Tak relacjonowaliśmy na żywo spotkanie Estonia - Polska ?
W 90. min Janusz Gol niepotrzebnie sfaulował 25 m od polskiej bramki. Rezerwowy Wassiliew kopnął piłkę nad murem. Wojciech Szczęsny miał ją na palcach, jednak nie zdołał odbić. Chwilę później Arkadiusz Piech strzelił przewrotką, ale w środek bramki i sędzia skończył mecz. Fornalik rozpoczął pracę z kadrą tak, jak skończył jego poprzednik Franciszek Smuda - od przegranej 0:1. Poprzedni selekcjoner przegrał na Euro z Czechami, a obecny - sparing z Estonią. Jedyny przed początkiem eliminacji MŚ 7 września w Podgoricy Polacy grają z Czarnogórą, trzy dni później spotkanie z Mołdawią we Wrocławiu.
Po estońskich piłkarzach było widać, że z trenerem Tarmo Rüütlim pracują od 2007 r., po Polakach - że z nowym selekcjonerem mieli tylko dwa rozruchy. - Wynik będzie miał mniejsze znaczenie niż styl - mówił selekcjoner. - Odwrotnie będzie w eliminacjach. Punkty będą ważniejsze od stylu.
W Tallinie Fornalik ustawił reprezentację tak jak Ruch Chorzów, w którym pracował, nim zastąpił Smudę, czyli 1-4-4-1-1. Ci sami piłkarze, którzy znają się z niedawnego Euro, musieli zagrać w zupełnie innym ustawieniu niż podczas czerwcowych finałów. Wystarczyło 45 minut, by 49-letni trener przekonał się, że w realiach polskiej reprezentacji wystawianie dwóch napastników nie ma większego sensu. Zobaczył, że Polska nie ma drugiego napastnika europejskiej klasy. Wydaje się, że selekcjoner jest skazany na grę 1-4-2-3-1 - z dwoma defensywnymi pomocnikami.
Pierwsza połowa Polaków była bardzo słaba. Nerwowa i pełna błędów. W porównaniu z Euro jedynym nowym zawodnikiem w jedenastce był Ariel Borysiuk z II-ligowego Kaiserslautern. Do składu wrócili Jakub Wawrzyniak i Maciej Rybus, szansę dostał rezerwowy u Smudy Artur Sobiech. Na boisku wyglądało to tak, jakby kadrowicze spotkali się ze sobą po raz pierwszy.
Dwójka napastników - Sobiech, który był ustawiony wyraźnie za Robertem Lewandowskim - w ogóle ze sobą nie współpracowała. Obok siebie na boisku bywali bardzo rzadko. Grali słabo. Sobiech był niewidoczny do 44. minuty. Rezerwowy Hannoveru, który w Bundeslidze przez półtora roku ani razu nie wyszedł w pierwszym składzie, nie mógł się odnaleźć, nie dochodził do piłki. Był na boisku, ale jakby go nie było. Najbardziej spektakularnym zagraniem było niecelne podanie do Łukasza Piszczka w 44. minucie. Na drugą połowę już nie wyszedł.
Lewandowski miał więcej strat niż zwykle, często machał rękami, niewiele było z niego pożytku. Od piłkarza tej klasy, który w ubiegłym sezonie strzelił 30 goli, wymagania i oczekiwania w każdym występie są większe niż od innych. Przyzwyczaił do lepszej gry niż w Tallinie. Usprawiedliwieniem dla niego i większości reprezentantów jest to, że ligi, w których grają, jeszcze nie rozpoczęły sezonu. Za trzy tygodnie wszyscy powinni być w lepszej formie.
Gra w pierwszej połowie była gorsza niż występ na Euro. Najlepszy był bramkarz Wojciech Szczęsny, który przynajmniej dwa razy uratował drużynę od utraty bramki. Po przerwie, kiedy trener zmienił ustawienie i Polacy przejęli kontrolę nad spotkaniem, bramkarz Arsenalu nie musiał interweniować aż do ostatniej minuty.
Pod estońską bramką też działo się niewiele. Przed przerwą celnych strzałów nie było w ogóle, w drugiej połowie były okazje, ale znowu brakowało uderzeń na bramkę Pareiki. Najlepsze sytuacje kreował Piszczek, który w ataku zagrał lepiej niż w defensywie, gdzie kilka razy się pogubił. W 36. minucie po jego dośrodkowaniu Maciej Rybus spudłował z kilku metrów, a w 60. skiksował i Siergiej Pareiko złapał piłkę. Niestety, bramkarz gospodarzy do końca spotkania nie został zmuszony, by ubrudzić swoją błyszczącą, żółtą bluzę.
Polacy dopiero po przerwie znaleźli sposób, jak przedostać się pod estońską bramkę. Wtedy był już na boisku Adrian Mierzejewski, który zdecydowanie uspokoił grę w środku, pokazywał się do gry, potrafił przetrzymać piłkę w środku. Uaktywnili się też boczni obrońcy - zdecydowanie bardziej Piszczek, ale Wawrzyniak też sporo czasu spędził na połowie rywali.
Grą przestał rządzić chaos i niecelne podania tak kłujące w oczy przed przerwą. Skończyła się nerwowość sprzed przerwy, w której cała czwórka obrońców popełniała indywidualne błędy. Każdy z nich mógł skończyć się golem. Popłoch siały przede wszystkim dalekie podania za plecy obrońców. W drugiej połowie Polacy umiejętnie nie pozwalali Estończykom na rozgrywanie takich akcji, wzajemnie się asekurowali, ustawiali bliżej Szczęsnego.
Aż przyszła 90. minuta i Gol niepotrzebnie sfaulował. Dzięki temu Estonia po raz pierwszy w historii pokonała Polskę - w dziesiątej konfrontacji. Przed meczem z Czarnogórą Fornalik będzie miał najwyżej pięć treningów, by odmienić drużynę, bo większego wyboru mieć nie będzie. Nie wiadomo, czy Boruc, Dudka, Brożek i Jeleń znajdą kluby. Peszko dopiero co podpisał kontrakt z Wolverhampton, wyleczy się Obraniak. Dużego wyboru nie ma, czas pracuje na jego niekorzyść.
Oceny Polaków po meczu Najlepszy Szczęsny, najgorszy Sobiech ?