Razem ze Sport.pl zagraj w Wygraj Euro i powalcz o 20 tysięcy złotych!
45-letni Jacek Zieliński to były, 60-krotny reprezentant Polski. Jeden z najlepszych środkowych obrońców lat 90-tych.
Jacek Zieliński: Dlatego tak ważny był element zgrania tej czwórki. Podczas treningów i sparingów chcieliśmy, by jak najdłużej byli ze sobą na boisku. Akurat Kuba Wawrzyniak, który rywalizował o miejsce na lewej obronie z Sebastianem Boenischem, miał lekki uraz. Leczył się, był wyłączony z zajęć i meczów. Jego miejsce zajął Boenisch i dlatego zdecydowaliśmy, się na Sebastiana. Nie chcę uprzedzać faktów, ale to on zagra przynajmniej w pierwszym meczu na Euro. Dlatego, że w trakcie przygotowań ćwiczył cały czas. Wspomniałeś o tym, że obrona to najsłabsze ogniwo, ale przecież w pięciu ostatnich meczach nie straciliśmy gola. Ale to nie znaczy, że graliśmy bardzo dobrze. Czasem ratowali nas bramkarze. Największe rezerwy są do poprawienia w grze całej formacji - i obrońców i defensywnych pomocników, a nie u pojedynczych zawodników.
- Nie było w ogóle. Kuba wypadł z treningów na jakiś czas i Sebastian wskoczył na jego miejsce, zagrał w sparingach. Zgranie w ostatnich meczch było jeszcze jednym argumentem za tym, by postawić na Boenischa. Nie wiem, co by było, gdyby nie ten uraz mięśniowy Kuba. Z tego powodu Kuba miał mniejsze szanse.
- Nie mam. W testach motorycznych, wytrzymałościowych i szybkościowych obaj wypadli dobrze. Brakuje im ogrania, ale to doświadczeni zawodnicy. Myślę, że sobie poradzą. Perquis radzi sobie na treningach, ręka go nie boli, wygrywa wszystkie pojedynki powietrzne. Wydaje się, że mógłby grać bez ręki i też wygrywałby pojedynki powietrzne,
- Tak, ale wiedza teoretyczna to jedno. A boisko to drugie. Przekazanie informacji i rozmowa, jak temu zaradzić ma się czasem nijak do zagapienia na boisku czy błędu indywidualnego. To się zdarza, ale nie mogę obiecać, że nie stworzą zagrożenia po stałym fragmencie. Po informacjach, które dostaną zawodnicy, powinno być im łatwiej.
- Nie mieliśmy wyjścia, nie graliśmy w eliminacjach, brakowało spotkań o stawkę. Mogliśmy zadziałać tylko w jeden sposób: grać sparingi z rywalami najmocniejszymi z możliwych. Trener Smuda zabiegał o to od początku i udało się. Włosi, Niemcy, Portugalczycy to byli bardzo wymagający rywale. W meczach przeciwko takim przeciwnikom koncentracja i emocje są zupełnie inne niż gdy rywalem jest Andora.
- W Polsce dużo bardziej odczuwamy presję, widzimy, co się dzieje na ulicach. W Korei byliśmy skoszarowani w jakimś ośrodku poza miastem. Byliśmy zamknięci, czuliśmy się jak w internacie. Jedzenie, spanie, trening i tak w kółko. Bez kibiców, z niewielką liczbą dziennikarzy. W Warszawie jest zupełnie inaczej. Wtedy byłem piłkarzem, dziś trenerem. Kiedy grałem spałem dużo spokojniej. Miałem proste zadanie. Solidnie trenować, potem wyjść na boisko i przez 90 minut zapieprzać, ile mogę, skupić się na swoich zadaniach. I tyle. Jako trener ciągle pojawiają się pytania, co jeszcze można zrobić, czy to było dobrze zrobione, co jest do poprawienia. Itd. Wątpliwości jest o wiele więcej, stąd pojawiły się problemy ze snem.
- W Lienz zawodnicy pracowali ciężko, ale to nie była praca czysto wytrzymałościowa tylko trening siły, mocy. Mięśnie bolały, ale nie zostały "zamulone". Po paru luźniejszych dniach powinni być naładowani, a ostatnio bardzo zmniejszyliśmy obciążenia. Zajęcia nie trwają dłużej niż godzinę.
- Śniadanie mamy między dziewiątą, a dziesiątą. Później, pod okiem trenera od przygotowania fizycznego zawodnicy będą mieli tzw. trening aktywacyjny. Potem obiad, odpoczynek, krótka odprawa i jedziemy na Stadion Narodowy. Czas na pewno nie będzie się dłużył.
- Zachowuje się jak dziki zwierz w klatce "wypuście mnie, rozszarpię wszystkich". Jest mocno naładowany emocjami.