Jak Andrzej Rusko inwestował w piłkę nożną

Od stycznia do maja tego roku Andrzej Rusko, wiceprezes żużlowego WTS Atlas Wrocław, przelał na konto piłkarskiego Śląska Wrocław ponad dwa miliony złotych. Zapewniał, że to inwestycja w klub, ale później zmienił ją na pożyczkę. Dziś egzekwuje jej spłatę w taki sposób, że nie wiadomo, czy Śląsk to wytrzyma.

Jak Andrzej Rusko inwestował w piłkę nożną

Od stycznia do maja tego roku Andrzej Rusko, wiceprezes żużlowego WTS Atlas Wrocław, przelał na konto piłkarskiego Śląska Wrocław ponad dwa miliony złotych. Zapewniał, że to inwestycja w klub, ale później zmienił ją na pożyczkę. Dziś egzekwuje jej spłatę w taki sposób, że nie wiadomo, czy Śląsk to wytrzyma.

Przypomnijmy. Na skutek niezbyt przemyślanej polityki finansowej w zeszłym roku Śląsk minionej zimy stanął na krawędzi bankructwa. Jesienią ówczesny prezes zarządu klubu Bartłomiej Nowotarski poinformował, że Śląsk jest zadłużony na blisko cztery miliony złotych. Wrocławski klub "ścigali" wówczas nie tylko przedstawiciele wojska, któremu był winny pieniądze m.in. za dostarczanie ciepłej wody, ZUS-u i urzędu skarbowego, ale też kluby, z których Śląsk

pozyskiwał swych nowych zawodników. Przez pewien czas Śląsk był nawet ukarany zakazem transferów.

Ratunkiem dla wrocławskiego pierwszoligowca miało być znalezienie strategicznego sponsora lub inwestora, który stałby się także właścicielem większościowego pakietu akcji spółki. Działacze od jesieni szukali firmy lub osoby fizycznej, która pomogłaby Śląskowi.

Namówiłem kolegów

Sygnałem, że może ktoś taki właśnie się znalazł, był gest prezesa Wrocławskiego Towarzystwa Sportowego Ryszarda Czarneckiego. W styczniu tego roku poseł AWS zwołał konferencję prasową i poinformował, że pomoże w wykupieniu z Ceramiki Opoczno Macieja Kowalczyka, za którego wrocławski klub wciąż nie zapłacił wszystkich pieniędzy. Czarnecki poinformował, że załatwił Śląskowi nieoprocentowaną pożyczkę w wysokości 200 tys. zł. Piłkarz Kowalczyk został we Wrocławiu.

W tym samym mniej więcej czasie pojawił się w Śląsku tak długo oczekiwany poważny inwestor. I co zastanawiające, reprezentował tę samą firmę co Ryszard Czarnecki. Rozmowy z prezesem Śląska Januszem Cymankiem w sprawie zainwestowania w klub podjął bowiem wiceprezes WTS-u Wrocław Andrzej Rusko.

- Mieliśmy już doświadczenia z różnymi firmami, które deklarowały, że zainwestują w klub. Nie zawsze były to poważne propozycje. Tym razem jednak wyglądało na to, że partner jest poważny i rzeczywiście uda nam się stanąć na nogi - mówi Tomasz Szypuła, szef stowarzyszenia Partner Klub pozyskującego pieniądze dla Śląska oraz dyrektor generalny klubu.

Inwestor, reprezentowany w rozmowach przez Andrzeja Ruskę, deklarował zainwestowanie w Śląsk dużych pieniędzy, ale stawiał warunek. - Gdy powiedziano mi, że jest grupa ludzi, która chce zainwestować w klub, widziałem w tym szansę. Nie tylko więc chętnie pozbyłem się swoich akcji, ale też namówiłem do tego kolegów - mówi Ryszard Sobiesiak, akcjonariusz i były prezes klubu.

- Sprawę przedstawiano nam tak: inwestor wyłoży pieniądze, ale chce mieć kontrolny pakiet akcji, żeby sprawować pełną władzę nad spółką - potwierdza Ryszard Cisłowski, także wówczas akcjonariusz, a dziś wiceprezes zarządu. - Mniejszościowym akcjonariuszom powiedziano, żeby przekazali swe akcje jednemu podmiotowi. To było rozsądne, bo

nie było sensu, żeby nowy inwestor prowadził rozmowy z kilkunastoma akcjonariuszami.

Swe akcje przekazali mniejszościowi akcjonariusze, a także Ryszard Sobiesiak. Deklarację przekazania swych akcji złożył też niemiecki przedsiębiorca Herman Tecklemburg. Wkrótce depozytariuszem 610 akcji Śląska stanowiących około 40 proc. wszystkich akcji spółki stała się zarejestrowana na Cyprze spółka Dorstand Trading. Nikt w klubie nie wie, a w każdym razie nie chce się do tego przyznać, dlaczego partner wybrał właśnie takie rozwiązanie.

Na walnym zgromadzeniu udziałowców spółki ten akcjonariat jest reprezentowany przez kancelarię prawną adwokata Arkadiusza Ludwikowskiego. Na liście klientów kancelarii jest wiele poważnych firm, a wśród nich zarządzany przez Andrzeja Ruskę Solpol, a także telewizja Polsat.

Optymistyczna przyszłość

Jeszcze w styczniu za deklaracjami przyszłego inwestora poszły czyny. 17 stycznia 2001 roku z konta Andrzeja Ruski na konto klubu przelano pierwsze pieniądze - 250 tys. zł. Potem były następne dotacje. W sumie od stycznia do maja prezes Rusko zasilił SSA Śląsk Wrocław ponad dwoma milionami złotych. W lutym prezes Janusz Cymanek mówił, że klub powoli wychodzi na prostą. Janusz Wójcik zaś, w tym czasie menedżer klubu, a później trener, sprowadził gwiazdy

- Grzegorza Szamotulskiego, Jacka Paszulewicza i Leszka Pisza (żaden z nich nie gra już we Wrocławiu). Przed Śląskiem rysowała się lepsza przyszłość. - Chcieliśmy uwiarygodnić spółkę. Zacząć spłacać zadłużenie, po prostu normalnieć, uzdrowić finanse - mówi dyrektor klubu Szypuła. - Nowy inwestor dawał nam taką szansę. Wiele w spółce obiecywano sobie także po komunalizacji obiektów. Agencja Mienia Wojskowego bardzo długo zwlekała jednak z deklaracją, co stanie się z niepotrzebnymi już wojsku obiektami i terenami przy ul. Oporowskiej i Skarbowców. Wiele mówiło się o komunalizacji tych obiektów. Jedna z koncepcji zakładała, że po jej ewentualnym dokonaniu stadion, hotel i tereny wokół obiektów Śląska przy Oporowskiej i Skarbowców trafiłyby do Sportowej Spółki Akcyjnej lub stowarzyszenia Partner Klub Śląsk Wrocław. Wówczas właścicielem terenów zostałaby SSA Śląsk i właśnie klub mógłby poszukiwać chętnych do inwestycji na tych terenach. W ten sposób można by było finansować działalność sportową spółki i przyszłość pierwszoligowej drużyny byłaby "zabezpieczona".

Wolta inwestora

Ostatni dowód wpłaty pieniędzy do Śląska firmowany nazwiskiem Andrzeja Ruski opiewa na 100 tys. zł i pochodzi z początku maja. Kilkanaście dni później Agencja Mienia Wojskowego poinformowała, że obiekty dawnego WKS Śląsk Wrocław, w tym stadion przy Oporowskiej, nie będą skomunalizowane, lecz pójdą na otwarty przetarg.

- Nigdy nie łączyliśmy sprawy przyszłości obiektów klubowych z zaangażowaniem inwestora. Gdy pojawiła się informacja, że ktoś taki się w ogóle znalazł, tylko się cieszyliśmy, że może to koniec kłopotów klubu - mówi jeden z byłych udziałowców spółki. - Gdzieś późną wiosną dowiedzieliśmy się jednak, że nasz inwestor zmienił zdanie i już nie chce inwestować w Śląsk.

- Niedoszły inwestor zmienił zdanie na przełomie maja i czerwca - przypomina sobie Szypuła. - Sytuacja zaczęła się komplikować. Inwestor powiedział działaczom, którzy się z nim kontaktowali, że więcej pieniędzy nie będzie. Działacze dowiedzieli się też, że dotychczasowe przelewy na konto spółki należy traktować jako pożyczkę. 4 czerwca zawarto umowę zabezpieczenia wekslowego. Klub wystawił weksle, które opiewały na sumę pożyczki wraz z odsetkami. Poręczycielem umowy zostało stowarzyszenie Partner Klub, a zabezpieczeniem pożyczki jest cesja umów sponsorskich Śląska z PZU Życie i Totalizatorem Sportowym. Krótko mówiąc: jeśli Śląsk w wyznaczonym terminie nie spłaci raty pożyczki danej przez niedoszłego inwestora, to sponsorzy, w tym wypadku PZU i Totalizator, na wezwanie przeleją pieniądze na jego konto.

Telefon do przyjaciela

Taką sytuację mamy w tej chwili. - Rata od sponsora ratowała nam życie. Jesteśmy w tej chwili bez żadnych środków finansowych, to była jedyna możliwość sfinansowania bieżącej działalności. Tymczasem PZU Życie, które miało nam przelać kolejną transzę pieniędzy wynikającą z umowy sponsorskiej, otrzymało wyraźny sygnał od naszego wierzyciela, że ratę należy przelać na jego konto - podkreśla dyrektor Szypuła. Technicznie wyglądało to trywialnie: ktoś zadzwonił po prostu do PZU Życie i zażądał przelewu pieniędzy na inne, a nie klubowe konto. - Chodzi o 400 tys. zł, które miały być przeznaczone na pensje, głównie dla pracowników i zawodników. Bez tych pieniędzy leżymy - twierdzi Szypuła.

Działacze podkreślają, że zamierzają zwrócić dług, proszą jedynie o zwłokę. Stanowisko Andrzeja Ruski jest jednak nieprzejednane. Nikt w klubie nie chce oceniać tej sytuacji i spekulować, jaka będzie przyszłość zadłużonego na wiele milionów Śląska. - Ja wierzę, że znajdzie się jakieś rozwiązanie. Są kłopoty, ale zawsze je mieliśmy i jakoś z nich wychodziliśmy. Tak będzie i teraz - ma nadzieję Ryszard Sobiesiak. Tomasz Szypuła, który meandry klubowych finansów zna jak mało kto, jest jednak umiarkowanym optymistą. - Następna rata od sponsora, tym razem z Canal+, nadejdzie w październiku. Nasi wierzyciele nie mają do niej prawa. Nie wiem jednak, czy do tego czasu wytrzymają ludzie zatrudnieni w spółce - martwi się. - A jeśli chodzi o naszego niedoszłego inwestora, to powiem tylko tyle: powody, dla których biznesmeni trafiają do sportu, są dwa - sentymentalno-pasjonacki i ekonomiczny. W przypadku ludzi, którzy chcieli zainwestować w Śląsk, a potem się z tego wycofali, można mówić tylko o ekonomicznym - kończy.

Prezes ma spotkanie

Bardzo chcieliśmy porozmawiać z Andrzejem Ruską na temat jego zainteresowania Śląskiem Wrocław. Telefon komórkowy, który prezes udostępnił kiedyś dziennikarzom, jak zwykle milczał. Stacjonarny w Solpolu, gdzie na co dzień urzęduje, odbierała sekretarka. Dzwoniliśmy wiele razy.

O godz. 9.30: - Prezesa jeszcze nie ma, jest chyba w klubie - usłyszeliśmy od pani w sekretariacie.

10: - Prezes jest, ale ma gościa.

10.15: - Wciąż trwa spotkanie.

11: - Niestety, prezes wciąż ma gościa, ale proszę powiedzieć, o co chodzi.

- Chodzi o rozmowę na temat wrocławskiego sportu - informuję.

- To proszę jeszcze spróbować.

- Spróbuję.

11.30 - Niestety, jeszcze nie mogę połączyć, ale chcę panu powiedzieć, że prezes wylatuje dziś do Warszawy i ma mało czasu.

- Mimo to za chwilę jeszcze raz spróbuję, chodzi tylko o kilka pytań.

11.37 - Niestety, prezes dosłownie przed chwilą wyszedł. Kazał przeprosić i zaprasza na wtorek.

Próbowaliśmy też wieczorem. - Andrzej pracuje, jest bardzo zajęty, pewnie jest na jakimś spotkaniu - poinformował żeński głos.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.