Frankowski: Kadra? Nie u Janasa

Zaakceptowałbym każdą decyzję, gdyby ktoś oznajmił mi ją wprost - mówi 31-letni napastnik Wolverhampton, Tomasz Frankowski, najlepszy obok Macieja Żurawskiego strzelec kadry w eliminacjach MŚ (po siedem goli), który nie jedzie na mistrzostwa do Niemiec

Robert Błoński: Szok już minął?

Tomasz Frankowski: Minęło półtora dnia, więc powoli mija. Ale zadra pozostanie. Nie na całe życie, bo pamiętliwy nie jestem. I nie z tego powodu, że nie jadę, ale z powodu formy, w jakiej dowiedziałem się o tym, że nie jadę. To była jedyna szansa, bym zagrał na mistrzostwach świata. Następne za cztery lata, a ja tak długo w piłkę grać raczej nie będę. Dlatego to boli. Staram się szukać pozytywów.

Dlaczego Pan nie jedzie?

- Dzwonią do mnie różni ludzie związani z futbolem, m.in. Henryk Kasperczak oraz Franciszek Smuda. Głównie z kondolencjami. Ale i oni nie potrafią znaleźć przyczyn tej decyzji. Ja też nie umiem tego racjonalnie wytłumaczyć. Tydzień zgrupowania we Wronkach nie pokazał, że trener mnie skreśli. Podpisuję się pod słowami Jurka Dudka - ja też byłem pewien wyjazdu na mistrzostwa. Kiedy odjeżdżałem z Wronek w niedzielę wieczorem, trener Maciej Skorża zapewnił mnie, że jadę na mistrzostwa. Zresztą w moim przyjeździe do Wronek chodziło o mistrzostwa świata, a nie o mecz z Wyspami Owczymi. Poprzez treningi z kadrą miałem dojść do formy, na początku meczu doznałem "trzydniowego" urazu. Naciągnąłem mięsień i, będąc pewnym wyjazdu do Niemiec, nie chciałem ryzykować. Gdybym wiedział, że to test, walczyłbym do upadłego, ryzykując kontuzję. Trenerzy zapewniali mnie, że znajdzie się dla mnie miejsce w kadrze.

Którzy trenerzy?

- No, nie Paweł Janas. Ale on nie ma w zwyczaju rozmawiania z zawodnikami. Ale wierzyłem, że Maciej Skorża zna decyzje pierwszego trenera.

Skoro asystent, prawa ręka selekcjonera, mówił, że Pan jedzie...

- Widocznie nie jest to ta "najważniejsza prawa ręka selekcjonera" i Paweł Janas nie ma zbyt dużego zaufania do Macieja Skorży, skoro co innego powiedział jemu, a co innego zrobił podczas ogłoszenia kadry. Ale noc z niedzieli na poniedziałek i sam dzień były długie. Bardzo długie...

Wyobraźmy sobie, że kontuzji doznaje jeden z napastników i dzwoni Pana komórka, a w niej rozlega się głos trenera Janasa: "Tomek, przyjedziesz?"

- Nie zastanawiałem się nad tym wariantem. Skoro jednak do tej pory nikt ze sztabu się ze mną skontaktował, to jak mam liczyć, że zrobi to w przyszłości. Jeśli nie selekcjoner, to mogły to zrobić inne osoby z kadry, które dobrze wykonują swoją pracę. Sądzę, że po dwóch latach pracy minimum rozmowy mi się należało. Ale oprócz przyjaciół i dziennikarzy nie dzwonił nikt. Myślę, że czują się zażenowani całą sytuacją i zwyczajnie głupio im dzwonić?

Co mogło się stać tej nocy z niedzieli na poniedziałek? Jerzy Dudek mówi o przyczynach pozasportowych...

- Próbuję nie dopuszczać do siebie takiej myśli, że po wyjeździe z hotelu trener mógł się spotkać albo ulec sugestiom menedżerów czy jakichś osób trzecich. Nie wiem, czy to możliwe...

A koledzy z kadry dzwonili?

- Też nie... Pewnie również są w ciężkim szoku. Życzę im jak najlepiej, są w stanie wyjść z grupy.

Argumenty trenera za niepowołaniem Frankowskiego są takie: przemęczony, kontuzjowany w meczu z Wyspami Owczymi, nie strzelał goli przez pół roku, załamany psychicznie...

- Bzdura. Kontuzja jest już wyleczona. Psychicznie odżyłem podczas zgrupowania. Było zdecydowanie lepiej po jedynym tygodniu, po trzech byłoby super. Byłem zmęczony po ciężkim sezonie w trzech klubach, ale tydzień urlopu wystarczyłby mi na regenerację i byłoby dobrze.

Co Pan zrobi?

- Wyznaczę sobie nowy cel. Chcę wypocząć i w nowym sezonie walczyć z Wolverhampton o powrót do Premier League. U trenera, który na mnie stawia i we mnie wierzy, Glenna Hoddle'a.

Wydawało się, że i Paweł Janas po okresie nieufności w eliminacjach zaczął w Pana wierzyć. Sam użył Pan słowa "sielanka", określając stosunki z selekcjonerem.

- Widocznie tylko się wydawało, że mam zaufanie selekcjonera. Ale w tych krótkich zdaniach, które wypowiadał podczas zgrupowań, wydawało mi się, że nawiązała się między nami nić porozumienia, sympatii. I miałem wiarę, że właśnie podczas przygotowań dojdę do pełnej sprawności psychicznej, odzyskam wigor, bo fizycznie czułem się dobrze. Tak jak w czasach, kiedy grałem w Wiśle.

Spodziewa się Pan, że kiedyś selekcjoner wyjaśni, czemu Pana nie powołał?

- Nie. Trener nie należy do ludzi, którzy by cokolwiek wyjaśniali.

Mówi się o rozbiciu jakichś grup czy grupek w kadrze.

- Dziennikarze wymyślają teorie do sytuacji. Nie wyobrażam sobie Jurka Dudka w grupie bankietowej. To wymysły.

A odmłodzenie zespołu?

- To może być jakiś klucz. Trener zrezygnował z zawodników, którzy skończyli 30 lat. Średnia wieku spadła, ale na mistrzostwach gra się pod ogromną presją przy wypełnionych po brzegi trybunach. Nie jedzie się tam po doświadczenie. I wszystko byłoby nawet dobrze, gdyby trener porozmawiał z kimkolwiek w tej kwestii.

Czy te decyzje będą miały wpływ na atmosferę w kadrze?

- Nie. Chłopaki przywykną do sytuacji. Choć, jak przytrafią się kiepskie wyniki w ostatnich meczach z Kolumbią i Chorwacją, to mogą być zaniepokojeni. Jeśli wygramy - nikt nie wspomni mnie czy Jurka.

A może trener Janas - jak powiedział w wywiadzie dla "Gazety" Jerzy Dudek - wie, że Polska nic nie zdziała na mundialu i dlatego zabrał taki, a nie inny zespół?

- Nie sądzę, by selekcjoner był aż tak przewidujący. Powołał autorską reprezentację i ma do tego pełne prawo, choć trudno logicznie wytłumaczyć decyzje. Nawet mnie, choć byłem blisko kadry. Ale i z fachowców mało kto to rozumie.

To Pana koniec występów w reprezentacji?

- Podejrzewam, że u trenera Janasa - tak. Ale wszystkie plany mogą się zweryfikować. Po mundialu na pewno nie będę za stary, by grać w drużynie narodowej. Wszystko będzie zależeć od formy. Franciszek Smuda powiedział, że powoływałby mnie, nawet gdybym miał 40 lat. Ale to kwestia zaufania do mnie, którego trenerowi Janasowi brakuje...

Czy Frankowski ma prawo czuć się oszukany przez Janasa?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.