El. MŚ 2014. Co powinna zrobić Polska, by nie przegrać z Anglią

Nie bójmy się rywali, nie powodujmy karnych, uważajmy szczególnie na skrzydłach oraz przy stałych fragmentach gry. Postawmy na zdolną młodzież i przestańmy wreszcie rozprawiać o klasie angielskiego bramkarza Joe Harta. Wtedy możemy na Stadionie Narodowym osiągnąć przynajmniej remis. Relacja Z Czuba i na żywo we wtorek od 18.00 w Sport.pl. Śledź relację także na telefonie na m.sport.pl.

Profil Sport.pl na Facebooku - 94 tysiące fanów. Plus jeden? 

W naszym stosunku do Anglików przez ostatnie lata widać coś na kształt syndromu sztokholmskiego - objawiającego się miłością ofiary do swojego oprawcy. Oto bowiem nie ma w ostatnich latach drużyny z szeroko pojętej europejskiej czołówki, z którą jako Polacy potykalibyśmy się w eliminacjach do wielkich imprez częściej, a tym samym równie często przegrywali i dawali się w rozmaitych kwalifikacjach wyprzedzać. Mimo to mecze z Wyspiarzami uwielbiamy, choćby po to, by przy ich okazji po raz kolejny wspomnieć pamiętny remis na Wembley czy jedyną wygraną w Chorzowie.

Po pierwsze: nie bać się Anglików

Jeśli podopieczni trenera Waldemara Fornalika i przed wtorkowym spotkaniem mają taką potrzebę, to mogą sobie te dwa spotkania obejrzeć. Najważniejsze jednak, by jeszcze przed wyjściem na murawę Stadionu Narodowego mieli w głowach legendarne zdanie trenera Kazimierza Górskiego, które ten w 1973 roku powiedział w przerwie spotkania: "Nie taki diabeł straszny, jak go malują".

Anglików przed meczem w Warszawie ani się bać nie trzeba ani nie można. To drużyna, która w historii mistrzostw świata zdobyła nawet mniej medali niż my, w ostatnich latach w eliminacjach wielkich imprez punkty gubiła z Macedonią, Izraelem, Czarnogórą czy Szwajcarią, a przegrywała z Rosją, Chorwacją czy Ukrainą. Podopieczni trenera Roya Hodgsona, za sobą nieudane Euro 2012, ich kadrę przetrzebiają co rusz albo kontuzje albo obyczajowe skandale, a wyniki w eliminacjach do mundialu wcale o znakomitej formie nie świadczą. Owszem, w trzech meczach nasi wtorkowi rywale wypracowali imponujący bilans bramkowy 11:1, ale warto pamiętać, że na serio bili się dotąd jedynie z Ukrainą, z którą zresztą zremisowali w samej końcówce u siebie. Poza tym, pokonali Anglicy po 5:0 Mołdawię i San Marino, czyli drużyny zdecydowanie trzeciej kategorii. Nawet w tych spotkaniach nie wszystko szło podopiecznym Hodgsona gładko, a tak w pierwszym, drugim, jak i trzecim meczu, pierwszą bramkę zdobyli dopiero po rzucie karnym. Trudno więc orzec jak zachowają się, jeśli jednak Polacy okazji do strzelania z jedenastu metrów im nie dali.

Po drugie: uwaga na skrzydła

W pewnym sensie zadziwiające jest to, że jak dotąd Anglicy w eliminacjach do mundialu ani wielu goli ani groźnych sytuacji nie tworzą tak jak podpowiadałby rozum czyli przy wybitnym udziale swoich gwiazd: Stevena Gerrarda czy Wayne'a Rooney'a. Wręcz przeciwnie, ich akcje ofensywne napędzają głównie skrzydłowi: James Millner i Alex Oxlade Chemberlain, wspomagani często obrońcą Glennem Johnsonem. Zamiast więc mędrkować jak zatrzymać piłkarzy, których przebłysków geniuszu zneutralizować przecież nie sposób, powinni się Polacy zastanowić, jak powstrzymać graczy genialnych znacznie mniej, a występujących na bokach, angielskich formacji.

Przy tym wszystkim biało - czerwoni muszą też szczególnie uważać przy stałych fragmentach gry. Gerrard w tym sezonie jak cały Liverpool gra może nieco słabiej, ale umiejętności kopania ze stojącej piłki nie stracił, a jego koledzy angielskiej umiejętności gry w powietrzu też się nie wyrzekli. Jeśli więc mają być rzuty rożne czy wolne specjalnością kadry trenera Fornalika to dobrze byłoby, aby działo się tak zarówno w ataku jak i w obronie. Inaczej może się okazać, że Anglicy grali słabiej niż zwykle, ale gola udało im się wsadzić tak jak bardzo często.

Po trzecie: młodzi do boju

Trzecia uwaga dotycząca uchronienia się choćby przed porażką, związana jest poniekąd z dwoma pierwszymi. Jeśli mamy z jednej strony wierzyć w wygraną, a z drugiej uważać na akcje przeprowadzone bokami, to być może warto postawić na ciekawą młodzież w postaci Pawła Wszołka, Kamila Grosickiego czy Grzegorza Krychowiaka. Z punktu widzenia taktycznego, pierwszych dwóch, dynamicznych w końcu skrzydłowych przydałoby się nam tak w ataku, jak i w obronie. Albo ścigaliby oni Millnera czy Chemberlaina, albo szukali swojej szansy w ofensywie, gdy zbyt mocno do przodu zapędzi się taki Johnson czy Ashley Cole. Z kolei defensywny pomocnik Krychowiak prezentuje ostatnio w Stade Reims formę wyborną, a przy rywalizacji z Anglikami nie potrzebujemy mocniej nikogo od gracza, który potrafiłby kolegów odpowiednio zaasekurować. Wspomniana trójka potrzebna byłaby także z punktu widzenia psychicznego: Wszołek i Krychowiak nie są skażeni przegranym Euro 2012, a Grosicki po tej imprezie ma wiele do udowodnienia.

Fantazja podpowiada też niektórym postawienie na napastnika Arkadiusza Milika, ale ten ruch wydaje się jednak wciąż zbyt śmiałym, tym bardziej, że w ataku swoją wielkość udowodnić musi Robert Lewandowski. On wciąż czeka w kadrze na dobry mecz przeciwko świetnym rywalom, a naprawdę może poradzić sobie z duetem stoperów Joelon Lescott - Phil Jagielka. Paroma celnymi strzałami uciszyć mógłby Lewandowski również wyznawców talentu angielskiego golkipera Joe Harta. Owszem, bramkarz to znakomity, ale wobec klasy angielskiej drużyny i naszego potencjału, skupianie swojej uwagi na nim wydaje się nadmierne. Po pierwsze, by Hart został bohaterem to musimy sobie sytuacje stworzyć. Po drugie, jakby nie zagrał to i tak nikt w Anglii nie powie po spotkaniu: "Joe Hart - bramkarz, który zatrzymał Polskę".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.