Polski ?Król kibiców" już w Korei

Z koroną, biało-czerwoną peleryną, bębnem, wzmacniaczem i dwoma głośnikami oraz składanym wózkiem kupionym na stadionie X-lecia przyleciał w czwartek do Korei Andrzej Bobowski. Sponsorem wyprawy króla polskich kibiców na siódme z kolei mistrzostwa jest firma Eurostalstandart z.... Białorusi.

Polski "Król kibiców" już w Korei

Z koroną, biało-czerwoną peleryną, bębnem, wzmacniaczem i dwoma głośnikami oraz składanym wózkiem kupionym na stadionie X-lecia przyleciał w czwartek do Korei Andrzej Bobowski. Sponsorem wyprawy króla polskich kibiców na siódme z kolei mistrzostwa jest firma Eurostalstandart z.... Białorusi.

Do RFN w 1974 roku nie pojechał, bo mu żona nie pozwoliła. Zaoszczędzone pieniądze, zamiast na wyjazd przeznaczył na... kolorowy telewizor. Na nim oglądał, jak zespół Kazimierza Górskiego zdobywał srebrny medal. Był w Argentynie, Hiszpanii, Meksyku, Włoszech, USA i Francji. Obejrzał 74 mecze MŚ (w tym 11 Polaków).

Do Korei wybierał się od wielu miesięcy, logistykę wyprawy, bilety miał opracowane i kupione już parę miesięcy temu. Ale akcesoria królewskie załatwiał w ostatniej chwili.

Na głowie będzie miał kapelusz-koronę zrobiony z piłki według Własnego projektu.

- Po całej Warszawie jeździłem i szukałem wykonawcy, poznałem kilkunastu kapeluszników, ale żaden nie chciał podjąć się roboty. Wreszcie znalazłem jednego, także kibica, który mi pomógł - opowiada Bobowski. - Materiały kosztowały mnie 300 zł, robocizna 200. Liczyłem się z większym wydatkiem.

Bobowski nakłada na głowę piłkę. Od środka wyłożona jest specjalnym materiałem - żeby głowa się pociła. Na górze są wywietrzniki czyli kilka specjalnie zrobionych dziur. - To na wypadek, gdyby mi się zagrzało "pod kopułą" - żartuje "Boboś".

Trudniej było znaleźć wykonawcę królewskiej, biało-czerwonej, sięgającej z tyłu łydek, peleryny. - Problem był z tym, że chciałem mieć kaptur zrobiony z piłki. Nikt nie chciał się podjąć wykonania zadania, musiałem zrezygnować. Kaptur jest biało-czerwony - opowiada Bobowski.

Ta peleryna to właściwie jedyna osłona przed deszczem, bowiem kurtkę Andrzej zostawił w Warszawie, na lotnisku, podczas pożegnania. - Co zrobię, żeby się nie zniszczyła? Będę oszczędzał i zakładał tylko na mecze Polaków - mówi Bobowski.

Ale najwięcej problemów Bobowski miał z wielkim bębnem, w który będzie walił i zagrzewał do walki Polaków. Do bębna przymocowane są, a właściwie były, dwa głośniki i wzmacniacz. Były, bo na Okęciu Bobowski, z łzą w oku, odkręcał części i odcinał kabelki.

- Nie chcieli go wziąć do samolotu, nie gwarantowali, że w Seulu bęben będzie w takim stanie, w jakim został nadany. Jakaś awanturna była pracownica lotniska, ale ludzki okazał się celnik. Rozdałem trochę autografów i znalazł się nożyk. Odciąłem kable od kolumn, wykręciłem śrubki. Bęben leciał oddzielnie, a kolumny i wzmacniacz wziąłem na bagaż podręczny. Zatrzymano mi to w Seulu na lotnisku, mam odebrać po meczu otwarcia - opowiada Bobowski, który niedawno, razem z żoną wystąpił w telewizji TVN w programie Ewy Drzyzgi. - Myślałem, że będę mówić o mojej pasji, jaką jest kibicowanie, a tymczasem temat programu był "Mężczyźni - duże dzieci". Żona powiedziała, że ja jestem największe...

Na Okęciu żegnał go m.in. Andrzej Rosiewicz. Na lotnisku w Seulu natknął się na amerykańską telewizję. Założył koronę i - do kamery - zaśpiewał: "Niepokonana, jest nasza Polska, kochana". Amerykanie byli wniebowzięci.

Nie można nie kryć podziwu widząc, ile wysiłku kosztowało go przetransportowanie bagaży i bębna (kolumny zostały na lotnisku, na wózku nie było miejsca) z Seulu do Tedżon - dwie linie metra, pociąg, taksówka - a w Korei praktycznie wszędzie trzeba iść po schodach.

- Wiem, po co to robię - mówi Bobowski. - To, że Polacy wyjdą z grupy, wiem. Śniło mi się kiedyś, że oglądam na stadionie piąty mecz Polski, czyli ćwierćfinał. Niestety, w najciekawszym momencie zostałem obudzony. Nie wiem, z kim graliśmy, ale pamiętam, że było 3:2. Tylko dla kogo?

Wyprawę sfinansowała - w większości - białoruska firma Eurostalstandart, która m.in. kupiła Bobowskiemu 23 bilety na mecze. Wydała - netto - 29 tys. zł. Bilet lotniczy Warszawa - Amsterdam - Seul - Tokio - Warszawa (1,5 tys. dolarów) sfinansowała firma Dema Promotion.

- Ja sam już wydałem siedem tysięcy, a to nie koniec kosztów. Sam płacę za swoje utrzymanie - kończy 62-letni Bobowski, który w czwartek zaniósł bęben do ośrodka piłkarzy i stamtąd będzie on przewożony na wszystkie mecze kadry.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.