Wybryki Małeckiego. Piłkarz z charakterem czy "szczeniak"?

W środę piłkarz Wisły Kraków został zawieszony na tydzień przez zarząd klubu. Była to reakcja na kolejny wybryk Małeckiego, który w ostatnich latach sławę zdobył w tym samym stopniu dobra grą jak kontrowersyjnymi zachowaniami.

Zawieszenie jest odpowiedzią na zachowanie Małeckiego po meczu z Lechią Gdańsk, ale także na to jak później się do niego ustosunkował. Piłkarz schodząc z murawy w trakcie przegranego ostatecznie spotkania usłyszał gwizdy kibiców. Po meczu Małecki na krytykę odpowiedział krytyką.

- "Pikniki", którzy przychodzą na stadion tylko po to, by zjeść kiełbasę i oglądnąć mecz, powinni przenieść się na drugą stronę Błoń, bo tam jest ich miejsce! - powiedział piłkarz po meczu.

- Kibic powinien być z drużyną na dobre i na złe, tak jak nasi fani dopingujący z trybuny za bramką. Oni są z nami nawet wtedy, gdy przegrywamy. Chciałbym, by "pikniki" w ogóle nie przychodziły na stadion Wisły. Irytują mnie, bo gdy wszystko jest dobrze, to klepią nas po plecach, a gdy tylko coś się nie uda, to gwiżdżą. Nie pomagają nam, a tylko przeszkadzają. Naprawdę wolałbym grać tylko dla pięciu tysięcy fanatyków - tłumaczył zdenerwowany Małecki.

Choć kilka dni później przeprosił kibiców za swoje zachowanie, potem zmienił zdanie i stwierdził, że podtrzymuje swoją wypowiedź. Klub zareagował zawieszając zawodnika na tydzień, co oznacza, że nie zagra w meczu z Lechem Poznań.

Lista jego wybryków jest bardzo długa. Mimo to wielu kibiców ceni go za charakter, twierdząc, że przejawia wielkie zaangażowanie, a poza tym broni się swoją grą. Ostatnio opinie na temat Małeckiego są coraz bardziej podzielone i skrajne. Nic dziwnego - kontrowersyjne zachowania poza boiskiem się mnożą, ale także gra Małeckiego przydaje mu coraz więcej fanów. Tak jak choćby występ przeciwko Apoelowi Nikozja w Krakowie, gdzie strzelił jedyną bramkę meczu. Ostatnio do piłkarza przekonał się Franciszek Smuda, niegdyś najzagorzalszy przeciwnik powoływania "krnąbrnego" piłkarza.

- On musi błyszczeć non stop, w każdym spotkaniu. Nie tylko na boisku, ale i poza nim, gdzie ma stać się facetem z klasą, kulturalnym człowiekiem. Nie interesują mnie krnąbrni ludzie, którzy zawsze mają coś do powiedzenia, którym nic nie pasuje - powiedział Smuda w wywiadzie , którego udzielił w marcu. Powołanie po pierwszym meczu z Apoelem wydawało się słuszne, ale po kolejnych tygodniach wygląda na to, że Małecki nie spełnia żadnego z podanych wcześniej kryteriów.

Małecki niewątpliwie zaskarbił sobie sympatię wielu kibiców swoim zachowaniem podczas kwietniowego meczu z GKS Bełchatów . Nie mógł wystąpić w tym spotkaniu z powodu zgromadzonych żółtych kartek, więc dołączył do najbardziej fanatycznych kibiców i poprowadził ich doping.

Natomiast we wspomnianym meczu z Apoelem Małecki odkrył swoja kolejną twarz. W trakcie świętowania gola zdjął koszulkę klubową, pokazując podobiznę z Janem Pawłem II. Po raz kolejny kibice zaczęli się na jego temat spierać, choć niektórzy z nich wiedzieli już, że Małecki podobiznę Papieża Polaka ma także wytatuowaną na przedramieniu.

Tego, że nie jest święty dowiódł jednak wcześniej kilkakrotnie. W meczu z Cracovią w końcówce zeszłego sezonu obraził czarnoskórego Saidiego Ntizabonkizę . Choć wcześniej oskarżano Małeckiego o rasizm, okazało się, że przekleństwa prawdopodobnie nie miały takiego charakteru. I tak zachowanie nie spodobało się ani Komisji Ligi Ekstraklasy, ani zarządowi klubu, które nałożyły na piłkarza karę finansową. Był to kolejny raz kiedy musiał zapłacić za swoje wulgarne wypowiedzi. Kilka miesięcy wcześniej nakrzyczał na dziennikarza Gazety Wyborczej. .

- My sobie, k..., pogadamy! - krzyczał piłkarz Białej Gwiazdy. - Zobaczysz k... na Wiśle! Chłopaki też są na ciebie wk...!

Zdenerwowanego zawodnika próbował uspokajać rzecznik wicemistrzów Polski, Adrian Ochalik oraz pracownicy biura prasowego, ale to nie pomogło. Piłkarz kontynuował swoją agresywną wypowiedź, "oberwało się" także pracownikom klubu.

Do tego dochodzą prowokacje Małeckiego kierowane w stronę kibiców Polonii, którzy w odpowiedzi rzucali w Małeckiego... śnieżkami. Kontrowersyjne było także jego zachowanie w trakcie meczu towarzyskiego z Hannoverem 96. Kiedy Henryk Kasperczak, który wówczas trenował Wisłę najpierw posadził Małeckiego na ławce, a w trakcie meczu chciał go wpuścić na plac gry, piłkarz odmówił wejścia na boisko . Oburzony Kasperczak mówił, że nigdy wcześniej nie spotkał się z taką sytuacją.

Małecki nie przejmuje się jednak krytyką. - Nie zmienię się. - powiedział niedawno w wywiadzie dla TVP Sport. - Na boisku trzeba mieć jaja - mówi piłkarz.

Kibice i eksperci o Małeckiego wciąż się spierają. Jedni nazywają go piłkarzem z wielkim sercem inni dzieckiem i "szczeniakiem" .

Więcej o:
Copyright © Agora SA