Rozmawialiśmy przed towarzyskim meczem z Irlandią Płn. (Polska wygrała 4:1) na Cyprze, gdzie kadra Jerzego Engela była na krótkim zgrupowaniu.
Emmanuel Olisadebe: Znowu jesteśmy razem i to naprawdę jest dla mnie fajny czas - ten, który spędzam na zgrupowaniach.
- Bardzo trudno robić takie plany. My nie jedziemy na te mistrzostwa jako faworyci, raczej jesteśmy w cieniu wielkich i nikt na nas nie stawia. Chcemy jednak pokazać całemu światu, jak wygląda reprezentacja Polski. Zagramy najlepiej, jak umiemy, tak jak było do tej pory - będziemy wkładać w grę pasję, ambicję i wszystkie siły. Trzeba myśleć przede wszystkim o dobrej grze. Co to da, zobaczymy.
- Tak to wygląda na papierze. Portugalia ma być pierwsza, a Amerykanie, Koreańczycy i my mamy walczyć o drugie miejsce dające awans. Jednak powtarzam: tak jest na papierze, a w futbol na papierze się nie gra. Dlatego w rzeczywistości zdarzyć się może wszystko.
- To piłkarz najwyższej klasy, według mnie najlepszy lub jeden z najlepszych na świecie. Ma bardzo duży wpływ na drużynę i powstrzymanie go to klucz do sukcesu nad Realem i Portugalią. Na mistrzostwach trzeba będzie na niego szczególnie uważać.
- Na szczęście nie jestem obrońcą, tylko napastnikiem, więc ten obowiązek spadnie na kolegów. Jednak poważnie myślę, że liczyć się będzie praca całego zespołu nie tylko przeciw Figo, ale przeciw wszystkim Portugalczykom.
- Najbardziej przeżywam mecze reprezentacji. A ten z Ukrainą w pierwszym eliminacyjnym meczu do mundialu był szczególny. To miał być pierwszy poważny test w kadrze. Zdobyłem dwie bramki i to był najwspanialszy moment w moim życiu.
- Mecz zbliżał się do końca, a ja bardzo chciałem zdobyć tę bramkę. Zostało mało czasu i zaczynałem się niecierpliwić. Gdy wreszcie padł gol, poczułem łzy w oczach. Opadło ze mnie napięcie, minął stres, presja była przecież ogromna. Poczułem, że ta bramka jest wszystkim, początkiem wszystkiego, że otwiera mi drogę do następnych gier, do kadry. I tak było.
- Nawet tego nie pamiętałem. Byłem jak w transie i robiłem wszystko odruchowo. Dopiero później w gazecie zobaczyłem siebie całującego orła na koszulce. Stąd wiem, że rzeczywiście tak było. Potem widziałem to jeszcze na wideo.
- Trudno powiedzieć. Każdy był ważny, choć jedne strzelałem w meczach o punkty eliminacji mistrzostw świata inne w spotkaniach mniej ważnych. Jednak zawsze czułem to samo - radość. Nieporównywalną z bramkami zdobytymi dla klubu nawet w Lidze Mistrzów. Bo reprezentacja jest najważniejsza. Tak myślę.
- To dla mnie wielki honor, ale pamiętam, że zapracowali na to koledzy z drużyny, a także żona, która bardzo mi pomaga. No i przede wszystkim kibice, którzy chcieli wpisać moje nazwisko w kupony. Naprawdę sprawili mi wielki zaszczyt.
- Małysz uprawia sport indywidualny i wszystko, co dobre i złe, spada tylko na niego. W piłce zasługi dzielą się na 22 osoby. Myślę jednak, że Adam Małysz wygrał zasłużenie. To był jego rok. A w tym roku? Kto wie. Jest mundial.
- Szkoda (śmiech).
- Nienawidzę jej. Czy jednak lepiej mieszkać w Atenach niż w Warszawie? Może trochę. Ateny to gigantyczne miasto, z masą rozrywek, wciąż coś się dzieje, a ja nie jestem tak znany jak w Warszawie i mogę zachować anonimowość. A to dla mnie rzeczywiście najcenniejsze.
- Tak, choć mogłoby być lepiej.
- Moim przyjacielem jest moja żona. A w klubie? Ja jestem typem samotnika, trzymam się na uboczu i zawieranie przyjaźni nie jest dla mnie czymś prostym. Wszyscy są dla mnie mili i ja staram się być miły dla wszystkich, ale przyjaciół nie mam. Tak jak ja rozumiem przyjaźń. Pokój na meczach wyjazdowych dzielę z Boatengiem z Ghany lub Finem Kolkką. Zależy, bo przecież piłkarze wyjeżdżają na zgrupowania kadry i nie zawsze są w klubie.
- Tak. Studiuje angielski. To bardzo dobrze, bo kiedy mnie nie ma, nie nudzi się, ma się czym zająć. Tak człowiek czuje się znacznie lepiej. Dużo czasu spędzamy w hotelach. Ona wtedy odrabia pracę domową. Za rok, dwa będzie studiowała psychologię.
- Nie miałem go ostatnio za dużo, bo graliśmy bardzo często, ale w Atenach jest masa rozrywek, masa miejsc do zobaczenia. Najchętniej jednak spędzam czas z żoną.
- Tak, widziałem kilka meczów.
- Wielu ludzi w Nigerii było na pewno zszokowanych. Oni są przekonani, że Nigeria wciąż jest najlepsza, ma najlepszych piłkarzy w Afryce. Tymczasem znów nie zdobyła tytułu. Ja uważam, że Senegal i Kamerun zasłużyły na sukces. Kamerun jest w tej chwili w Afryce najmocniejszy.
- Nie. Takich myśli nie miałem. Ja teraz gram dla Polski i dla Nigerii już nigdy nie zagram. Jednak kibicuję jej i będę kibicował. Byłem bardzo zawiedziony po porażce z Senegalem w półfinale.
- Nie. Lepiej nie. To byłoby emocjonalnie zbyt trudne. Kto wie, co mogłoby się stać w takim meczu.
- Francja jest w tym momencie najlepsza na świecie. Brazylia nie grała ostatnio najlepiej, ale na mistrzostwach wszystko może być inaczej. Argentyna wspaniale wypadła w eliminacjach i ma bardzo solidna drużynę. Także stawiam na Francję i Argentynę. Tylko, niestety, obydwa zespoły mogą się zmierzyć już w 1/8 finału.
- Tak, Włosi grają superdefensywnie. Wygrać z nimi byłoby trudno, ale to jest możliwe. Może mają od nas lepszy zespół, ale na boisku zdarzają się różne rzeczy, których nie można przewidzieć. Dla nas wyjście z grupy byłoby wspaniałą rzeczą. A potem gralibyśmy już bez żadnych obciążeń. I wszystko byłoby możliwe. Wydaje mi się, że my gramy coraz lepiej. Oczywiście wciąż mamy masę do nauczenia i poprawienia. Jednak z pomocą trenerów na mundial powinniśmy być gotowi dać z siebie co najlepsze.
- Tak. Teraz mamy mecz w Pradze ze Spartą. Niestety, gramy ostatnio słabo. Wygrywamy co prawda w lidze greckiej, ale męczymy się nawet z bardzo słabymi zespołami. Zdobywamy decydujące gole w 84. minucie. Jeśli nic się nie zmieni, to w takiej dyspozycji w Pradze będzie szalenie ciężko. Gdyby jednak udało się nam uzyskać tam dobry wynik, nasza sytuacja by się zmieniła. Jeśli nie, to raczej w następnej rundzie nas nie będzie.
- Czuję, że trener powinien się zapisać na jeszcze jeden kurs. Kazał mi coś, czego jeszcze nigdy w życiu nie robiłem. Mogłem grać w pomocy, ale on nakazał mi pilnowanie obrońcy Michela Salgado. To nie jest normalne, żeby napastnik biegał za obrońcą.
- Tak i sądzę, że jest znacznie lepiej. Mam nadzieję, że będziemy mogli razem pracować. On widzi we mnie napastnika. I choć gram 20 minut, to przynajmniej na swojej pozycji. Wolę to niż bieganie przez 90 minut na lewej pomocy lub nawet w obronie.
- Tak. Namawiają mnie, żebym przyjechał odwiedzić ich w Nigerii. Nie mam jednak kiedy. Gramy mecz za meczem, a potem będą mistrzostwa świata i nowy sezon ligowy. Postaram się jednak pojechać choćby na tydzień.
- Panathinaikos będzie musiał dopłacić Polonii Warszawa 1,7 mln dol. A potem zobaczymy. Zobaczymy, jak będzie na mistrzostwach świata, czy Panathinaikos będzie chciał mnie zatrzymać, czy sprzedać do innego klubu. Siądziemy do stołu i będziemy negocjować. Na razie szanse są 50 na 50, że w Grecji zostanę na dłużej. Nie chcę jednak myśleć ani mówić, co będzie, bo potem z tego powstaje wiele nieporozumień. Ktoś coś źle zrozumie i ogłosi, że nie chcę grać w Grecji. Po co?