Marcin Wasilewski o Anglii: Dla mnie to więcej niż mecz

Oceniając z boku, we wtorek nie powinniśmy mieć żadnych argumentów, ale nie jesteśmy skazani na porażkę - mówi 32-letni obrońca. W czwartek trener Waldemar Fornalik ogłosi, że na RPA i Anglię on poprowadzi drużynę jako kapitan

Wszyscy biało-czerwoni na mecz z Anglią! ?

Zanim we wtorek o godzinie 21 Polacy zagrają najważniejszy mecz jesieni o punkty w eliminacjach MŚ, w piątek - także na Stadionie Narodowym w Warszawie - czeka ich sparingowa próba generalna. Jeśli nie stanie się nic nieprzewidzianego, rozpoczną w składzie Tytoń - Piszczek, Wasilewski, Glik, Wawrzyniak - Krychowiak, Polanski - Grosicki, Obraniak, Mierzejewski - Lewandowski. Zmienić się może obsada bramki, bo Tomasz Kuszczak też ma wystąpić, nie wiadomo tylko, czy od początku.

W środę Tytoń trenował indywidualnie, ale to tylko profilaktyka, nie ma żadnego poważnego urazu. Gorzej wygląda sytuacja 20-letniego Pawła Wszołka, który truchtał wokół boiska i utykał. Prawy pomocnik Polonii ma zbity mięsień czworogłowy, raczej nie zagra z RPA. - Ale to nie oznacza, że nie będę gotowy na Anglię - zapewnia..

Bolesna kontuzja jeszcze bardziej komplikuje i tak niełatwą sytuację selekcjonera. W niedzielę poważnie uszkodził kostkę kapitan Jakub Błaszczykowski i prawe skrzydło zieje pustką. Wszołek, który w tym sezonie ligowym strzelił cztery gole i miał cztery asysty, miał w piątek udowodnić, że podoła meczowi z Anglią. Jeśli nie zdąży, prawą stronę zajmie Kamil Grosicki.

Zobacz wideo

Rozmowa z Marcinem Wasilewskim 32-letnim obrońcą kadry i Anderlechtu

Robert Błoński: Myślisz Anglia, mówisz...

Marcin Wasilewski: Marzenia. Od zawsze podobała mi się liga angielska. Pasjonuje mnie, sentyment został z dzieciństwa. Marzenie o grze w Anglii już raczej się nie spełni, bliżej mi do końca przygody z futbolem niż rozkwitu. Szkoda, bo tam duże znaczenie mają cechy wolicjonalne, charakter i ambicja, czyli charakterystyką może bym i pasował. Choć w ostatnich latach na Wyspy przyjechało wielu piłkarzy dobrze wyszkolonych technicznie i są zespoły, które grają w piłkę, a nie tak jak kiedyś - tylko długie wybicia i walka w powietrzu.

Ulubiony klub, piłkarz?

- Zawsze lubiłem Manchester United, teraz kibicuję też naszym bramkarzom z Arsenalu.

Na kogo się szykujesz we wtorek?

- Na razie na nikogo.

Nie możesz się doczekać?

- Tak. Niby punktów można zdobyć tyle samo co z San Marino... Ale dla mnie Anglia to jednak coś więcej niż mecz. Wyjątkowy rywal z górnej piłki.

Grałeś przeciwko angielskiemu klubowi?

- Kiedyś z Tottenhamem w Lidze Europejskiej, gdy w grupie było pięć drużyn i grało się po jednym meczu. Latem graliśmy towarzyski turniej z Southampton i Arsenalem, bez żadnej presji. W oficjalnym meczu, po angielskim boisku, jeszcze nie biegałem.

Eliminacje kończymy na Wembley.

- O grze na legendarnym stadionie też marzyłem. Wiadomo, Polska zawsze była najważniejsza. Ale cała otoczka meczów Anglików robiła na mnie ogromne wrażenie. Dziesiątki tysięcy kibiców i "God Save the Queen" - czasem ciarki przechodziły. We wrześniu 1999 roku byłem w Warszawie na meczu Polska - Anglia. Zremisowaliśmy 0:0. Mam ogromną nadzieję, że spotkanie na Wembley w przyszłym roku będzie miało jeszcze znaczenie.

Na razie, we wtorek, jest mecz na Narodowym. Jakie mamy argumenty przeciwko Anglii?

- Gdyby ktoś oceniał z boku, to żadnych. Nie możemy z nimi grać jak Mołdawia, która w Kiszyniowe otworzyła się i uległa 0:5. Trzeba być konsekwentnym, zdyscyplinowanym i raczej nie iść na wymianę ciosów, ale to trenerzy znajdą pomysł na nich. Nie utrzymujemy się przy piłce, nie stwarzamy wielu okazji, nie lubimy ataku pozycyjnego. Każdy musi grać na sto procent. Liczę, że uda się wykrzesać cały nasz potencjał. Nie udało się na Euro, może teraz? Potrzebujemy zwycięstwa jak 2:1 kadry Leo Beenhakkera z Portugalią. To może ponieść tę młodą drużynę i pozwolić nam odzyskać zaufanie kibiców. Znów przekonać ich do siebie możemy tylko dobrym wynikiem. Lepszej okazji w tym roku nie będzie.

Mówisz, że argumentów nie mamy wiele.

- Chodziło mi o atuty piłkarskie - jako drużyny i indywidualne. Teoretycznie nie mamy szans, ale na pewno nie z takim nastawieniem wyjdziemy na boisko. Nasze indywidualności potrafią się "sprzedać" w takim spotkaniu.

Odpowiedzialność za wynik spada nie tylko na trenera. Fornalik miał ledwie kilka treningów i cztery mecze na przygotowanie drużyny.

- Wiem. Trener może nam wszystko ładnie opowiedzieć i wyraźnie narysować na tablicy. A potem zaczyna się mecz. Od nas zależy, czy realizujemy jego pomysł, on może tylko korygować ustawienie, nic więcej.

To, co rysuje, jest zrozumiałe. Ma pomysł, chce narzucić drużynie styl, jedyny problem: brakuje mu czasu. Chciałby zrobić więcej, nie ma kiedy.

Nie zadajesz sobie pytania "co ja tutaj robię"? W czerwcu skończyłeś 32 lata, w obecnej kadrze tylko Tomasz Kuszczak przekroczył 30 lat. Ale dla bramkarza ten wiek to nic.

- Ze starej gwardii nie ma nikogo, młodzi zamiast "Wasyl" wołają do mnie "dinozaur". Pamiętam debiut, dziesięć lat temu za kadencji Zbigniewa Bońka. Szybko zleciało. Romana Koseckiego pamiętam z boiska, a teraz jego syn jest ze mną w reprezentacji. Młodzi nacierają, napinają się, ale jakoś się trzymam i odpieram ataki. Dla niektórych to pierwsze zgrupowanie, muszą się oswoić. Niech najpierw dobrze się poczują w kadrze, to pomoże im pokazać umiejętności na boisku.

Koszmar z września 2010 roku i fatalnego złamania nogi w Belgii wraca?

- Nie. Co mnie nie zabiło, to wzmocniło. Wielu mówi, że zmieniłem się jako piłkarz. Niektórzy dodają, że na lepsze. Miło słyszeć. Noga nie doskwiera, gram na pełnych obrotach i nie kalkuluję przed wślizgiem.

W trzech ostatnich meczach ligowych Anderlechtu siedziałeś w rezerwie.

- Za to dwa razy grałem w Champions League i raz w krajowym pucharze. Wreszcie usłyszałem hymn Ligi Mistrzów z boiska i...trochę się przeliczyłem. Przed telewizorem przeżycie jest jednak większe.

W klubie o cztery miejsca w obronie walczy ośmiu reprezentantów swoich krajów. Czterech zawsze musi siedzieć na ławce. Rotacja trwa.

Muszę o to spytać. Tydzień po Anglii gracie z Zenitem St. Petersburg, który kupił Axela Witsela. To on dwa lata temu złamał ci nogę. Podasz mu rękę przed meczem?

- Nie wiem, zobaczymy. Nie myślałem o Zenicie.

Wracamy do kadry. Anglia to dobra okazja, by przegonić demony z Euro?

- Nie da się ich przegnać. Przegraliśmy u siebie, wspanialszego turnieju nie umiem sobie wyobrazić i wymarzyć. W sierpniu graliśmy na Cyprze kwalifikacje Ligi Mistrzów. Wylosowano mnie na kontrolę antydopingową. W komisji był Chorwat, który na Euro przyleciał do Polski ze swoją drużyną. Przez pół godziny słyszałem same pochwały dotyczące turnieju, przygotowania, ludzi. Wszystkiego. Szkoda, że tylko my, zawodnicy, nie sprostaliśmy oczekiwaniom.

Siłą reprezentacji są skrzydłowi. We wrześniu urazu doznał Rybus, a teraz Błaszczykowski.

- Rola Kuby jest nie do przecenienia, strzelał gole, stwarzał sytuacje kolegom, brał na siebie odpowiedzialność, był liderem. Nie wiem, czy da się go zastąpić. "Ryba" też był w dużym gazie.

Siadła atmosfera?

- Aż tak to nie. Zmiennicy muszą wykorzystać szansę. Gdzie lepiej się sprawdzić, jak nie na tle Anglii? Oczekiwania są wielkie i zmiennik Kuby będzie miał ciężko. Musi zagrać lepiej, niż potrafi.

Po zremisowanym meczu w Czarnogórze Kuba Błaszczykowski skrytykował Obraniaka ze bezmyślną czerwoną kartkę. Miał rację? Rozmawiałeś z Ludovikiem?

- Z Ludo porozmawia trener, ja nie jestem od pouczania. Ludo wie, że zrobił źle, tym bardziej że to nie była jego pierwsza czerwona kartka w kadrze za takie zachowanie. Kuba powiedział głośno to, co myślał, i to, co myśleli wszyscy. Jest kapitanem i zrobił dobrze.

W przerwie biegałeś od kolegi do kolegi i mobilizowałeś na drugą połowę. Było wtedy 1:2.

- Trzy tygodnie wcześniej, po słabej grze, przegraliśmy sparing z Estonią. Nie chciałem, żeby znowu było jak w Tallinie i na Euro, żeby znowu zaczęło się źle, żebyśmy musieli się głupio tłumaczyć i mieć wzajemne pretensje.

Wolisz, gdy jesteście głaskani, jak przed mistrzostwami, czy tak jak teraz, kiedy nastroje są, delikatnie mówiąc, średnie?

- Przed Euro było fantastycznie. Mieliśmy kredyt zaufania kibiców, dziennikarze dali nam parasol ochronny. Potrzebujemy krytyki, jeśli ma pomóc. Jesteśmy piłkarzami, musimy się przyzwyczaić do gry pod presją, musimy się z nią mierzyć. Na razie mamy cztery punkty, wynik z Anglią nie przekreśli szans na awans ani go nie zapewni. Pozytywny będzie ciepłym podmuchem energii. Kibice znowu uwierzą w drużynę, a bez nich nie jesteśmy w stanie nic zrobić, gramy dla nich. To, co zrobili na Euro, przeszło pojęcie. Tylko my... Ach. Nie chcę znowu składać deklaracji, to mija się z celem. Dobry wynik przekona, że warto nam znowu kibicować.

Wtorek, 21. Marcin Wasilewski wyprowadza reprezentację na mecz z Anglią na Narodowym.

- Kuba, mój przyjaciel, który będzie na tym meczu, przeżywa dramat. Opaska nie jest najważniejsza i nie wiem, czy to będę ja. Są argumenty, które za tym przemawiają. To byłoby coś pięknego.

Dobry wynik z Anglią daje przepustkę do historii.

- Mieliśmy już taką szansę z Niemcami w Gdańsku, ale prowadzenie straciliśmy w ostatniej akcji. Mieliśmy szansę trafić do kronik na Euro, ale też czegoś zabrakło. Teraz Anglia. Powtórzę - dla mnie to więcej niż mecz.

Zobacz wideo

Czytelnicy Sport.pl na Facebooku:

"Idiotyzm, jezeli mowi tak najbardziej doswiadczony zawodnik w kadrze, to co maja myslec mlodzi? Chyba, ze ida na rozstrzelanie... Powinien troche pomyslec Wasyl, szczegolnie, ze szanse sa xD" - napisał na Facebooku Sport.pl Michał Dziewiński.

Z RPA bez Pawła Wszołka ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.