Polussia odbiera alibi Smudzie

Nazwę dortmundzkiego klubu przekręcam wedle pomysłu czytelnika blogu ?A jednak się kręci?, zwycięzcy ogłoszonego przeze mnie konkursu na najzręczniejsze określenie naszego tercetu, który walnie zasłużył się dla obrony mistrzostwa Bundesligi.

To wyczyn nadzwyczajny nie tylko dlatego, że Borussia zdystansowała - i dwukrotnie pobiła w bezpośrednim starciu! - półfinalistę Champions League, zdolnego wygrywać z Realem Madryt, wyładowanego gwiazdami formatu Robbena, Ribery'ego czy Lahma, ale także dlatego, że Bayern nie musiał przecierpieć dwóch kolejnych sezonów bez tytułu od połowy lat 90. To, czego dokonali dortmundczycy, w Niemczech zwyczajnie się nie zdarza.

I to dokonali w fundamentalnej mierze siłami imigrantów znad Wisły. Precz z naszym narodowym sportem rozpaczliwego wyławiania z wielkich futbolowych spektakli tzw. polskich akcentów, precz z wysławianiem swojskiego kopacza, który z ćwierćrezerwowego awansował na półrezerwowego albo wręcz strzelił pół gola, obowiązkowo po koślawym strzale piszczelem. Kiedy spoglądamy na Lewandowskiego, Błaszczykowskiego i Piszczka, nie potrzebujemy naginać rzeczywistości, by uroić sobie, że nasi rządzą. Nie, naszym zachwytom sekundują bezstronni obserwatorzy zagraniczni. Też widzą, że każdy z wymienionych demonstruje klasę światową - prawy obrońca od dwóch sezonów, napastnik przez niemal cały bieżący, prawoskrzydłowy w kalendarzowym roku 2012.

Jak mocno wpływają na drużynę, jak ją inspirują i napędzają, widać w twardych danych. Na trzy kolejki przed końcem Bundesligi strzelili 28 goli, dołożyli do nich 26 asyst, bezlik kluczowych podań, udanych dryblingów, odbiorów, zagrań wymuszających na przeciwniku faule etc. Lewandowski jako jedyny obok Matsa Hummelsa wystąpił we wszystkich meczach, Piszczek opuścił drużynę raz. To oni wraz z Shinji Kagawą - wskutek naturalnego dla nas polocentryzmu trochę ignorowanego - ofensywę Borussii kształtują, a także zamieniają w przeliczany na gole konkret.

Słowem, w przededniu Euro 2012 reprezentacji Polski spadł z nieba tercet wprost zjawiskowy, który na tle nędzy całego naszego futbolu wypadałoby obwołać tercetem egzotycznym.

Spadł z nieba reprezentacji i jej szefowi, który sam zwykł mówić o sobie "farciarz". Jego przygody wryły się w świadomość każdego fana: Franciszek Smuda w cudownych okolicznościach wtargnął do Champions League (niezapomniany pościg Widzewa za Broendby); w cudownych okolicznościach zdobył mistrzostwo Polski (niezapomniany pościg Widzewa za Legią); w cudownych okolicznościach wrócił na szczyt (zaproszenie Lecha do europejskich rozgrywek wskutek likwidacji Groclinu, awans do Pucharu UEFA po golu w 121. minucie); w cudownych okolicznościach objął reprezentację (przed mistrzostwami w ojczyźnie); cudownie przebiegało arcyważne wyciąganie kulek ze szklanych mis, na które poleciał (dostał Grecję, Czechy i Rosję). A teraz w Dortmundzie jego podwładni rozbłysnęli na gwiazdy czołowej ligi na kontynencie...

Poprzedników Smudy - Pawła Janasa oraz Leo Beenhakkera - na wielkich turniejach chroniło mniejsze lub większe alibi, bo w miarę reprezentacyjną kadrę próbowali wznosić na zgliszczach. Na Euro 2008 porwaliśmy się właściwie bez napastnika, więc ofensywne próbki były skazane na niepowodzenie już na starcie.

Obecny selekcjoner wydawał się działać w jeszcze posępniejszej beznadziei. Kadrę obejmował w erze powszechnego odwrotu naszej ligi od polskich piłkarzy, ratował się desperackim szukaniem ocalenia w naturalizowanych obcokrajowcach.

Aż znów zdarzył się cud. Owszem, ostatnio powodzi się także rywalom, po długim odrętwieniu ożyli czeski rozgrywający Rosicky i rosyjski drybler Arszawin. Ale żaden selekcjoner z naszej grupy nie dysponuje doskonalącym na co dzień współpracę tercetem na miarę naszego z Dortmundu. I nawet jeśli w polskiej kadrze nie osłoni go partner klasy Hummelsa czy Gündogana, to Smuda dostał prezent, jakiego od upadku komuny nie dostał żaden trener polskiej kadry. Jego misja - wykorzystać tercetu bezdyskusyjne zalety, podporządkować mu taktykę, zamaskować wady drużyny. I zagrać w ćwierćfinale Euro 2012.

Najbogatsi piłkarze świata - pierwsza trójka zarabia prawie 100 mln

 

Mistrzostwo, czyli początek Borussii ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.