Edward Lorens: Nie, żadnego praktycznego. Mnie cieszy, że gdy Wisła miała 5 pkt. przewagi i nie wyglądało na to, żeby można było ją dogonić, moi piłkarze zachowali wiarę i koncentrację. Odrobiliśmy sporą stratę, potwierdzając, że należymy do drużyn z aspiracjami do tytułu.
- Najliczniejsi, najlepiej zorganizowani, na każdym meczu dawali popis. Wielu fanów jeździło z nami nawet na mecze wyjazdowe. Ich zasług nie da się przecenić. Ten sukces jest dla nich i dzięki nim.
- I nie miałem zmieniać. Moim zadaniem było stworzenie drużyny z szerokiej kadry piłkarzy, którzy byli w klubie. Wchodząc pierwszy raz do szatni, miałem wątpliwości. Znałem te nazwiska, wiedziałem, że Skrzypek, Bednarz, Kaliciak, Węgrzyn, Dubicki grać w piłkę umieją, ale czy będą w stanie podporządkować się celom zespołu - nie było pewności. Oni przecież funkcjonowali w innych systemach piłkarskich w Wiśle, Legii. Część z nich miała za sobą słabszy okres. Nie grali w poprzednich klubach. Pamiętamy, że pierwszy mecz z GKS Katowice nie był nadzwyczajny. Potem było lepiej. I właśnie to, że dali się ułożyć, jest największym sukcesem.
- To szukanie dziury w całym. Moi piłkarze należą do najlepszych w kraju. I to, że z nich powstał dobry zespół, nikogo nie powinno specjalnie szokować. W zeszłym sezonie Ruch walczył o tytuł, a grali tam piłkarze znacznie mniej znani.
- To akurat nic nadzwyczajnego. Wszyscy kibice w Polsce chcieliby, żeby w ich klubie grali jak najlepsi.
- Nie. O pierwsze miejsce na półmetku mogły walczyć z powodzeniem Legia, Wisła czy Zagłębie Lubin. Te drużyny mają potencjał, na tyle dobrych piłkarzy, żeby być numerem jeden.
- Ja zajmuję się swoimi sprawami: szkoleniem. Byłoby jednak fatalnie, żeby po tym, co drużyna zrobiła, wszystko się zawaliło. Najbardziej żal byłoby tych kibiców. Dla nich byłaby to z pewnością katastrofa.
- Nie. Mam kontrakt z Pogonią do końca sezonu i chcę go wypełnić.
- Dzięki swoim wspaniałym napastnikom Wisła potrafiła wysoko wygrywać spotkania. Jeśli tylko nadarzyła się okazja Frankowski i Moskalewicz strzelali wiele goli. Choćby w meczu z Polonią. Żadna inna drużyna nie miała Frankowskiego. Poza tym zespół z Krakowa od trzech lat jest na topie. Drużyna, która dwa lata temu była mistrzem kraju, została uzupełniona o Żurawskiego, Baszczyńskiego, Głowackiego. A to piłkarze, o których biły się wszystkie kluby w kraju.
- Nie. Nie było objawień. Ci, którzy się wyróżniali, Kryszałowicz, Klimek, Frankowski, Mięciel potwierdzili tylko, że należą do najlepszych. Poziom bardzo się wyrównał. Wcześniej bywało tak, że dominował jeden zespół: Wisła, Widzew czy Legia i prawie nie przegrywały, będąc poza zasięgiem. Teraz wszyscy mieli wpadki, przegrywali ze słabszymi. My z Górnikiem i Groclinem.
- To wszyscy widzimy. Ale my idziemy na łatwiznę i porównujemy wyłącznie piłkarzy. Chcielibyśmy, żeby Polacy grali jak Francuzi czy Niemcy i lamentujemy, że tak nie jest. A czy ktoś pyta, w jakich warunkach pracują i są szkoleni nasi gracze. Czy my mamy boiska, odnowę biologiczną? W polskiej piłce wciąż czuje się biedę. Ile klubów ma stabilną sytuację, porządnego sponsora. Pogoń, Wisła, Legia, Amica. A reszta? Jest ze swoją biedą sama. A w Europie klub i jego obiekty są pod opieką władz miasta, gminy. Pieniądze, które kluby otrzymały z Canal+ za transmisje, to oczywiście dużo. Ale starcza tylko na bieżące utrzymanie drużyny.
- Możemy pożałować tych, których nie stać na dekoder, ale to wszystko. Na całym świecie jest tendencja, że sport przenosi się do stacji komercyjnych. I tego się nie zmieni. Ja bym chciał, żeby nasze stadiony zmieniły się w miejsca dla ludzi i kibice je zapełniali. O to przecież chodzi przede wszystkim.
- Gra Ruchu, klubu tak mi bliskiego. Fatalnie wystartował, dobrze, że choć pod koniec odbił się od dna, ale strefy spadkowej nie opuścił. Polonia też zawiodła. Myślałem, że mistrz Polski będzie w tej lidze wielką siłą. Ale każdy nawet Pogoń, Wisła i Legia grały czasem źle.
- Oczkiem w głowie kibiców jest reprezentacja, a ta w eliminacjach mundialu grała bardzo dobrze. Zwycięstwo na Ukrainie dowiodło, że Polak potrafi. Ale i wyniki klubów w pucharach nie były takie beznadziejne. Poza tym pojawiło się kilku młodych piłkarzy. W Pogoni Bartek Ława, w Legii Tomasz Jarzębowski. Wykorzystali szansę.
- W tamtych czasach odmłodziliśmy naszą ligę w sposób nieuzasadniony. Zawodnik 28-letni był uważany za starucha. To wcale nie jest normalne, jeśli w lidze najlepsi są nastolatkowie. Od kogo mają się uczyć? Nie dzielmy piłkarzy na młodych i starych, tylko lepszych i gorszych. Poza tym ostatnio do naszej ligi wróciło wielu graczy z zagranicy. I to wcale nie wrócili na emeryturę. Dlatego młodym o miejsce w składzie jest trudniej.
Rozmawiał Dariusz Wołowski