Rafal Stec: Życie (nie) kończy się po trzydziestce

Francuzi zdobyli złoto ME z 35-letnim Laurentem Blankiem w składzie, Brazylijczycy srebro MŚ z będącym w tym samym wieku Dungą. Czy reprezentacja Polski nie odnosiła sukcesów, bo rezygnowała z weteranów?

Rafal Stec: Życie (nie) kończy się po trzydziestce

Francuzi zdobyli złoto ME z 35-letnim Laurentem Blankiem w składzie, Brazylijczycy srebro MŚ z będącym w tym samym wieku Dungą. Czy reprezentacja Polski nie odnosiła sukcesów, bo rezygnowała z weteranów?

Brazylia - czterokrotny mistrz świata, jedyny uczestnik wszystkich mundiali, kraj piłkarza wszech czasów Pelego, kraj, który wydał na świat więcej futbolowych gwiazd niż jakiekolwiek inne miejsce na ziemi. Argumenty na poparcie tezy, że to w dorzeczu Amazonki bije serce światowej piłki, można znajdować bez końca. Tym bardziej nieprawdopodobne wydawały się ubiegłoroczne informacje o wynikach reprezentacji Brazylii w eliminacjach do mistrzostw świata.

Najpierw "Canarinhos", którzy przed tą edycją w eliminacjach MŚ przegrali tylko raz, ulegli Paragwajowi (po raz pierwszy w meczu o stawkę od 21 lat). Kilka tygodni później po porażce 0:3 z Chile prasowe tytuły były jednoznaczne - słowo "hańba" przewijało się przez czołówki niemal wszystkich gazet. Wybuchła ogólnonarodowa dyskusja. Cały kraj głowił się, jak uratować reprezentację. Rozwiązanie okazało się proste - powołać Romario.

35-letni były król strzelców igrzysk olimpijskich wrócił do kadry po dwóch latach, ale zagrał tak, jakby chciał przekonać ostatnich niedowiarków, że zasada "im starszy, tym lepszy" nie dotyczy tylko bramkarzy. W pierwszym meczu do siatki trafiał trzykrotnie, w drugim - czterokrotnie (hat trick w ciągu kwadransa!). - Dziwicie się? Strzelałbym gole w każdym meczu, ale jak mam to robić, gdy się mnie nie powołuje?

Kiedy trener Wanderley Luxemburgo ogłosił, że nie weźmie Romario na igrzyska do Sydney (można było powołać trzech zawodników mających więcej niż 23 lata), wiceprezydent jego klubu Vasco da Gama był tak oburzony, że zaproponował piłkarzowi, by w ogóle zrezygnował z gry dla kraju. - Będę go o to błagał codziennie - mówił. - Jak można zrezygnować z kogoś takiego? Jest absolutnie najlepszy, tłumy go uwielbiają, koledzy mu ufają. Przecież to samobójstwo.

Luxemburgo się nie ugiął i pożałował. Jego zespół na Antypodach się skompromitował, a on odszedł w niesławie. A były piłkarz Barcelony do dzisiaj strzela bez opamiętania.

Dojrzałość w cenie

Postawa Romario to nie jedyny dowód tego, że drużyna narodowa nie może odnosić sukcesów bez piłkarzy w wieku, w którym wielu innych (bardziej wyeksploatowanych? nie tak klasowych?) od dawna próbuje życia bez piłki. Medaliści wszystkich imprez rangi mistrzowskiej w ostatnich latach mieli w składach weteranów i nikt nie traktował ich jak "zapchajdziury", przydatne w wypadkach losowych.

Filarem defensywy mistrzów Europy Francuzów na Euro 2000 był 35-letni wówczas Laurent Blanc, który zaczął poważne treningi, zanim na świat przyszedł jego kolega z reprezentacji Nicolas Anelka. Kapitanem "Trójkolorowych" był tylko trzy lata młodszy Didier Deschamps, jego rówieśnikami inne fundamenty zespołu - atletycznie zbudowany Marcel Desailly i Youri Djorkaeff.

Francuzi dokonali rzeczy bez precedensu, zdobywając mistrzostwo świata i Europy. Powszechnie uważani są za fenomen, którego istoty nikt jeszcze nie zdołał odgadnąć i opisać (skąd tyle talentów w słabej stosunkowo lidze?). Skupmy się więc na "normalnych" drużynach, ale również z sukcesami.

Największymi gwiazdami Włochów, srebrnych medalistów tego samego turnieju, byli obrońcy, a wśród nich 32-letni Paolo Maldini. Grą wicemistrzów świata z 1998 roku - Brazylijczyków - kierował 35-letni Dunga, odpowiedzialną funkcję środkowego obrońcy pełnił rok młodszy Aldair. Gdyby prześledzić składy drużyn narodowych, które w ostatnich latach znaczyły w światowej piłce najwięcej, okazałoby się, że trzon wszystkich stanowili piłkarze bardzo dojrzali.

A ci, z którymi przegraliśmy walkę o Euro 2000? W meczu z Polską wystąpił m.in. 37-letni Anglik Stuart Pearce, któremu towarzyszyli środkowi obrońcy Martin Keown i Tony Adams (obaj mieli wtedy po 33 lata). Wśród Szwedów, którzy pokonali zespół Janusza Wójcika, znaleźli się m.in. Roland Nilsson (36) i Kennet Andersson (32).

Kadra ma wygrywać

Dlaczego wszyscy wymienieni grali w reprezentacji? Powód wydaje się oczywisty - byli najlepsi na swoich pozycjach. Nie wszędzie jest on jednak oczywisty. W Polsce przez wiele lat wiek był takim samym, a nawet ważniejszym kryterium niż klasa piłkarza. Żaden z selekcjonerów nie wpadł na pomysł, że sukces może przynieść drużyna wielopokoleniowa, w której młodzieńczy wigor wymiesza się ze spokojem piłkarzy mających za sobą setki ważnych meczów. Kiedy polski piłkarz przekroczy trzydziestkę, spisuje się go na straty. W klubie oczywiście może grać znakomicie, ale nawet jeśli osiągnie szczyt formy, liczyć na powołanie do kadry to dla niego tak, jakby czekać, aż Ingmar Bergman porzuci samotnię na wyspie Faro i nakręci sequel "Urodzonych morderców". W ostatniej dekadzie jeden tylko Piotr Nowak debiutował jako 31-latek i był ważnym ogniwem reprezentacji przez kolejne dwa lata. Zawodników w tym wieku się nie powołuje, bo nie są perspektywiczni (to najczęstsze wytłumaczenie). Uznania nie znajdował nawet Krzysztof Warzycha, jedyny poza bramkarzami Polak regularnie grywający (i strzelający gole!) w Lidze Mistrzów.

Nie chodzi oczywiście o to, by prawo do reprezentowania kraju mieli tylko piłkarze zbliżający się do emerytury. Ale gra w kadrze to wyzwanie specyficzne. Wymaga osiągnięcia maksymalnej koncentracji i szczytowej formy w kilku konkretnych dniach w roku, w dodatku jedynych, w którym pewna grupa ludzi spotyka się na boisku. Jedną z najważniejszych predyspozycji kandydata na kadrowicza staje się zdolność do adaptacji do nowych warunków - piłkarze muszą współpracować (np. przy zastawianiu pułapek ofsajdowych) z partnerami, których widzą raz na wiele tygodni, niektórzy z nich - wykonywać zupełnie inne zadania niż w klubie. A wszechstronność, umiejętność dopasowania swoich atutów do różnych stylów gry i zachowania zimnej krwi w sytuacji kryzysowej to cechy piłkarzy dojrzałych (zawodnicy Francji w zwycięskim finale ostatnich mistrzostw Europy mieli średnio 28,4 lat, Niemcy cztery lata wcześniej - 29,2).

Polscy trenerzy nie zdają (zdawali?) sobie sprawy z rzeczy - wydawałoby się - oczywistej: pojęcie "perspektywicznej" reprezentacji jest bezsensowne. Dla zawodników "perspektywicznych" są zespoły młodzieżowe, ewentualnie kadra B. Drużyna narodowa ma wygrywać. A to w ostatniej dekadzie zdarzało się jej bardzo rzadko. Czy silna pozycja w kadrze Jerzego Engela 34-letniego Jacka Zielińskiego, 33-letniego Adama Matyska i kilku trzydziestolatków w drugiej linii to wyjątek czy zapowiedź nowego trendu?

Rafał Stec

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.