to czekało też wielu piłkarzy, rozdrażnionych tym, że za czasów Franciszka Smudy i pod koniec pracy Waldemara Fornalika kadra rozchodziła się w szwach, pogodziła się z własną przeciętnością. Choćby Artur Boruc, który od przegranej z Ukrainą w Charkowie próbuje to w wywiadach przekazać między wierszami.

Czar nowego selekcjonera tak zadziałał, że już po dwóch dniach piłkarze byli pytani, czy kiedykolwiek pracowali w kadrze z takim perfekcjonistą, organizatorem i przywódcą. Przypomnijmy, chodzi o tego samego selekcjonera, w którym jeszcze dwa tygodnie temu wielu widziało kolejnego Fornalika, człowieka, który poprowadzi nas do kolejnej katastrofy. Aż strach pomyśleć, co będzie, jeśli jeszcze w dzisiejszym debiucie trener wygra, co się polskiemu selekcjonerowi nie udało od 1997 r. i początków pracy Janusza Wójcika.

Od zwycięstw ta kadra odwykła, to nad Słowacją byłoby symboliczne, bo pięć lat temu w ostatnich minutach eliminacyjnego meczu w Bratysławie zaczął się upadek Leo Beenhakkera. Od tego czasu było już coraz gorzej. Dobrze szło natomiast ogłaszanie kolejnych selekcjonerów zbawcami. Smudę ogłosiliśmy tylko za to, że był. Fornalika - za to, że był inny od Smudy, i za remis z Anglią. A teraz już nawet nie trzeba było meczu, wystarczyło zgrupowanie.

Problem w tym, żeby ogień, który wybuchł po zgrupowaniu, przetrwał jeden czy drugi słaby mecz. Żeby - cytując Oresta Lenczyka - ci, co podrzucali, nie zapomnieli złapać. A tej kadrze cierpliwość jest teraz bardziej potrzebna niż euforia. To nie Wójcik, który zadebiutował zwycięstwem, a eliminacje Euro 2000 zaczął sensacyjnym 3:0 w Bułgarii, został zapamiętany z sukcesów, tylko zaczynający w bólach Jerzy Engel, Paweł Janas i Beenhakker.

Przed Nawałką też wiele zakrętów. Grupka piłkarzy szybko może wrócić do starych nawyków zblazowania, kilku powołanych na pierwsze zgrupowanie ligowców boleśnie zderzyło się w Grodzisku z rzeczywistością. I przez najbliższe dziewięć miesięcy, zanim się zaczną eliminacje, sam trener też się jeszcze kilka razy od rzeczywistości odbije. Zanim drużynę, która po ostatnich eliminacjach tłumaczyła się brakiem szczęścia, przekona, że szczęście to tylko inna nazwa dbania o szczegóły.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA