Polska - Czechy 2:1 (1:0). Wielkie, polskie zwycięstwo

Leo Beenhakker i jego drużyna znowu na wyżynach. Tak jak dwa lata temu z Portugalią, odnieśli zwycięstwo nad Czechami 2:1. To był piłkarski triumf ducha nad materią

Polska - Czechy: Emocjonująca relacja Z czuba ?

Materią piłkarską Czesi biją Polaków na głowę. Wzorcowe kariery w wielkich klubach nie miały jednak w sobotę znaczenia, bo drużyna przeciętniaków wzniosła się na wyżyny. Nie tylko ambicjonalne, ale też piłkarskie. Polacy byli lepsi, silniejsi, a chwilami wręcz bardziej błyskotliwi. Gole Brożka i Błaszczykowskiego - jak z dobrej piłkarskiej kolekcji.

Taniec Błaszczykowskiego

Nie wiem, czy był w historii mecz reprezentacji Polski, w którym tak mało wskazywało na zwycięstwo. Aż czterech piłkarzy z podstawowej jedenastki w swoich klubach grzeje ławę. Piąty rezerwista Jacek Krzynówek grał w sobotę aż 50 minut. Wypaliło.

Kilku ludzi Beenhakkera zagrało mecze życiowe. Rafał Murawski wreszcie wzniósł się na poziom międzynarodowy. To był jego najlepszy mecz w reprezentacji, pozwalający wierzyć, że upór Holendra to coś więcej niż brak konkurencji na pozycji defensywnego pomocnika. Obok Murawskiego niewiarygodną robotę wykonał Mariusz Lewandowski. Razem z błyskotliwym Rogerem ta trójka wygrała dla polski kluczowy bój o środek pola. Brazylijczyk brylował jak na Euro 2008, spełniając obietnicę, że trzeba mu wielkiego meczu, by wrócić do formy.

Na lewym skrzydle z ikrą grał też w końcu Ebi Smolarek - zagubiony ostatnio bohater poprzednich eliminacji. Szukał piłki, dryblował, a raz o mało nie pokonał Petra Czecha, uderzając piłkę podcinką nad czeskim kolosem. W odróżnieniu od meczu z Portugalią gole strzelali tym razem inni, ale gracz Boltonu znów wykonał to, co było trzeba.

Bohaterem wieczoru był jednak Kuba Błaszczykowski. To wyjątek w polskim futbolu. Gracz Borussii wciąż przypomina chłopca z podwórka, dla którego największą frajdą jest wkręcenie w ziemię rywala wyższego o głowę. W sobotę robił to z Markiem Jankulovskim, który kilka razy wyglądał nie jak obrońca AC Milan, ale Milanu Milanówek.

W 27. minucie Błaszczykowski i Smolarek wyprowadzili kontrę, która z powodu przewagi liczebnej Czechów zdawała się być bez szans. Ale pomocnik Borussii zatańczył jak szalony z trzema rywalami i - o dziwo - z tej kotłowaniny przed polem karnym to on wydostał się z piłką. Był faulowany, ale nie padł, tylko podał do Pawła Brożka, który bardzo mocnym strzałem pokonał najlepszego bramkarza na świecie. Radość drużyny, o której kłopotach można by napisać 11-tomową sagę, była gigantyczna. Odbierali owację na stojąco w podzięce za gola i jako otuchę na długą jeszcze drogę po zwycięstwo.

Jakub Błaszczykowski: Wujek Jurek na pewno wbije mi szpileczkę ?

Roger kontrujący

Mecz z ósmą drużyną rankingu FIFA Polacy rozpoczęli od kiksu swojego kapitana Michała Żewłakowa, po którym Artur Boruc musiał ratować zespół po raz pierwszy. Potem jeszcze dwa razy ratował i choć pod koniec zawalił przy golu dla Czech, zrobił dla drużyny więcej niż jego wielki rywal z przeciwnej bramki.

Opamiętanie i spokój spłynęły na Polaków szybko. Czesi dominowali przez dziesięć minut, a wtedy drużyna Leo Beenhakkera odepchnęła ich od bramki Boruca i sama zaczęła dyktować warunki. Sytuacja Jakuba Wawrzyniaka z 20. minuty była stuprocentowa. Po podaniu Rogera znalazł się sam przed Czechem, ale uderzył nad bramką. Bardziej doświadczony piłkarz trafiłby pewnie do siatki. To jednak nie załamało, lecz zdopingowało Polaków. Udowodnił to gol Brożka.

Jak można było przewidzieć, Polacy cofnęli się potem, broniąc wyniku. W 40. minucie zdenerwowany Leo Beenhakker podbiegł do Mariusza Lewandowskiego, pokazując jemu i Rogerowi, by dłużej trzymali piłkę, bo rywal zaczynał dominować. Do przerwy Polacy przetrwali.

Drugą część gry Czesi zaczęli od ataku, ale podanie Rogera było jak najczystsza kontra wirtuoza boksu lądująca na brodzie nacierającego osiłka. Wasilewski wybił piłkę, Brożek zgrał ją do Rogera, który w brazylijski sposób puścił w bój Błaszczykowskiego. Gracz Borussii pobiegł na bramkę sam i przerzucił piłkę nad padającym mu pod nogi Czechem. Akcja i gol godne starcia z ósmą drużyną świata.

W okolicach 85. minuty prowadzący 2:0 polscy piłkarze wymieniali podania pod czeskim polem karnym, kibice krzyczeli "ole", a wielki rywal długo nie był w stanie dotknąć piłki. Błędem Polaków było to, że w okresie bezwzględnej dominacji nie zdobyli trzeciego gola. Raz Roger, a raz Smolarek zawalili podanie otwierające drogę do bramki.

Po meczu z Czechami: Bohaterowi są poobijani ?

Horror z happy endem

Trzy minuty przed końcem mecz z Czechami stał się doskonałą kopią tego z Portugalią sprzed dwóch lat. Rywal wyprowadził kontrę, Wasilewski nie zablokował centry Szirla, a Żewłakow, zamiast przeszkadzać Feninowi, stracił go z oczu. Boruc nie wybił piłki po strzale głową. Był to jego jedyny błąd w tym meczu. Wystarczył jednak, by końcówka zamieniła się w horror. Z happy endem, choć nie sposób wyobrazić sobie, jaki byłby żal, gdyby Dariusz Dudka nie zablokował strzału w ostatnich sekundach.

W trzeciej minucie doliczonego czasu gry trener Petr Rada histerycznie pokazywał wszystkim swoim graczom, by biegli do przodu, ale drużyna Beenhakkera wytrwała i w bólach narodziło się jedno z największych polskich zwycięstw w ostatnich dwóch dekadach.

Leo i jego drużyna grali przyciśnięci do ściany krytyki, która spadła na nich po początku eliminacji. Jeszcze raz potrafili się od niej odbić, głosy o zwolnieniu Holendra umilkną chociaż na trzy dni. A jeśli w środę w Bratysławie Polacy będą w stanie zagrać tak jak w sobotę, awans na mundial w RPA zacznie przekraczać granicę między marzeniem i rzeczywistością.

Roger Guerreiro: Olympiakos? Zobaczyli świetny mecz ?

Oceny Polaków: Błaszczykowski idealny ?

Tabela grupy 3:

O powracającej magii Leo na blogu pisze Michał Pol a Rafał Stec przygląda się żółtodziobom kadry

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.