Polska - Nigeria. Franciszek Smuda: Adam Nawałka robi świetną robotę, ale dysponuje lepszymi piłkarzami. Gdybym tylko na Euro 2012 miał obecnego Lewandowskiego...

- Powołanie Tarasa Romanczuka to bardzo dobry ruch. Jeżeli zawodnik ma polskie obywatelstwo, wyróżnia się dobrą grą i chce grać z orzełkiem na piersi, to dlaczego mamy go nie sprawdzić? Co w tym złego, że nie urodził się w Polsce? Ma polskich przodków i to wystarczy - mówi Franciszek Smuda, były selekcjoner reprezentacji Polski i trener Widzewa Łódź.

Damian Bąbol: Z większą chęcią śledzi pan rozgrywki w trzeciej lidze, w których występuje Widzew czy informacje ze zgrupowania reprezentacji Polski przed towarzyskimi meczami z Nigerią i Koreą Południową?

Franciszek Smuda: Widzew to mój klub, w którym pracuję i skupiam się na realizacji celu, jakim jest w tym sezonie awans do drugiej ligi. Proszę mi wierzyć, że czwarta klasa rozgrywkowa jest bardzo specyficzna. Nawet niektóre drużyny z ekstraklasy miałyby problemy w pojedynczych meczach z niektórymi rywalami. Umiejętności często nie odgrywają tutaj decydującej roli. Jeśli chodzi o reprezentację Polski, to cały czas mnie interesuje. Trzymam kciuki za Adama Nawałkę. Wykonuje kawał świetnej roboty.

Ma łatwiej od pana?

- To była zupełnie inna kadra. Obecna jest bardziej doświadczona i ograna. Na pewno Adam ma do dyspozycji lepszych piłkarzy. Więcej kadrowiczów występuje w topowych klubach. Robert Lewandowski z Euro 2012, a Robert Lewandowski na trzy miesiące przed mundialem w Rosji, to zupełnie inni napastnicy. Obecna wersja to maszyna do strzelania gola. 

Podczas Euro 2012 też był naszą największą gwiazdą.

- Zgadza się, był naszym bardzo mocnym punktem, ale musi pan przyznać, że sześc lat temu jeszcze nie był tak niesamowicie skuteczny jak teraz. Powiem więcej, gdybym miał wtedy obecnego Roberta w składzie, na pewno zagralibyśmy w ćwierćfinale.

Ale zajęliśmy ostatnie miejsce w tabeli. Wielu kibiców wciąż nie może zapomnieć o tamtym turnieju.

- Też mnie to bolało, ale nie można mówić, że się skompromitowaliśmy. Dostarczyliśmy kibicom wiele emocji. Rozegraliśmy świetną pierwszą połowę z Grecją. Sytuacji było od groma. Gdybyśmy do przerwy prowadzili 2:0, na pewno cieszylibyśmy się ze zwycięstwa. Brakowało szczęścia. Jeden błąd i prawie przez całą drugą połowę graliśmy w osłabieniu. Mecz z Rosją był kapitalny. Też zabrakło niewiele do pełni szczęścia. Do końca atakowaliśmy i walczyliśmy o trzy punkty.

Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

Z Czechami wyglądało to już jednak znacznie gorzej...

- Ale w pierwszej połowie dominowaliśmy. Robert miał przynajmniej dwie dogodne sytuacje strzeleckie. W obecnej formie wykorzystałby je z zamkniętymi oczami. Druga część gry była słaba, to fakt. Doszedł stres, straciliśmy gola, robiliśmy błędy i nie potrafiliśmy się podnieść. To był nieudany turniej, ale na pewno nie zakończył się naszym blamażem. Nie przegrywaliśmy po 0:5, tylko do końca biliśmy się o ćwierćfinał.

Niektórzy pana krytykowali za powoływanie: Sebastiana Boenischa, Damiena Perquisa, Ludovica Obraniaka, a teraz trener Nawałka zaprasza na zgrupowanie Tarasa Romanczuka. Jak pan ocenia ten ruch?

- Bardzo dobrze. Adam wie co robi. Poza tym jeżeli zawodnik ma polskie obywatelstwo, wyróżnia się dobrą grą i chce grać z orzełkiem na piersi, to dlaczego go nie sprawdzić? Co w tym złego, że nie urodził się w Polsce? Ma polskich przodków i to wystarczy. Gdyby podobnymi problemami zajmowali się w Niemczech czy Francji, to musieliby wymieniać pół reprezentacji. 

Zobacz wideo

Od pół roku prowadzi pan Widzew w trzeciej lidze. W Łodzi jest ogromna presja na awans do drugiej ligi. To pana mobilizuje czy przeszkadza?

- Kibice są spragnieni gry w ekstraklasie. Chcieliby, żeby Widzew już teraz grał o mistrzostwo Polski. Tęsknota za wielką piłką w Łodzi jest ogromna i ja to rozumiem, ale pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Jak wspomniałem, trzecia liga jest specyficzna. W jednym tygodniu mamy u siebie Ligę Mistrzów, czyli 18 tys. fanów na trybunach, piękny stadion, gorącą atmosferę i dobrą murawę, a w następnej kolejce jedziemy do Nowego Dworu i gramy na lodowisku. W ostatnią sobotę płyta była fatalna. Przegraliśmy 1:2, ale nie chcę tylko narzekać na trudne warunki. Wyciągamy wnioski i jedziemy dalej. Wciąż jesteśmy liderem trzeciej ligi i nie wyobrażam sobie braku awansu. Drużyna jest dobrze przygotowana, solidnie przepracowała zimę i już wkrótce będzie regularnie wygrywała. Kibice nas świetnie wspierają, ale czasami brakuje im cierpliwości i krytykują. Staram się ich rozumieć, ale z drugiej strony to nie jest Widzew z Ligi Mistrzów, gdzie w kadrze miałem ośmiu reprezentantów Polski. Drużyna składa się z młodych chłopców, którzy potrzebują nieco większego zrozumienia.

Wprowadzi pan Widzew do ekstraklasy?

- Taki mam plan. Klimat wokół klubu jest fantastyczny. To wyjątkowe dla mnie miejsce. Zdobywałem tutaj mistrzostwa Polski, graliśmy w Lidze Mistrzów, spadałem z ekstraklasy, ale nie pamiętam tak stabilnej sytuacji jaka obecnie jest w Widzewie. Wszystko jest uporządkowane i idzie w dobrym kierunku. Widzew - krok po kroku - wróci tam, gdzie jest jego miejsce.

Rozmawiał Damian Babol

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.