Bundesliga. Polacy poszaleli w derbach

Leeeeewandowskiii - krzyczał wniebogłosy na dortmundzkim deptaku nastoletni fan Borussii. Był późny wieczór, kilka godzin po zwycięskim hicie z Schalke. Polskich piłkarzy, którzy zagrali świetnie, już się tam wręcz wielbi

Euro tuż tuż! Bądź w najwyższej formie - Facebook Polska biało-czerwoni ?

Wynik 2:0 nie oddaje wszystkiego, bo gospodarze nielubianych rywali z Gelsenkirchen wręcz zdeklasowali.

Dortmund szaleje od tygodnia. Gdy w poprzedniej kolejce piłkarze pokonali w Monachium Bayern, ruszyła produkcja klubowych szalików z napisem "Ściągnęliśmy Bawarczykom ich skórzane spodnie". W sobotę obrońcy tytułu wygrali - dzięki Polakom - jeszcze bardziej prestiżowe spotkanie.

Derby Zagłębia Ruhry określa się w Niemczech jako "wojnę uliczną". W sobotę więcej nerwowości i agresji było jednak wśród piłkarzy niż kibiców. Choć goście w drodze na stadion wlewali w siebie piwo strumieniami, pod Signal Iduna Park grzecznie stali w grupkach przy wejściach tuż obok fanów Schalke i nieco znudzonych policjantów. A na trybunach od dortmundczyków nie oddzielał ich sektor buforowy, lecz kilkuosobowa grupka podstarzałych porządkowych.

Po ostatnim gwizdku miasto nadal żyło meczem. Deptak w centrum wyglądał jak korowód sklonowanych Lewandowskich, Matsów Hummelsów, Svenów Benderów. Pod wielkim św. Mikołajem młody chłopak z dumą prezentujący napis "Piszczek" na plecach śpiewał o wyższości Borussii nad Schalke. Żółte koszulki z nazwiskami piłkarzy były wszędzie. Wieczorny strój dla dziewczyn zwykle był podobny: krótkie spódniczki z logo BVB. Sprzedawcy w sklepach klubowych koszulek nie mieli, więc solidarnie założyli jakiekolwiek - byle żółte.

Co ten Kuba wyprawia!?

Na boisku spokojnie nie było. Ponad 80 tys. fanów zawyło już na samym początku, gdy Jakub Błaszczykowski został zatrzymany brutalnym faulem. Kiedy w końcówce bezradni piłkarze Schalke ścięli z nóg Mario Götzego - a ten grał mimo urazu odniesionego w meczu Ligi Mistrzów - pierwszy z pięściami do rywali ruszył spokojny zazwyczaj Robert Lewandowski.

Polski napastnik bohaterem został już po kwadransie gry. Wyskoczył, zawisł w powietrzu niczym Michael Jordan w swoich najlepszych akcjach i precyzyjnym strzałem głową skierował piłkę do bramki. - Robert? - zapytał spiker. - Lewandoooooooowski - zagrzmieli Niemcy, a " Żółta ściana", sektor 20 tys. stojących fanatyków Borussii, zaczęła się ruszać tak, że można było zwątpić, czy konstrukcja stadionu to wytrzyma.

Ten gol nie był przypadkowy - Schalke bardzo często traci je po rzutach wolnych i rożnych.

A Lewandowski od początku był dla przeciwników za szybki, za sprytny, zbyt kreatywny. Trzymali go za koszulkę, faulowali tak, że Lewandowski wściekał się co chwilę. Trener Huub Stevens zmieniał ustawienie obrony pod jego kątem - wszystko na nic.

Polak zdobył dziewiątą bramkę w sezonie. Znów zdobył ją w Dortmundzie, tak jak każdą poprzednią. W sobotę mógł dołożyć następne i spełnić wróżbę polskiego tłumacza zatrudnionego w Borussii, który przed meczami wpisuje na metce koszulki Lewandowskiego liczbę - informuje tym samym, ilu goli się spodziewa. W sobotę miały paść dwa.

Polak mógł poprawić dorobek, ale dzielił się piłką z Lucasem Barriosem. Czasami na siłę. Szukał go nawet wtedy, gdy nie było to potrzebne - jakby chciał pokazać, iż w pełni akceptuje decyzję trenera Jürgena Kloppa, który niespodziewanie ustawił Polaka za plecami wracającego do składu Paragwajczyka. Nie działało to w drugą stronę. Barrios bardziej dortmundczykom przeszkadzał, niż pomagał.

Inaczej zareagował również wracający do podstawowego składu Błaszczykowski. Grał, jakby chciał przekonać Kloppa, że - zgodnie z sugestiami trenera - może zostawić na boisku nie tylko serce, ale i płuca. Biegał od linii do linii, cofał się i atakował, kąsał przeciwników, wystawiając nogę nawet wtedy, kiedy i tak nie było szansy na odebranie piłki. - Niesamowite, co on wyprawia! - łapał się za głowę siedzący tuż przy trybunie prasowej kibic Borussii z wypełnionym piwem kubkiem ozdobionym twarzą Łukasza Piszczka.

Gdzie te eksgwiazdy Realu?

To, co było dobre w grze Borussii, działo się zwykle z prawej strony, którą zdominowali właśnie Polacy. Piszczek biegał z lekkością sprintera. Jako jedyny piłkarz gospodarzy z pola nie oddał strzału, ale był bardzo aktywny. Błaszczykowski zadziwiał pracowitością i zaangażowaniem. Gdy Klopp postanowił Polaka zdjąć, uściskał go serdecznie i szepnął coś do ucha. - Jakuuuuuub? - zawołał spiker do tysięcy kibiców. Ci oczywiście nie odpowiedzieli "Błaszczykowski", lecz wyryczeli krótkie "Kuuuuubaaaaaaa". Polak schodził z boiska zmęczony, ale szczęśliwy. Nie było widać między nim a Kloppem konfliktu - choć to szkoleniowiec zadecydował, że ostatnio Błaszczykowski nie grał. - Przekonam go, że warto na mnie stawiać - mówił później Polak, który wraz z Piszczkiem zaliczył najwięcej sprintów w drużynie Borussii. Błaszczykowski oraz Lewandowski najczęściej strzelali na bramkę Schalke.

- Postawiłem na graczy świeżych - mówił Klopp dziennikarzom zdziwionym, że tylko rezerwowym w derbach był Kevin Grosskreutz. Ulubieniec kibiców, kiedyś sam fanatyk Borussii, stracił miejsce w pomocy właśnie na rzecz Błaszczykowskiego. - To maszyna, ale może być zmęczony - tłumaczył trener.

Kombinacja pomysłowości Lewandowskiego oraz pracowitości Błaszczykowskiego powodowały, że w ataku przewaga Borussii bywała przygniatająca - dortmundczycy oddali aż 17 strzałów, przy zaledwie trzech ze strony Schalke. Ani Raul, ani Jan Klaas Huntelaar na Signal Iduna Park nie oddali ani jednego. Byłe gwiazdy Realu Madryt przyćmił Lewandowski.

Snajperskie rekordy Polaków w Bundeslidze. Kogo goni Lewandowski?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.