W Lidze Mistrzów przerwa do 19 lutego - podsumowanie jesieni

Real, Barcelona, Manchester, Bayern mają poważne kłopoty w swoich ligach. Prawdziwą twarz faworyci zachowali jednak w Champions League.

W Lidze Mistrzów przerwa do 19 lutego - podsumowanie jesieni

Real, Barcelona, Manchester, Bayern mają poważne kłopoty w swoich ligach. Prawdziwą twarz faworyci zachowali jednak w Champions League.

Najbardziej niewiarygodnych rzeczy dokonuje wciąż praska Sparta, zaprzeczając, że w piłce droga od pieniędzy do sukcesów jest krótka. Młodzi Czesi, którzy zarabiają 100 tys. dol rocznie, czyli mniej więcej tyle ile piłkarze Legii i Wisły, grają o klasę lub dwie lepiej. Zwycięstwa nad Spartakiem i Feyenoordem w I rundzie nie zaspokoiły ich ambicji. A kiedy na Letnej pojawił się Raul, Figo i Zidane Czesi bez namysłu pobiegli do przodu. Kibice Sparty nie musieli się głowić, czy ich gracze chcieli zwyciężyć, czy tylko przetrwać mecz. I choć faworyt zwyciężył 3:2, Europa dawno nie widziała go tak głęboko zepchniętego pod swoją bramkę. Odwaga, bezkompromisowość i brak kompleksów pozwolił Sparcie zwyciężyć w Porto. I na razie wygląda na to, że w fazie pucharowej znajdzie się dla niej miejsce obok siedmiu superpotęg. Co by to oznaczało dla nas? Że z Ligą Mistrzów pożegna się Emmanuel Olisadebe. Ale na Santiago Bernabeu jego Panathinaikos pokazał, że w awans czołówki nie za bardzo wierzy. Piłkarze z Aten bali się Realu tak bardzo, że rzadko wychodzili odetchnąć na środek boiska.

Poza Spartą w ćwierćfinale nie będzie raczej miejsca na fuksy. Wielcy i bogaci za wiele mają do stracenia. Real, Manchester, Bayern i Barcelona już po dwóch meczach są bliscy awansu. Najtrudniej oczywiście stawiać na Barcę, bo to zespół chimeryczny, niestabilny jak żaden inny z wielkich. Po pierwszej kolejce, w której Barcelona zupełnie zdominowała Anfield Road, zwyciężając Liverpool w wielkim stylu, druga do ósemki była prosta. Wystarczyło wygrywać mecze na Camp Nou - a przecież tam właśnie gracze Barcy zyskują na wartości 50 proc. I co? W kolejnym meczu zespół z Katalonii nie potrafił pokonać broniącego się w dziesiątkę Galatasaray. Jeśli gracze Rexacha nie umieli przełamać obrony tureckiej, co będzie, gdy na Camp Nou pojawi się włoska (Roma) lub angielska (Liverpool)? Tyle że przy nieobliczalności Barcy równie dobrze może być łatwiej.

Zespół Jerzego Dudka jest w tabeli grupy B ostatni. Ale remis w Rzymie dał Liverpoolowi niezłą pozycję wyjściową do ataku na drugie miejsce.

Roma zdobyła w dwóch meczach tylko jednego gola. Widać, że Gabriel Batistuta przeżywa kryzys. Najlepszy strzelec ostatnich lat dawno nie był tak wolny, tak bierny w polu karnym. Trener Fabio Capello nie może chyba uwierzyć własnym oczom i konsekwentnie trzyma Delvecchia na ławce rezerwowych.

W grupie D wszyscy łatwo wygrywają na swoich boiskach. W takiej sytuacji kluczowe mogą być jakiekolwiek punkty zdobyte na wyjeździe. To chyba dobrze dla Juventusu, który z całej czwórki obronę ma najsilniejszą.

Zjawiskiem w europejskiej piłce jest Deportivo la Coruoa grające futbol barokowy, nieco archaiczny z całą masą ozdobników i pogardy dla defensywy. Dysponuje za to dużym bogactwem i rozmaitością wariantów ofensywnych - co pozwoliło mu dwa razy złamać obronę Manchesteru w I fazie. Tyle że mamy fazę II. Na razie jednak twierdza La Coruoa wciąż pozostaje niezdobyta.

Manchester i Liverpool grają podobnie w każdym meczu. Arsenal u siebie i na wyjeździe to dwa różne zespoły. W tej edycji Champions League nie zdobył jeszcze punktu poza Highbury, ale też w Londynie nie dał skraść punktów nikomu. Trudno zgadnąć, na ile starczy taka gra. Czy jak w I fazie Anglicy mają zamiar liczyć na korzystną różnicę bramek?

Dariusz Wołowski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.