Polska - Czechy. Bieg na 100 metrów, czyli jak powstaje biało-czerwona megaflaga

- Po 23 połączyłem się z domu z magazynem, żeby zorientować się, czy mamy na stanie wystarczająco dużo farb, by taką flagę stworzyć. Około północy wiedziałem już, że jesteśmy gotowi, że czerwonej farby mamy wystarczająco dużo. I zaczął się bieg na 100 metrów - Aleksander Goldschneider z Sico Poland opowiada Sport.pl o powstawaniu wielkiej flagi, która w sobotę ma przykryć sektor podczas meczu Polska - Czechy we Wrocławiu.

Inicjatorem akcji szycia flagi był Tomasz Zimoch , ale znany komentator sportowy podkreśla, że wielką pracę przy realizacji pomysłu wykonali także dwaj biznesmeni - Aleksander Goldschneider z Sico Poland i Lucjan Jaszcz z Opinion Strefa Druku. Jak proces powstawania flagi wygląda z punktu widzenia pierwszego z nich?

- We wtorek, po meczu Polska - Rosja, kiedy wszyscy mieliśmy jeszcze w pamięci obrazek z trybun, gdy rosyjscy kibice rozwinęli tę ogromną flagę, około 23 oglądałem TVN 24, w którym pan Tomasz Zimoch zaapelował "Bierzmy igły, bierzmy nici, szyjmy wielką flagę!". Zacząłem o tym myśleć - opowiada Sport.pl Goldschneider.

- Połączyłem się z domu z magazynem, żeby zorientować się, czy mamy na stanie wystarczająco dużo farb, by taką flagę stworzyć. Moja firma zaopatruje wykonawców właśnie w farby, atramenty i wszystkie potrzebne rzeczy do druku sitowego. Około północy wiedziałem już, że jesteśmy gotowi, że czerwonej farby mamy wystarczająco dużo.

- Zacząłem zastanawiać się nad tym, kto mógłby zostać naszym partnerem. Z jednego strony musiała to być, ze względów logistycznych, firma z południa kraju, z drugiej - dość bliski kontrahent. Wpół do pierwszej wysłałem smsa do Lucjana Jaszcza, kolegi z Opinion Strefa Druku z Gliwic. Rozmawialiśmy do trzeciej, konkluzja była jedna - robimy!

- O 10 rano ustaliliśmy, że przesuwamy dotychczasową produkcję i podzieliliśmy się zadaniami. Oni szyją i drukują, my zajmujemy się koordynacją i pozwoleniami. I zaczął się bieg na 100 metrów - była środa rano, a czasu do soboty niewiele. Kosztami się podzieliliśmy, szacujemy je na ok. 45 tys. złotych.

- Zaznaczyłem Lucjanowi, że to nie będzie medialna akcja. Jak ludzie zobaczą flagę na stadionie, to nie będą widzieć kto ją wykonał. Ale Opinion się nie wahał - wchodzimy, robimy to dla kibiców. Szum medialny, którego teraz jestem mimowolnym uczestnikiem, to zasługa pana Tomasza, który mówił o tym w radio, pisał na Facebooku.

- W środę w południe musieliśmy załatwić mnóstwo rzeczy na raz - dowiedzieć się, jakie są wymiary sektora stadionu we Wrocławiu, skontaktować się w UEFA, znaleźć namiary na pana Tomka... UEFA powiedziała nam, że jeśli flaga będzie spełniać jej wymagania, to nie ma problemu z wniesieniem. Warunek: musi to zgłosić jakaś kibicowska struktura.

- We Wrocławiu nam nie pomogli, skierowali do PZPN. Tam znaleźliśmy kogoś, kto zajął się tą sprawą, przejął od nas tę część logistyki. W międzyczasie koleżanka z telewizji załatwiła mi namiary na Tomasza Zimocha, z nim uzgodniliśmy, że robimy tę akcję wspólnie. No i działamy.

- Ja nie jestem kibicem piłki nożnej. Interesuję się nią tylko wtedy, kiedy gra Polska, na co dzień raczej nie. To pospolite ruszenie w związku z Euro mniej jednak nakręciło. Polska, Rosja, ta wielka flaga... Ale impulsem był obejrzany wywiad z Tomaszem Zimochem.

- Na żadnym meczu Euro jeszcze nie byłem - starałem się o bilety, ale nie zostałem wylosowany. Słyszałem, że PZPN w geście przyjaźni może znaleźć dla nas bilety na mecz z Czechami we Wrocławiu. Jeśli się uda, będzie przyjemnie. A za te wejściówki oczywiście zapłacimy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.