El. MŚ 2014. Prusik: Górski rozwiązywał problemy, Fornalik jest jak Smuda

- Myślę, że trenerowi Fornalikowi nie chodzi tylko o pieniądze - mówi Waldemar Prusik, były kapitan reprezentacji Polski, na temat Waldemara Fornalika, który nie zamierza zwalniać stanowiska selekcjonera kadry, mimo że praktycznie nie ma już szans na wprowadzenie jej do przyszłorocznych finałów mistrzostw świata. - Gdyby jego drużyna w ostatnich meczach eliminacji zagrała dobrze, to pomimo braku awansu mógłby mówić, że chce pracować dalej - tłumaczy ekspert Polsatu.

Łukasz Jachimiak: Komentując piątkowy mecz Polski z Czarnogórą, bardzo się pan denerwował. Potrafi pan już przeanalizować spotkanie i sytuację naszej reprezentacji na chłodno?

Waldemar Prusik: Na pewno emocje były duże, głównie przez grę naszej defensywy. W spokojnej analizie widać dokładnie to samo co na gorąco - że to ona jest zdecydowanie największym problemem kadry. Dziwi, że Kamil Glik, który gra w silnej Serie A i jest kapitanem Torino, w reprezentacji gra tak słabo. To samo dotyczy Sebastiana Boenischa, który występuje w Bundeslidze, a na reprezentację Polski umiejętności mu nie wystarcza. To zastanawiające, trudno mi powiedzieć, dlaczego to tak źle wygląda. A już zupełnie nie mogę zrozumieć tego, że kolejny selekcjoner po Franciszku Smudzie nie szuka na lewą obronę nowego zawodnika, że Fornalik też stawia tylko na Boenischa i również słabego Jakuba Wawrzyniaka. Wiem, że na tej pozycji nie mamy mocnych piłkarzy, ale pamiętam, że kiedyś i Kazimierz Górski, i Jacek Gmoch, i później Antoni Piechniczek też mieli kłopoty z obsadzeniem lewej obrony i te problemy potrafili rozwiązać. Przecież na lewą obronę można przestawić prawego albo środkowego obrońcę. Przeszłość pokazuje, że warto takich rozwiązań próbować. U trenera Górskiego Antoni Szymanowski był prawym obrońcą, ale mecz ze Szwecją na mistrzostwach świata w 1974 roku grał na lewej obronie. U Piechniczka Stefan Majewski też nie był lewym obrońcą, a na mundialu w 1982 roku na tej pozycji grał. Szkoda, że wcześniej Smuda, a teraz Fornalik tak się zamknęli na nowe rozwiązania. Moim zdaniem na lewą stronę można było przesunąć Artura Jędrzejczyka, a na prawej wystawić np. Piotra Celebana.

Nie jest tak, że odważni są tylko dobrzy trenerzy? Obrońcy Fornalika powiedzą, że jest odważny, bo wprowadził do drużyny Grzegorza Krychowiaka czy ostatnio Piotra Zielińskiego i Mateusza Klicha, ale to chyba za mało, żeby selekcjonera chwalić i przekonywać, że pod jego wodzą kadra zrobiła postęp?

- Powiem krótko: trenerów zawsze rozliczają wyniki. Na pewno różnych rozwiązań można było szukać wcześniej.

Np. Łukasza Szukałę można było sprawdzić dużo wcześniej niż dopiero w sierpniowym sparingu z Danią? Trener Fornalik nigdy nie poleciał do Rumunii, by zobaczyć, jak radzi sobie środkowy obrońca Steauy.

- To na pewno błąd. Końcówka eliminacji to nie czas na testy. Takich zawodników trzeba było sprawdzać i zgrywać dużo wcześniej. Pewnie teraz sprawę z tego zdał już sobie też sam selekcjoner.

Z tego, że w trakcie meczu z Czarnogórą nie reagował dobrze, też? U rywali Krkotić, który nie radził sobie z Klichem, został zmieniony na Vukcevicia i po przerwie nasz pomocnik już tak nie błyszczał. Z kolei Fornalik zaszkodził drużynie, wprowadzając Wszołka za Sobotę i Mierzejewskiego za Zielińskiego.

- Pełna zgoda. Kiedy komentowaliśmy mecz z Mateuszem Borkiem, to obaj uważaliśmy, że Sobota, chociaż nie gra tak dobrze jak z Danią czy w meczach Śląska z Brugge, to i tak jest dobry, współpracuje z Lewandowskim, sporo daje drużynie. Wszołek zagrał od niego dużo gorzej, osłabił reprezentację. Można usprawiedliwić trenera, mówiąc, że trudno mu przewidzieć, jak zagra zawodnik, który wejdzie z ławki, ale przecież Wszołek w swoim klubie nie gra, więc jednak trudno było się spodziewać, że bez formy zagra dobry mecz na takim poziomie. Z Zielińskim sytuacja jest trochę inna. Też prawie nie gra, ale ma zupełnie inne umiejętności techniczne. Bardzo dobrze przyjmuje piłkę, dużo widzi na boisku, na niego mimo wszystko warto stawiać, bo widać, że jest przyszłością naszej kadry.

Może Fornalik za szybko się przywiązał do Wszołka po jego dobrych meczach sprzed roku? Po spotkaniu z Czarnogórą o Sobocie powiedział, że ten nie zagrał najlepiej, a Wszołka wziął w obronę, twierdząc, że nie będzie indywidualnie oceniał zawodników.

- Nie doszukiwałbym się tu podtekstów. Zaraz po meczu emocje są duże, akurat w przypadku Soboty mógł zapomnieć o znanej zasadzie trenerów mówiącej, że indywidualnie zawodników rzeczywiście lepiej nie oceniać. Moim zdaniem Fornalik nie ma swoich ulubieńców, ale trochę brakuje mu rozeznania co do formy poszczególnych zawodników.

Ten temat najlepiej podsumować, przypominając, że trener powołał do kadry kontuzjowanego Arkadiusza Milika, a w jego miejsce wezwał również kontuzjowanego Artura Sobiecha. Za to Fornalika skrytykowały nawet niemieckie media.

- No tak, to dziwne, zwłaszcza że w końcu powołany został Paweł Brożek, czyli zawodnik, który bardzo długo nie grał w piłkę, a do reprezentacji trafił po rozegraniu zaledwie czterech meczów w polskiej ekstraklasie. Wiem, że to jest doświadczony piłkarz, który wcześniej grał w reprezentacji, ale w tym przypadku trzeba było pójść innym tropem, powołać jakiegoś młodego zawodnika, który w następnych meczach mógłby się reprezentacji przydać. Teraz usiadłby na ławce rezerwowych, odbyłby z kadrą kilka treningów, a za jakiś czas już może wszedłby do gry na 10 czy 15 minut, byłby po prostu szykowany na przyszłość jako zmiennik Roberta Lewandowskiego. Bo wiadomo, że on jest pewniakiem do gry.

No właśnie - Lewandowski z Czarnogórą zagrał bardzo dobrze, a gesty, jakie wykonywał po zdobyciu gola, dowodzą, że zabolało go zachowanie kibiców, którzy wygwizdali go po tym, co pokazał z Danią. Wygląda na to, że fani zrobili to, czego trener nie potrafił - zmotywowali zawodnika.

- Nie wiem, co sprawiło, że Lewandowski tak zagrał, ale na pewno było widać, że gra dużo lepiej. Może rzeczywiście wziął sobie do serca te gwizdy, może zabolała go opinia kibiców. Ale o to trzeba by pytać samego zawodnika.

Nie ma sensu, skoro twierdzi, że gwizdów nie słyszał.

- Pewne jest jedno - teraz widać było u niego chęć gry, a w poprzednim meczach różnie to wyglądało. Teraz pokazywał się do grania, walczył z całych sił. Sytuacja z 94. minuty pokazała to najlepiej. On stworzył tę akcję, która mogła nam dać zwycięstwo. Wyszarpał piłkę prawie pod środkową linią boiska, podciągnął pod pole karne, świetnie dośrodkował - właśnie takiego Lewandowskiego chcielibyśmy zawsze widzieć w reprezentacji.

W najbliższych meczach o taką motywację naszym zawodnikom raczej nie będzie łatwo, choć trener Fornalik przekonuje, że skoro są jeszcze matematyczne szanse awansu na mundial, to jego zespół będzie walczył. Myśli pan, że on naprawdę wierzy w wyjazdowe zwycięstwa nad Ukrainą i Anglią?

- Wiadomo, że trener tak musi mówić, a my musimy jasno powiedzieć, że na mistrzostwa świata w Brazylii już żadnych szans nie mamy. One zostały ostatecznie zaprzepaszczone w meczu z Czarnogórą.

W takim razie jaki jest trzymania na stanowisku tego trenera? Może tylko taki, żeby nowego nie rzucać od razu na wyjątkowo głęboką wodę, jaką byłyby konfrontacje z walczącymi o mundial, silnymi rywalami?

- Oczywiście trener Fornalik zapowiedział, że zostaje na stanowisku, że nie myśli o dymisji, ale ruch należy do prezesa Zbigniewa Bońka.

Tak po ludzku trenera łatwo zrozumieć - ze 150 tysięcy złotych miesięcznej pensji trudno zrezygnować.

- Myślę, że nie chodzi tylko o finanse. Każdy trener wierzy w swoją pracę i chce dokończyć to, co zaczynał. Gdyby w ostatnich meczach eliminacji kadra rozegrała dobre mecze, to mimo braku awansu trener Fornalik miałby podstawy, by mówić, że chce pracować dalej, że jego drużyna rokuje na przyszłość.

A rokuje? Widzi pan jakąś myśl przewodnią, według której ten trener prowadzi zespół?

- Na pewno pozytywne jest to, że w kadrze zaczęli grać zawodnicy młodzi i kreatywni. Mam na myśli Klicha, Zielińskiego i Sobotę. W dwóch ostatnich meczach wszyscy wymienieni sporo wnieśli do reprezentacji. Należy żałować, że wcześniej trener nie próbował ustawienia z jednym defensywnym pomocnikiem. W takim meczu z San Marino aż się prosiło, żeby zagrać bardziej ofensywnym ustawieniem, żeby przygotować sobie pewne warianty gry na końcówkę eliminacji. Trener robi to teraz, kiedy być może zmusza go do tego sytuacja.

Nie po raz pierwszy Fornalik robi coś, o czym dużo wcześniej mówili eksperci i dziennikarze.

- Nie wiem, czy kieruje się opiniami, jakie usłyszy czy przeczyta, ale fakt jest taki, że teraz pewne ruchy zrobił i na pewno to było dla drużyny korzystne. Wynik z Czarnogórą nie jest dobry, ale gra była dużo lepsza niż w poprzednich meczach eliminacji - z Mołdawią i Ukrainą.

Plusy pracy Fornalika wskazać trudno, za to powodów do narzekania na niego dostarcza on sam. No bo jak komentować to, że trener kadry wybiera się na piłkarski festyn z politykami w roli piłkarzy, zamiast obserwować swoich zawodników w ostatnich sprawdzianach przed ważnymi meczami reprezentacji?

- Od oceny takich spraw są dziennikarze, ja, jako były piłkarz, mogę oceniać grę reprezentacji i decyzje trenera wpływające na tę grę.

A potrafi pan wskazać człowieka, który mógłby sprawić, że gra naszych piłkarzy będzie lepsza?

- Zawsze jest problem, jeżeli mają padać nazwiska w kontekście prowadzenia naszej reprezentacji. Ona od lat nie osiąga sukcesów, dlatego trudno znaleźć odpowiedniego trenera. Ale prezes PZPN-u na pewno ma rozeznanie i ludzi wokół siebie, którzy mogą mu doradzić. Spodziewam się, że jeśli dojdzie do zmiany, to korzystnej.

Jest pan zwolennikiem zatrudnienia kolejnego Polaka czy zagranicznego trenera, który mógłby wpłynąć na naszych piłkarzy tak, jak kilka lat temu Leo Beenhakker, czyli dowartościować ich i wykrzesać z nich wszystko, co najlepsze?

- Powiem szczerze, wyrobionego zdania nie mam, nie zastanawiałem się nad tym tak mocno, temat wymaga dłuższej analizy. Na pewno w kraju trudno znaleźć trenera dla reprezentacji, ale szkoleniowiec zagraniczny też miałby problem, bo mentalność polskich zawodników jest inna niż graczy z zachodniej Europy. Trener, który przyszedłby z któregoś z tamtych krajów, mógłby mieć problemy z przestawieniem swojej mentalności, żeby dopasować się do piłkarzy albo ich mentalności, żeby wymagać od nich pewnych zmian. Beenhakker też miał swoje problemy.

Głównie z działaczami, a w końcu chyba z samym sobą, kiedy poczuł się zbyt wielki. Ale z tą mentalnością to chyba przesada - w męskiej siatkówce od 2006 roku medale dużych imprez zdobywamy pod wodzą kolejnych zagranicznych trenerów.

- W siatkówce szkolenie mamy na wyższym poziomie, dzięki temu trenerzy mają więcej opcji, łatwiej jest im zbudować mocną kadrę. Poza tym mentalność polskiego piłkarza jest naprawdę specyficzna.

Zobacz wideo

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA