Polska na Euro 2012. Aleksander Kwaśniewski: Postawiłbym na Tytonia

- Wszyscy byliśmy zachwyceni interwencją Tytonia parę sekund po wejściu na boisko w meczu z Grecją, ale jeszcze ciekawsze były jego poczynania w meczu z Rosją; był spokojny, dawał poczucie pewności, pokazał dobre rzemiosło. Dlatego stawiam na niego - mówi w rozmowie ze Sport.pl były prezydent Aleksander Kwaśniewski

Przemysław Iwańczyk: Szczęsny czy Tytoń?

Aleksander Kwaśniewski: Trzymałbym się na miejscu trenera Smudy zasady, że drużyny, której poszło dobrze, się nie zmienia. Tak więc Tytoń.

Bez wahania?

- Trzeba znać wnętrze drużyny, by wskazać bez wahania. Może to zrobić tylko trener, który wie, jaką rolę w budowaniu ducha drużyny odgrywają poszczególni zawodnicy. Być może właśnie Szczęsny jest takim zawodnikiem, od którego zależy atmosfera, nastrój - wtedy pozycja nie wynika z postawy w jednym czy drugim meczu, ale z pewnej hierarchii w zespole.

Wszyscy byliśmy zachwyceni interwencją Tytonia parę sekund po wejściu na boisko w meczu z Grecją, ale jeszcze ciekawsze były jego poczynania w meczu z Rosją; był spokojny, dawał poczucie pewności, pokazał dobre rzemiosło. Wprawdzie nie był zmuszony do jakichś nadzwyczajnych interwencji, ale robił wrażenie niezwykle przyzwoite, był solidny. Wszystko to ujęło mnie, uważam, że coś takiego świetnie wpływa na obrońców i na całość.

Zdecydowałby się Pan na to ustawienie 4-5-1 z pierwszego meczu z Grecją, czy też na tzw. choinkę, jak mawia trener Smuda, czyli 4-3-2-1?

- To chyba dylemat jeszcze istotniejszy od tego, kto zagra w bramce. Szczęsny i Tytoń to postaci wybitne i należy ufać, że obaj świetnie dadzą sobie radę. Z Czechami czeka nas mecz niezwykle trudny, oni przecież nie muszą wygrać, wystarczy im remis, dlatego mogą zastosować wzmocnioną defensywę, czyli słynny autobus.

Gra na remis często źle się kończy.

- Liczmy na to. Poza tym Czesi mają świetnego bramkarza, który już swój limit błędów wyczerpał szmatą wpuszczoną w meczu z Grekami. To może być dla nas bicie głową w mur. Natomiast wydaje się, że jedyną metodą jest zagranie swojego, czyli cierpliwe zabezpieczenie własnej bramki, budowanie akcji przy wykorzystaniu umiejętności ofensywnych. To jest słabością układu z Dudką w środku, co zadziałało defensywnie w meczu z Rosją. Ale wzmocnienie Lewandowskiego też jest koniecznością, dlatego nie wykluczam, że myślałbym w tej sytuacji o Mierzejewskim, czy też innym zawodniku, który będzie grał bliżej napastnika. W momencie rozwinięcia ataku Lewandowski nie może być sam wiszący na dwóch obrońcach, którzy grają blisko niego. Tak jak Rosjaninie, którzy uprzykrzali mu życie przez 90 minut.

Może to pan powinien poprowadzić ostatnią odprawę przed meczem z Czechami?

- Prowadziłem już dużą drużynę, nazywała się Rzeczpospolita Polska, nawet z jakimiś sukcesami, ale ja doceniam fachowców. Będąc ministrem sportu współpracowałem z wybitnym fachowcem Stefanem Paszczykiem, który nauczył mnie szacunku dla profesjonalistów. Smuda zna się na swojej robocie, dlatego należy pozwolić mu działać, a jakie ma dylematy, sami widzimy - kwestia bramkarza to naprawdę niewielki problem, istotniejsze jest to, jak nie rezygnując ze szczelnego środka pola i umiejętności rozbijania ataków przeciwnika, wzmocnić siłę ofensywną drużyny, co nie jest łatwe. Wiara, że uda się jakaś akcja i w końcu coś zaskoczy, to za mało. Musimy mieć pewność, chcąc wygrać ten mecz. Remis podtrzyma nasz status niepokonanego zespołu, ale dzięki niemu nie przejdziemy do kolejnej rundy.

Był pan zachwycony pierwszą połową meczu z Grecją, czy też wściekły z powodu bezsilności w drugiej?

- Nie byłem ani zachwycony, ani wściekły. Na początku byłem zadowolony, że coś wychodzi, że akcje się kleją, co wzbudzało szacunek. Psychicznie zgubiła nas ta nieszczęsna czerwona kartka, ponieważ kiedy Grecy zaczęli grać w dziesiątkę, to chyba nieświadomie nasi zawodnicy zaczęli wierzyć w to, że mecz już jest wygrany, że Grecy będą się już bronić i nie zaatakują. Ostatnie minuty pierwszej połowy to było lelum polelum, a druga połowa to już całkowite nieporozumienie. Drużyna mająca przewagę jednego zawodnika, nawet chcąca już tylko utrzymać wynik, powinna być zorganizowana, a tutaj do jej poczynań wkradł się chaos, nieporozumienia, zawodnicy robili wrażenie słaniających się na nogach. Druga połowa była walką o przetrwanie, nie ze strony Greków, ale z naszej strony.

Nie korciło pana, żeby krzyknąć "Franek rób zmianę"!?

- Krzyczeliśmy. Myślę, że szyki pokrzyżowała trenerowi czerwona kartka, bo przecież on szykował już Brożka, który miał wzmocnić siłę ataku. Kartka i karny sprawiły, że Smuda zaczął obawiać się, iż całe to zamieszanie i panika doprowadzą do jeszcze większych nieporozumień. Tak tłumaczę sobie tę decyzję. Jak się remisuje mecz, który powinien być zwycięski, to nawet na tzw. aferę powinno się zagrać, czyli wykorzystać dwóch zawodników z zapasem sił, a nuż przypadkiem coś z tego wyjdzie. Problem naszej reprezentacji też jest taki, że pierwsza jedenastka jest zdecydowanie lepsza od zmienników, mamy może 13 graczy z potencjałem do gry na wysokim poziomie, ale nawet nie 16.

Remisując z Rosją 1:1 to my odrabialiśmy straty. Co pan wtedy pomyślał? Że faktycznie mamy najlepszą drużynę w XXI wieku?

- W XXI wieku tak, ale daleko tej drużynie do tych, które walczyły o najwyższe stawki i potrafiły sobie radzić, w 1974 r. na MŚ wygraliśmy z Włochami, Argentyną, Jugosławią, Szwecją i Brazylią. Chciałbym jeszcze dożyć takiej chwili, że będziemy mieć w rozkładzie pięć zespołów tego samego pokroju, pięć poważnych zwycięstw. Liczę na to, że nasza obecna drużyną wyjdzie z grupy, ale powiem też prawdę dość oczywistą: stadiony buduje się szybciej niż wielkie drużyny. Stworzenie wielkiego zespołu to cały system, lata pracy, umiejętność nie gubienia talentów, a wykorzystywania ich, produkowania silnej piłki klubowej, młodzieżowej. To jest zadanie, które - oby po Euro - korzystając ze stadionów, orlików, atmosfery musimy wykonać. Tak aby za dwa lata na MŚ móc widzieć dobre występy Polaków i tak sukcesywnie na kolejnych imprezach. Wszystko to przed nami, jesteśmy dopiero na początku drogi.

Nie było panu wstyd za kibiców, którzy wygwizdali hymn rosyjski, i bandytów na Moście Poniatowskiego, którzy zaatakowali kibiców rosyjskich?

- To są dwie różne kwestie. Gwizdy w czasie hymnu to nie jest jakaś straszna rzecz, w ogóle uważam, że to, co działo się na stadionie, było na dobrym poziomie. Kibice spisali się lepiej niż podczas meczu z Grecją, byli głośniejsi, bardziej zdeterminowani; jedna raca to też jeszcze nie tragedia, zresztą padła ona na boisko z sektora rosyjskiego. Stadion był może nie na piątkę, ale na cztery z plusem. Jeśli chodzi o to, co działo się przed i po meczu, to jest zasmucające, bo takie awantury robią grupki kilkudziesięciu osobowe, 100-osobowe, podczas gdy mecz oglądało 60 tys. ludzi wokół stadionu, w strefach kibica było kolejnych 100 kilkadziesiąt tysięcy ludzi, natomiast w świat poszedł obraz dla nas fatalny. Po pierwsze dlatego, że gospodarze powinni dawać dobry przykład. Oczywiście, jeśli w Polsce biją się Irlandczycy z Chorwatami czy Włosi z Hiszpanami to też nie jest dobrze, ale to jest inna sprawa, to jest ryzyko wkalkulowane w tę imprezę. Gospodarze powinni świecić przykładem, bo zdarzały się przecież agresywne zachowania wobec nieagresywnych gości. To jest fatalne. Oczywiście była też niewielka grupa agresywnych kibiców z Rosji, ale to też niewielka grupa.

To wszystko zakłóciło pozytywny przekaz, jaki mieliśmy od początku Euro. Po drugie, podobne sceny utrwalają funkcjonujący w świecie stereotyp, że Polacy są rusofobami, że mają genetyczną niechęć do sąsiadów biorącą się już nawet nie z historii, ale z przenoszenia z pokolenia na pokolenie niechęci czy nienawiści, co jest fatalne, dlatego że nieprawdziwe. Poza tym umacnianie podobnych stereotypów jest przeciwko nam samym. Ci chuligani, mówiąc kolokwialnie, nieźle nam narobili w papiery. Powinni być wyłapani przez policję, stanąć przed kolegiami,sądami, ponieść karę, być może będzie to dla nich jakąś nauczką. Bo generalnie, Euro jest naszym ogromnym sukcesem, biorąc pod uwagę organizację, atmosferę, stadiony, czy też poziom sportowy. Uważam, że są to jedne z najlepszych ME, a już niejedne miałem okazję oglądać.

My, jako naród lubimy łączyć się we wspólnym celu. Jak wykorzystamy Euro?

- Spory rozgorzeją, z uprzejmością nie zmieni się to na pewno tak od razu, ale wierzę, że takie wspólnie przeżywane wydarzenia zostawiają ślad w mentalności, potem jest do czego wracać. Nawet jak rodziny i znajomi spotkają się przy piwie, i nawet jeśli w tej Polsce, gdzie znowu będą spory i wyzwiska, to zawsze można będzie powspominać: "A pamiętasz, jak byliśmy na meczu z Grecją...", "A pamiętasz, jak z Rosjanami było 1:1...", "A pamiętasz, jak Polska walczyła w finale...".

Tutaj już wybiegam bardzo optymistycznie w przyszłość. To będzie wspólne doświadczenie, przeżycie, moim zdaniem pozytywne. My się uczymy robić wielką imprezę z udziałem tysiąca wolontariuszy, którzy nauczą się tego, jak coś takiego się organizuje, jak zachować się wobec gości, jak im pomóc. To przecież wielki kapitał społeczny, który w przyszłości może nam się przydać przy okazji wielkich wydarzeń kulturalnych czy konkursu Szopenowskiego, wyborów itp. Mamy już ludzi aktywnych społecznie, umiejących działać w grupie. Jestem przekonany, że i w Polsce, i na Ukrainie. Byłem na meczu Szwecja - Ukraina, piękny mecz, fantastyczna atmosfera, 150 tys. ludzi po meczu na Majdanie, gdzie odbywały się słynne wydarzenia Pomarańczowej Rewolucji. Coś fantastycznego, ślad zostanie, nie zmienimy się na pewno z dnia na dzień: kto jest niegrzeczny, niestety, nie stanie się człowiekiem kulturalnym z powodu Euro, ale budujemy pozytywny kapitał ludzki, który będzie do wykorzystania później.

Która drużyna wygra Euro, jeśli nie Polska?

- Chciałbym, aby to była Polska, ale uważam, że dysponujemy potencjałem na wyjście z grupy i ładny mecz w ćwierćfinale, chociaż uważam, że piłka bywa nieobliczalna, więc różnie może być. Na dziś siłą - jak zawsze zresztą - dysponują Niemcy, żadna nowość. Podobali mi się Hiszpanie. Mój znajomy jest właścicielem hotelu Gdańsk, w którym mieszkają aktualnie piłkarze tej drużyny, mówił mi, że tak podzielonej drużyny jeszcze nie widział. Tam jest podział na Barcelonę i Real, do tego stopnia, że jest nawet dwóch kucharzy, którzy nie znoszą się jeszcze bardziej niż piłkarze. Jedni jedzą przy jednym stole, drudzy przy drugim, ta komunikacja wewnętrzna w drużynie jest bardzo marna. Czy z tego może być zespół? Na tle Irlandii to była drużyna, ale czy będą wystarczająco silni, aby wygrać ze zjednoczoną i multikulturową drużyną Niemiec, gdzie grają i Polacy, i Turcy, i Tunezyjczycy i Ghańczyk, nie wiem. Póki co najciekawiej prezentują się Niemcy, Hiszpanie, niespodziankę może sprawić Ukraina, jeśli dobrze będzie jej szło, cały czas uważam, że Rosjanie mają potencjał, aby zostać czarnym koniem mistrzostw. Chyba wypadli z tej grupy faworytów Holendrzy, ale to są jedne z najciekawszych mistrzostw Europy, wszystko jest otwarte i jestem przekonany, że od fazy ćwierćfinałowej będą to mecze na najwyższym poziomie, tam już nie ma remisów, trzeba wygrać i walka będzie absolutnie na sto procent.

Pana ulubiony piłkarz?

- Nie ma go na tych mistrzostwach - Leo Messi. Oglądam go już nie tylko jako piłkarza, futbolistę, czy przedstawiciela sportu, ale jako dzieło sztuki. Bardzo podoba mi się nasza para Lewandowski - Błaszczykowski, w nich tkwią wielkie możliwości, jeśli odpowiednio je wykorzystają, mogą zostać zawodnikami z najwyższej półki.

Wynik meczu Polska - Czechy?

- 2:1 po ciężkiej walce, proszę być przygotowanym na nerwy do 90 minuty.

Więcej o:
Copyright © Agora SA