Polska - Białoruś 3:1 (1:1)

Polska - Białoruś 3:1 (1:1)

Radosław Kałużny z Wisły, pseudonim "Tato", ojcem zwycięstwa z Białorusią. Po dwóch meczach eliminacji MŚ Polska ma sześć punktów. W środę mecz z Walią

- Z sześcioma punktami jeszcze nikt do finałów mistrzostw świata nie awansował. Przestrzegam przed huraoptymizmem. Ale z drugiej strony w dwóch meczach eliminacyjnych nie mogliśmy zdobyć więcej - mówił po meczu w Łodzi wiceprezes PZPN Zbigniew Boniek.

Szczęśliwi ze zwycięstwa polscy piłkarze nie byli zadowoleni ze swojej gry. - Najlepszy mecz w życiu? Bez przesady. Grałem przeciętnie, tylko skutecznie - stwierdził bohater spotkania Kałużny.

Mecz z Białorusią był zupełnie inny od tego w Kijowie. - Na Ukrainie broniliśmy się i kontratakowaliśmy. To rywale byli więcej przy piłce, mieli inicjatywę. My więcej uwagi poświęcaliśmy defensywie. W Łodzi te proporcje musiały być przynajmniej wyrównane - opowiadał Tomasz Kłos. - Musieliśmy atakować i przy tym grać bardzo uważnie w defensywie.

Trener Jerzy Engel zrobił dwie zmiany w składzie. Kontuzjowanego Marka Koźmińskiego zastąpił Jacek Krzynówek, a za Tomasza Iwana zagrał Bartosz Karwan. Iwan nie gra w klubie - PSV Eindhoven i nie jest w optymalnej dyspozycji. Z kolei Karwan, jak sam przyznawał, nie rozegrał w tej rundzie jeszcze żadnego dobrego meczu. Mimo to w pierwszej połowie sobotniego spotkania nie zawiódł. Był jednym z najlepszych graczy. Pożyteczny w obronie i ataku. Po przerwie było znacznie gorzej.

Większa liczba zawodników ofensywnych w pierwszym składzie nie spowodowała huraganowych ataków Polaków. Białorusini umiejętnie bronili się na własnej połowie. Długo potrafili utrzymać się przy piłce. A polskim rozgrywającym był najczęściej Jerzy Dudek. Wykopywał piłkę pod pole karne rywali, gdzie w powietrzu Andrzej Juskowiak walczył z białoruskimi obrońcami. To rozwiązanie nie przynosiło efektu. Dlatego szansą Polaków były stałe fragmenty gry. Już w 7. min po dośrodkowaniu z kornera Michała Żewłakowa piłka trafiła do stojącego przed polem karnym Piotra Świerczewskiego. Po jego kapitalnym strzale z woleja piłka trafiła w jednego z rywali. Spadała jeszcze pod poprzeczkę, ale bramkarz zdążył z interwencją. I zamiast bramki mieliśmy kolejny rzut rożny.

W 24. min padł pierwszy gol. Po akcji Żewłakowa i dośrodkowaniu Jacka Krzynówka Karwan odegrał piłkę głową do Kałużnego. I było 1:0. Białorusini mieli słabszy moment. W 29. min mógł to wykorzystać Juskowiak. Bał sam na sam z bramkarzem Witalijem Wariwonczikiem. Skoczył wyżej od niego i strzelił głową. - Nie mogłem pobiec za piłką - usprawiedliwiał się napastnik Wolfsburga. - Białorusin trafił mnie w ramię. Przez moment miałem wrażenie, że uszkodził mi nerw. Zdrętwiała mi cała ręka. Nie mogłem nią ruszać. Do szczęścia zabrakło kilkunastu centymetrów.

Toczącą się wolno do bramki piłkę wybił tuż sprzed linii obrońca Siergiej Sztaniuk. Juskowiak zszedł z boiska. Kiedy zajmowali się nim lekarze, białoruski trener zrobił zmianę. Za Romana Wasiliuka wszedł Nikołaj Ryndiuk i 3. min później wyrównał. Polscy obrońcy zagubili się jak dzieci we mgle. - Ja patrzyłem na Michała, on na mnie, a Białorusin z bardzo trudnej pozycji, z półobrotu, niespodziewanie strzelił - mówił Tomasz Wałdoch. - Nie możemy popełniać takich błędów. Byliśmy zbyt rozkojarzeni. Zawiodła asekuracja.

Do końca pierwszej połowy przeważali goście. Byli lepiej zorganizowani, lepsi technicznie, bardziej ruchliwi. - Grali praktycznie jednym napastnikiem i stwarzali sobie przewagę w środku pola. My dużo za nimi biegaliśmy i traciliśmy siły - powiedział Jacek Krzynówek.

Po przerwie Juskowiaka zmienił Paweł Kryszałowicz, ale jako pierwsi zaatakowali goście. Maksim Romaszczenko strzelił z 13 m wysoko nad poprzeczką. - Byłem bardzo zaniepokojony - mówił później Zbigniew Boniek. - Wierzyłem w chłopaków, ale w myślach przygotowałem się na remis. Lepsi są dwaj ranni niż jeden zabity. Na szczęście jednak mieliśmy tego dnia w swoim zespole Kałużnego.

W 62. min po dośrodkowaniu Żewłakowa Kałużny, barkiem, wepchnął piłkę do siatki. I rywale znów zaczęli się gubić, a ataki Polaków były coraz groźniejsze - bardzo dobrze spisywał się Kryszałowicz. W 73. min z lewej strony faulowany był Żewłakow. - Za wszelką cenę chciałem zmazać plamę z pierwszej połowy, kiedy straciliśmy gola - mówił obrońca Excelsior Mouscron. Sam poszkodowany wykonał wolnego. Po dośrodkowaniu-strzale Kałużny trącił piłkę podeszwą buta i było 3:1.

Humoru polskim piłkarzom, trenerom i kibicom nie popsuły nawet groźne strzały - w tym jeden w słupek - Siergieja Gurienki.

- Lepszego startu chyba nikt nie mógł sobie wymarzyć. Dwa mecze, sześć punktów, sześć strzelonych bramek - powiedział trener Jerzy Engel.

Po meczu w szatni panowała ogromna radość. Podrzucano w górę strzelca goli i trenera. - Nie graliśmy dobrze, ale najważniejsza jest wygrana, i to przekonująca. Ciężko na nią zapracowaliśmy. Może się męczyliśmy, może były ciężkie chwile, ale zwycięstwo jest zasłużone - podsumował Żewłakow.

Polska - Białoruś 3:1 (1:1)

Bramki: Kałużny (24., 62. i 73.) - Polska; Ryndiuk (37.) - Białoruś. Żółte kartki: Krzynówek, Kryszałowicz - Polska; Jachimowicz, Ostrowski, Sztaniuk, Romaszczenko, Wasiliuk - Białoruś. Widzów 10 tys. Sędziował Anders Frisk (Szwecja). Skład Polski: Dudek - Kłos, Zieliński, Wałdoch, Michał Żewłakow - Krzynówek, Kałużny, Świerczewski, Karwan (81. Iwan) - Juskowiak (46. Kryszałowicz), Olisadebe. Skład Białorusi: Wariwonczik - Ostrowski, Jachimowicz, Łuchwicz, Sztaniuk - Gurienko, Baranow (74. Ławrik), Bielkiewicz, Romaszczenko - Wasiliuk (34. Ryndiuk), Skribczenko (68. Orłowski).

Inne sobotnie wyniki grupy 5:

Walia - Norwegia 1:1, Armenia - Ukraina 2:3

TABELA

1. Polska 2 6-2 6

2. Ukraina 2 4-5 3

3. Białoruś 2 3-4 3

4. Norwegia 2 1-1 2

5. Armenia 2 2-3 1

Walia 2 2-3 1

Robert Błoński, Łódź

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.