Urugwaj, czyli piękny sen Óscara Tabáreza

Kilka lat temu byli tylko reprezentacją z piękną przeszłością, do Polski przyjechali jako najlepsza drużyna Ameryki Południowej. Mecz Polska - Urugwaj w środę w Gdańsku o 20:45. Relacja Z Czuba i Na Żywo na Sport.pl

Niewiele brakowało, by ta historia w ogóle się nie zaczęła. Do baraży o mundial w 2010 r. Urugwaj awansował po wygranej z Ekwadorem 2:1. Zwycięstwo dał gol Diego Forlána z rzutu karnego w trzeciej minucie doliczonego czasu. Prezydent Ekwadoru Rafael Correa żartował później, że "sędzia tego meczu powinien zostać stracony". W barażach też nie było lekko, Kostaryce do awansu zabrakło jednego gola.

Później działy się już rzeczy wyjęte ze snów.

Na mundialu w RPA reprezentacja dotarła do półfinału, a Forlán został wybrany na najlepszego gracza turnieju. Rok później ten sam piłkarz strzelił dwa gole w wygranym finale Copa América. Mistrzostwo kontynentu Urugwajczycy świętowali po raz 15., mają o jeden triumf więcej od Argentyny i o siedem więcej od Brazylii.

Kontynentalni giganci dwie ostatnie wielkie imprezy kończyli na ćwierćfinałach. Jakby tego było mało, rok temu srebrne medale mistrzostw kontynentu zdobywały urugwajskie zespoły 17- i 20-latków, po 84 latach awansowali na igrzyska.

A wszystko to w ledwie 3,5-milionowym kraju, w którym zarejestrowanych jest tylko 42 tys. piłkarzy (w Argentynie 332 tys., w Brazylii - 2,1 mln).

Ojcem i matką wszystkich sukcesów jest Tabárez, od sześciu lat odpowiadający za reprezentacje Urugwaju. Seniorskiej jest szefem, juniorskie grają według jego pomysłu. To dzięki niemu reprezentacje przestały się mierzyć wyłącznie w "garra charrua" - oznaczającym ducha walki małego kraiku przeciwko wielkim, który na początku XXI w. zamienił się w boiskową brutalność. W przegranych eliminacjach mundialu 2006 żaden zespół nie dostał więcej czerwonych kartek od Urugwaju.

- Wtedy mieliśmy reputację drużyny potrafiącej tylko kopać rywali. Dziś odnosimy sukcesy, grając ofensywnie i strzelając mnóstwo goli - mówi Gus Poyet, były reprezentant Urugwaju i trener Tomasza Kuszczaka w drugoligowym Brighton.

Tabarez uchodzi dziś za jednego z najlepszych taktyków. Jego wiedzą tłumaczy się to, że piłkarze mniej cenieni od Argentyńczyków i Brazylijczyków zaczęli regularnie zdobywać medale wielkich turniejów.

Największe bogactwo urugwajski selekcjoner ma w ataku, gdzie szaleją napastnik Napoli Edinson Cavani (ostatnio strzelił cztery gole Dniepru Dniepropietrowsk w Lidze Europejskiej), zachwycający i wywołujący skandale Luis Suárez z Liverpoolu (w poprzednim sezonie został zdyskwalifikowany na osiem meczów za rasizm) i Forlan. Ten ostatni od lipca gra w brazylijskim Internacional, do Polski nie przyjechał, bo selekcjoner dał mu odpocząć. 33-letni zawodnik bardziej potrzebny będzie w czerwcowym Pucharze Konfederacji. Urugwaj dopiero drugi raz wystąpi w tej imprezie, kibicom marzy się pierwszy medal. A skoro gospodarzem turnieju jest Brazylia, marzy im się też powtórka z 1950 r., gdy wywołali jedną z największych sensacji w historii futbolu.

W dniu finału mundialu karnawał na ulicach Rio de Janeiro zaczął się rano, gazety na pierwszych stronach ogłaszały, że wieczorem goszczący turniej Canarinhos zdobędą pierwsze złoto MŚ. A potem na stadionie Maracana Urugwajczycy wygrali 2:1. Brazylijczycy nazwali klęskę "El Maracanazo". W sumie mały kraik dwa razy zdobywał złoto mundialu (wcześniej w 1930 i 1950 r.), aż pięć razy grał w półfinale.

Choć później zdarzało się Urugwajowi opuścić nawet dwa mistrzostwa świata z rzędu, sukcesy drużyny Tabareza kibiców nie nasyciły. Bolała ich porażka na igrzyskach w Londynie (zespól z Suarezem i Cavanim skończył w fazie grupowej), boli słabiutki start w eliminacjach mundialu. Drużyna Tabareza wygrała tylko trzy mecze z dziewięciu. Po wrześniowej klęsce 1:4 z Boliwią w położonym 3,6 tys. m n.p.m. La Paz (w ostatnich latach gospodarze potrafili tam pokonać Argentynę i Brazylię) urugwajska prasa pisała o upokorzeniu, wytykała selekcjonerowi błędy. A przecież na następnego zdolnego osiągać takie sukcesy może czekać dziesięciolecia.

Więcej o:
Copyright © Agora SA