Im później Kuszczak zacznie bronić tym gorzej

- Błędy napastnika zapomina się zaraz po jego kolejnym golu, bramkarz żyje ze swoimi do końca. Nie wiem, jak silnym człowiekiem jest Kuszczak. Ja wstawiłbym go do bramki od razu w następnym meczu, żeby jak najszybciej udowodnił sam sobie, że wszystko w porządku - mówi Hans Tilkowski - bramkarz reprezentacji Niemiec podczas mistrzostw świata w 1966 r.

Michał Pol: Po 32-latach mistrzostwa świata wracają do Niemiec. Jakie są szanse, że skończą się tak jak te z 1974 roku, czyli zwycięstwem gospodarzy?

Hans Tilkowski: To jest marzenie nas wszystkich. Oczekiwania są wielkie. Trener Jürgen Klinsmann bardzo je rozbudził swoją optymistyczną filozofią, wiarą i pewnością siebie, jaką wkłada w pracę. Zaraził nimi nie tylko swoich piłkarzy, ale nas wszystkich. Mam tylko nadzieję, że młode i niedoświadczone barki jego zawodników wytrzymają tą presję. O sukces będzie szalenie trudno, ale też bez wiary w niego Niemcy nie mają co zaczynać turnieju we własnym kraju.

Co mogą osiągnąć?

- Wiele, o ile zagrają tak jak prawdziwa niemiecka drużyna, to znaczy, jeśli w każdym spotkaniu będą walczyć do ostatniej sekundy i rozkręcać się z meczu na mecz. Czy wierzę w mistrzostwo? Cóż, Niemcy żadnego z trzech tytułów nie zdobyły, jadąc na turniej w roli faworyta. I tym razem nie są faworytem.

Co Pan sądzi o rywalach grupowych Niemców - Kostaryce, Ekwadorze i Polsce?

- Najtrudniejszym rywalem wydaje się Polska i nie ważne, że nie zachwyciła w meczu z Kolumbią, który oglądałem. Zapewne mecz naszych drużyn w Dortmundzie przesądzi o pierwszym miejscu.

Widział więc Pan gola, którego strzelił nam bramkarz Kolumbii ze stu metrów. Czy jako były wielki bramkarz uważa Pan, że Tomasz Kuszczak ma jeszcze szansę dobrze wypaść na mundialu, czy taki gol zrujnował go psychicznie?

- Aż ciarki mnie przeszły. Dlaczego on cofnął ręce?! Strasznie żal zrobiło mi się chłopaka. Jest młody, na pewno ma wielki talent, bo inaczej nie byłby w kadrze, tymczasem jego błąd przesądził o wyniku. Błędy napastnika zapomina się zaraz po jego kolejnym golu, bramkarz żyje ze swoimi do końca. Nie wiem, jak silnym człowiekiem jest Polak. Ja wstawiłbym go do bramki od razu w następnym meczu, żeby jak najszybciej udowodnił sam sobie, że wszystko w porządku. Im dłużej będzie na to czekał, tym gorzej.

Skoro o bramkarzach mowa, jak Pan przyjął tak wczesną decyzję Klinsmanna, że numerem 1 w bramce będzie Jens Lehmann, a nie Oliver Kahn?

- Klinsmann mógł czekać z decyzją do dwóch godzin przed pierwszym spotkaniem z Kostaryką, ale uległ presji mediów i działaczy Bayernu Monachium. Sam werdykt mi się podoba, bo choć i Kahn i Lehmann to świetni bramkarze, to ten ostatni na co dzień gra w Arsenalu z bardzo młodymi, niedoświadczonymi piłkarzami. Mecze towarzyskie pokazały, że podobnie dobrze układa mu się współpraca z młodymi zawodnikami kadry. Tak jak w Arsenalu spaja całą drużynę.

Nie mogę nie zapytać Pana o pamiętny finał mistrzostw świata w 1966 roku Anglia - Niemcy na Wembley. Gol Geoffa Hursta na 3:2 to obok "boskiej ręki" Diego Maradony w 1986 najbardziej kontrowersyjna bramka w historii futbolu. Był gol czy go nie było?

- Minęło 40 lat ale moja odpowiedź jest wciąż ta sama: nie, nie było gola! Odpowiadałem na to pytanie już tyle razy, że gdybym każde "nie" zamienił na 1 euro, byłbym dziś bardzo bogatym człowiekiem. Zresztą niedawno specjaliści komputerowi za pomocą animacji i techniki do badania trajektorii pocisków udowodnili, że mieliśmy rację, protestując. Tylko co z tego, co się stało, to się nie odstanie. Dla mnie to śmieszne, że przez gola, którego nie było, stałem się bardziej znany w świecie, niż gdybym obronił w tym finale karnego i został mistrzem świata. Ale zapewniam pana, że całą tę sławę z radością zamieniłbym na tytuł mistrzowski.

Jest więc Pan za tym, żeby dać sędziom możliwość zweryfikowania swoich decyzji za pomocą powtórek wideo na wielkich telebimach, żeby już więcej takich skandalicznych wydarzeń nie było?

- W żadnym wypadku! Czym byłby futbol bez tych późniejszych dyskusji i sporów? To część piękna tej gry, nie zabijajmy go. Kilka razy spotkałem się później z Hurstem i spieraliśmy się o tamtą bramkę. On swoje, ja swoje. W końcu zawarliśmy kompromis - Anglicy strzelili gola, ale Niemcy gola nie straciły. Piłka nożna to historia wspaniałych drużyn, piłkarzy, zagrań, goli, ale i pomyłek - napastników pudłujących z karnego, bramkarz puszczających szmaty, ale i pomyłek sędziowskich sędziów.

Czym ci piłkarze, którzy za chwilę będą ze sobą rywalizować na mistrzostwach świata, różnią się od graczy Pańskiego pokolenia?

- Oczywiście są lepiej przygotowani fizycznie, są też lepsi technicznie i pewnie górowaliby nad nami pod każdym względem. Najbardziej różni ich jednak to, że nie żyją jak my w normalnym świecie. My nie byliśmy wyizolowani od społeczeństwa, fanów, dziennikarzy. Nie wiedliśmy życia milionerów, byliśmy bliżej zwykłych ludzi. I wielu z nas po zakończeniu kariery po prostu brało się do normalnej roboty. Ale ja tym młodym chłopakom, którzy za chwilę rozpoczną mundial, nie zazdroszczę pieniędzy. Brałem udział w dwóch mundialach, w Chile w 1962 roku byłem rezerwowym, broniłem cztery lata później w Anglii. W obu wypadkach turniej był dla mnie, zawodnika, spełnieniem wszystkich marzeń. Teraz spełnią się marzenia innych piłkarzy w innych 32 drużynach.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.