O atutach reprezentacji po awansie do MŚ mówi się bez przerwy. Nawet po meczu z Kamerunem szuka się raczej plusów niż minusów (Engel: cieszę, że znów nie przegraliśmy). A przecież co wrażliwszych mógł on na długo zniechęcić do futbolu (gdyby nie kilka niekonwencjonalnych zagrań gości) i był trzecim z rzędu spotkaniem bez wygranej. Polacy wypadli słabo, bo braków w kadrze jest mnóstwo. To one sprawiają, że mecze kadry rzadko ogląda się z przyjemnością. Engel nie ma:
1. Szybkich i umiejących dryblować skrzydłowych, zdolnych do dynamicznych rajdów, zakończonych dośrodkowaniami na głowę Kałużnego, Kryszałowicza, Olisadebe. Takich jak Hiszpanie Mendieta i Vicente, Niemiec Deisler, Włosi Tommasi i Zambrotta itd. Karwan i Koźmiński żadnemu z nich nie dorastają do pięt. Zawodnicy tego typu w ustawieniu 4-4-2 są niezbędni, zwłaszcza jeśli w środku pola brakuje rasowego reżysera gry, zdolnego z rywalem na plecach posłać prostopadłą piłkę do napastników (wystarczy sobie przypomnieć, jak mało takich podań było w meczu z Kamerunem, statystykę ratował jedynie obrońca Kłos).
2. Piłkarza potrafiącego strzelać gole z rzutów wolnych. Ostatnio bramkę w ten sposób zdobył trzy lata temu Rafał Siadaczka (w meczu z Izraelem). Wcześniej robili to Krzysztof Ratajczyk i Henryk Bałuszyński. Na mundial nie pojedzie jednak żaden z nich. Nie ma zresztą czego żałować, bo na to nie zasługują.
3. Piłkarza potrafiącego minąć rywala i pokonać bramkarza strzałem z dystansu w pełnym biegu. Za zawodników z silnym uderzeniem uchodzą Świerczewski (jedna bramka w 62 meczach) i Hajto - a kto pamięta jego gola z dystansu w kadrze bądź Bundeslidze?
4. Wartościowych dublerów na większość kluczowych pozycji. Niezastąpiony jest nie tylko Olisadebe (bramka Kryszałowicza w meczu z Walią była najpiękniejszą w eliminacjach, ale ledwie jedną z dwóch zdobytą we wszystkich jego występach w kadrze), ale także Świerczewski (Zdebel?), Kałużny (Bąk?), Kłos i Michał Żewłakow. Ten ostatni zmiennika nie ma w ogóle, bo przesuwany na lewą obronę Koźmiński ma być jednym z filarów drugiej linii.
5. Piłkarzy (oprócz Olisadebe), którzy potrafią grać dobrze, jeśli nie walczą na 110 proc. możliwości. Reprezentacja musi wkładać maksimum wysiłku w każdą akcję, wydzierać zwycięstwa Walijczykom, Norwegom i Ukraińcom, bo nie przewyższa ich wyraźnie umiejętnościami.
Polski kibic mógł z niepokojem oglądać baraż Niemców z Ukrainą, bo w Monachium okazało się, że w eliminacjach wyprzedziliśmy drużynę, która nie jest mentalnie przygotowana do wygrywania ważnych meczów. Gdy piłkarze Rudiego Voellera wykonywali stałe fragmenty gry, goście wpadali w panikę i zachowywali się biernie, jak gdyby rywale wywalczyli rzut karny, a nie wolny lub rożny. A Norwegowie upadli tak nisko, że od tygodni bezskutecznie szukają sparingpartnera. Na szczęście dla nas do MŚ awansowało mnóstwo reprezentacji, które grają nieatrakcyjnie, i bez wielkiego wysiłku woli można sobie wyobrazić, że Polacy wygrywają z nimi po brzydkim meczu. Toporni Belgowie wyeliminowali potrafiących grać z polotem Czechów, lubujący się w boiskowych bitwach Irlandczycy wyprzedzili finezyjnych Holendrów, do Azji pojadą też rzemieślnicy ze Szwecji.
Wszystkie te drużyny potrafią wygrywać. Tak jak i Polacy. Ale piękny futbol podczas mundialu będziemy chyba oglądać na stadionach, gdzie grają inni.