Cantoro: To nie my wyrzuciliśmy Petrescu

Mauro Cantoro najbardziej skorzystał na zmianie trenera w Wiśle Kraków. Argentyńczyk znów ma miejsce w składzie, w meczu z Widzewem był jednym z najlepszych piłkarzy na boisku.

Michał Białoński: Za kadencji Dana Petrescu grał Pan w wyjściowym składzie od święta. Za Dragomira Okuki zaczął Pan od pierwszej minuty i strzelił gola.

Mauro Cantoro: Przy Petrescu za wiele nie grałem, ale cały czas solidnie trenowałem i byłem świadom swoich umiejętności. W meczu z Widzewem tylko to potwierdziłem - grałem na sto procent przez 90 minut. Zawsze byłem gotowy do gry. Problem polegał tylko na tym, że nie dostawałem szansy. Daleki jestem jednak od stwierdzenia, że osiem miesięcy Petrescu w Wiśle to dla mnie czas stracony. Owszem, zostałem przez niego odsunięty ze składu. Przez pierwszy miesiąc chodziłem jak struty, byłem załamany, nie mogłem się z tym pogodzić, ale trenerowi nie robiłem żadnych problemów. Nie narzekałem na niego w gazetach, a na treningach ciężko pracowałem. Najbardziej zabolało mnie jednak, gdy Petrescu powiedział dziennikarzom, że nie walczę na boisku. Wszyscy, którzy mnie dobrze znają, wiedzą, że nieustępliwość, walka to moje największe atuty.

Przed zwolnieniem Petrescu na forach internetowych aż huczało od plotek, że Rumun miał konflikt z zespołem i to miała być jedna z przyczyn jego zwolnienia.

- Ja nie miałem z nim żadnego konfliktu. Nie słyszałem też, żeby podobne kłopoty dotyczyły któregokolwiek z moich kolegów z zespołu. Próby buntów przeciwko trenerom donikąd nie prowadzą, tylko psują atmosferę w klubie.

Ale po wyrzuceniu Petrescu odżył Pan.

- Przyszedł trener, który od razu na mnie postawił, więc to chyba nic dziwnego, że teraz czuję się lepiej i odzyskuję pewność siebie. Proszę mnie zrozumieć. Rok temu Wisła negocjowała ze mną nowy kontrakt, a PZPN i Paweł Janas próbowali mnie wcielić do reprezentacji Polski na mundial. W końcu z Wisłą podpisałem nową umowę, która wiązała się z podwyżką. Dostałem ją nie tylko za postawę na boisku, ale też poza nim, bo odnoszę się do każdego z szacunkiem, staram się dawać dobry przykład. Z nowym ważnym na pięć lat kontraktem miałem podstawy uważać, że jestem tu potrzebny. Tymczasem nagle na wiosnę obwiniono mnie za słabą grę zespołu i odsunięto od pierwszego składu. Prawda była chyba taka, że nowa taktyka nam nie służyła.

Co Panu dała praca z Petrescu?

- Jego przyjście, zmiana metod treningowych były ciężkie dla całego zespołu. Nie przypominam sobie, żeby za Petrescu Wisła kiedykolwiek grała super. Parę meczów mieliśmy dobrych, ale nie wiem, co się później stało. Ja z ławki nie mogłem wiele zrobić. Czekałem na swoją szansę, ale nie chodziłem do Petrescu, nie dopominałem się o swoje. Z innymi trenerami w Wiśle - Kasperczakiem, Liczką czy Engelem - też za wiele nie rozmawiałem. Staram się po prostu na treningach dawać maksimum i jak najlepiej grać. Po to jestem w Wiśle, a nie po to, by dyskutować z trenerami.

Jakie ma Pan zdanie o Dragomirze Okuce?

- Pamiętam go z okresu, gdy prowadził Legię i zdobył z nią mistrzostwo. Na razie ma zbyt mało czasu, by wiele zmienić w naszej grze, wierzę jednak, że wygramy rewanż z Iraklisem i awansujemy do fazy grupowej Pucharu UEFA.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.