Wyniki i tabela po 25. kolejce
Lech Poznań w tym sezonie gra w kratkę, a jednak solidarnie odebrał u siebie punkty obu kandydatom do tytułu - jesienią pokonał 1:0 Legię Warszawa, a niedawno Wisłę Kraków 2:1. Trener lechitów Czesław Michniewicz wie zatem, jak wygrać z przyszłym mistrzem Polski. I wie też już, kto nim będzie...
Czesław Michniewicz: Tak byłoby najlepiej, wtedy o tytule rozstrzygnąłby ostatni mecz Wisły i Legii. Przewaga Legii jest jednak chyba zbyt duża, aby ta przepowiednia się spełniła.
- Ja wskazałbym na trenerów.
- Nie o to chodzi, który lepszy. Oni są z innych światów. Darek Wdowczyk zna realia polskiej ligi nie od dziś. Pracuje w niej dostatecznie długo, świetnie się porusza. Dan Petrescu dopiero ją poznaje i jeszcze się nie przystosował. Wciąż porównuje naszą ligę do Anglii i Włoch. I myśli o piłce według zachodnich wzorców. A u nas, niestety, wciąż trzeba myśleć po polsku.
- Nie, ale weźmy okres przygotowawczy. Zimą Wisłą ciężko trenowała, bo i na Zachodzie tak się trenuje. Petrescu o tym wie, ale nasi piłkarze są kompletnie nieprzygotowani do zachodnich treningów.
- To prawda, ale wydaje mi się, że wiślacy faktycznie nie wytrzymują tych obciążeń. Dla Petrescu to niepojęte.
- Tak nie powiem. Przeciwnie, ja go nawet rozumiem, a co więcej - popieram. Wiele jego działań powinno stanowić normę. Zgadzam się np. w stu procentach, że piłkarze nie powinni podróżować dziewięć godzin ze zgiętymi kolanami i od razu z autokaru wychodzić na mecz. I że wyjeżdżanie na mecz na obcym terenie dużo wcześniej ma sens. Ale co z tego, skoro trudno ten standard stosować. Petrescu to facet, który chce w naszej lidze profesjonalizmu i normalności. On jest praktykiem, był wielkim piłkarzem, zna zachodnie ligi. Jego wiedza nie jest książkowa. Tyle tylko że trudno mu tę wiedzę zastosować w polskich warunkach i wprowadzić standardy, które dla niego są oczywiste, a dla nas są novum. Czy to wina Petrescu, że chciał mieć takich piłkarzy, jakimi byli Żurawski czy Frankowski, i takich się domagał? Dostał jednak innych.
- Sęk w tym, że tacy trenerzy jak Petrescu są w Polsce potrzebni, bo zmieniają nasz futbol na lepsze. Przynoszą wiedzę i standardy z Zachodu. Oby było ich jak najwięcej.
- Jeżeli Rumun zdobędzie mistrzostwo, wielu ruszy jego drogą. Kluby i zespoły zaczną się profesjonalizować. Jeśli jednak przegra, wszyscy uznają, że on się nie nadawał. Najłatwiej mieć pretensje do kogoś, kto postępuje inaczej niż wszyscy. A skoro jest inny i się wychyla, trzeba go skrytykować. Dajmy mu popracować dłużej i wtedy oceńmy wyniki.
- Rozumiem, skąd się biorą jego złości. On chciałby mieć tu średni klub zachodni, a nie ma. Irytuje się zatem, wyładowuje na wszystkich wokół. Petrescu przypomina mi Bońka, który też po latach na Zachodzie nie mógł znieść tego, że rzeczywistość polska mu skrzeczy. Skoro on wytrzymywał duże obciążenia, chciał też, żeby i jego piłkarze je znosili. Żeby byli jak on. A oni nie dawali rady, więc Boniek przegrywał.
- To tylko jeden aspekt tej walki, a jest ich więcej. Najważniejszy to skład.
- W składzie Legii jest więcej uniwersalizmu. Nie strzelają goli napastnicy, nie ma problemu - robią to inni. W drugiej linii Wisła ma Sobolewskiego i Cantoro, którzy grają niemal identycznie. Tymczasem Legia ma Burkhardta, który jest pomocnikiem nieszablonowym. Owszem, nie nadaje się do gry defensywnej, ale tę robotę odwala za niego Surma. Dzięki temu Burkhardt może sobie pohasać z przodu i zwiększa walory ofensywne Legii. No i wreszcie warszawiacy mają doskonałych ezgekutorów stałych fragmentów, dzięki czemu nie muszą nawet przeprowadzać składnych akcji, by wygrać mecz. To niezwykle groźna broń. Edson wrzuca piłki z dokładnością do centymetra, a dwaj wysocy obrońcy Choto i Ouattara potrafią to wykorzystać. Każdy wie, jak Legia strzela gole, ale i tak trudno temu zapobiec. Choto i Ouattara świetnie bowiem współpracują i asekurują się. Legia to taki zespół, o którym można wiedzieć wszystko, a i tak może to nic nie dać. Bo stosuje ona szablon, ale niezwykle skutecznie.
- A także bardzo pewna swych poczynań. Wie, że jeśli raz jej nie wyjdzie, spróbuje za chwilę, bo futbol to gra powtarzalna. Legia jest konsekwentna do bólu. Nauczyła się tego u trenera Wdowczyka. Zazdroszczę jej tego, że potrafi wykonywać stałe fragmenty gry nie przypadkowo i chaotycznie, ale tak jak chce. Ma też stabilną obronę, której Wiśle brakuje.
- W futbolu ocen za wrażenie artystyczne jednak nie ma. Wisła gra bardziej kombinacyjnie, technicznie, wymienia znacznie więcej podań. Legia też to potrafi i robi, ale tylko wtedy gdy już prowadzi i kontroluje mecz. Wcześniej najprostszymi środkami dąży do zdobycia gola i podporządkowania sobie wydarzeń na boisku.
- Darek Wdowczyk ma ten atut, że jego kadra wiosenna została dość szybko uformowana. Legia kupiła graczy na konkretne pozycje, nie eksperymentowała. Trafiła z transferami, co w poprzednich latach nie zawsze jej się udawało. Związała się z menedżerem Mariuszem Piekarskim, a ten szuka jej takich graczy, jakich potrzebuje. I to z górnych półek. Wisła natomiast kompletowała kadrę z kłopotami i opóźnieniami. Trener Petrescu miał mieć przecież w składzie jakichś Rumunów, ale ci nie dotarli, więc musiał improwizować.
- To kwestia atmosfery i więzi w zespole, czego lekceważyć nie można. Dla mnie jednak istotniejsze jest to, że w Wiśle większość graczy była już mistrzami Polski. Legia natomiast jest na głodzie. Tu jest większe ciśnienie i parcie na tytuł niż w Krakowie.
- Dodam jeszcze jeden - w Krakowie wszyscy tęsknią za Żurawskim, Frankowskim, Szymkowiakiem. Wisła ma wyraźne symptomy choroby sierocej, której w Warszawie nie ma. Tutaj nikt po Saganowskim nie płacze. To bardzo ważne w kontekście walki o tytuł.