PSG znów zagra z Barceloną, Bayern rozgromiony. Kiedrzynek dla Sport.pl "Petarda przez 90 minut, aż ciarki przechodziły po plecach"

PSG znów zagra z Barceloną w Lidze Mistrzów i to w tym sezonie. Piłkarki nożne w ćwierćfinale rozgrywek wyeliminowały bowiem Bayern Monachium. "Z pewnością zrobimy wszystko, żeby zrewanżować się za kolegów" mówi nam z uśmiechem bramkarka paryżan Katarzyna Kiedrzynek.

Żeńska ekipa PSG po pierwszym przegranym 0:1 meczu, w rewanżu pokonała renomowanego rywala z Bawarii 4:0. Polska bramkarka rozegrała całe zawody.

Kacper Sosnowski: Zwycięstwo 4:0 z Bayernem robi wrażenie. Co ważne PSG zagrało na zero z tyłu. Pani swoją cegiełkę do wyniku dołożyła.

Katarzyna Kiedrzynek, bramkarka PSG: - Każda z nas przyczyniła się do tego zwycięstwa, zarówno dziewczyny które były na boisku, na ławce i wspierały nas na trybunach. Nie oszukujmy się. Ja aż tak dużo pracy nie miałam. To co powinnam zrobić zrobiłam dobrze. Czapki z głów dla dziewczyn, że podniosłyśmy się po Monachium, gdzie nie wykorzystałyśmy kilku sytuacji stuprocentowych. Wiadomo, że w tym meczu presja była spora - stadion, otoczka, kibice, którzy licznie przyszli nas wesprzeć z nadzieją na triumf. Dlatego jestem szczęśliwa, że pokazałyśmy kawał dobrego futbolu. Wygrałyśmy ważny mecz w fantastycznym stylu. Zdeklasowałyśmy Bayern, mistrza Niemiec. Wczorajszy wieczór był niesamowity i na boisku i poza nim.

Taki był plan, by szybko strzelić gola i odrobić stratę z pierwszego meczu? Dokonałyście tego po 4 minutach.

- W pierwszym meczu zagrałyśmy dobrze, ale marnowałyśmy sytuacje na potęgę. Powinnyśmy wygrać wtedy 4:0, a przegrałyśmy 0:1. Taka jest piłka. Dlatego zależało nam, by losy tej rywalizacji odwrócić jak najszybciej. I już po pierwszej połowie było 3:0. Po przerwie dołożyłyśmy jedną, a mogłyśmy jeszcze więcej. Najważniejsze, że nie straciłyśmy bramki, zagrałyśmy znakomicie w defensywie oraz ataku i mamy awans.

Oklaskiwało was 14 tysięcy osób, to jak donosi francuska prasa rekord frekwencji na waszym meczu. Pomogło...

- Nie wiem ilu ich było dokładnie, ale robotę rzeczywiście zrobili ultrasi z Paryża. Moim marzeniem było zagrać przy takim dopingu. Petarda przez 90 minut aż ciarki przechodziły po plecach. Dla takiej atmosfery gra się w piłkę. Kibice nam zaufali i nie zawiedli się na nas.

A teraz przed wami FC Barcelona. To chyba w kontekście niedawnych meczów waszych kolegów pobudza wyobraźnie. Była już jakaś wymiana uwag?

- Nie myślimy jeszcze o tych meczach, ale z pewnością zrobimy wszystko, żeby zrewanżować się za kolegów. Przed nami jednak wcześniej jeszcze sporo do zrobienia. Przerwa na kadrę, gramy ligę, półfinał pucharu Francji, więc czekają nas ważne mecze. Co do Barcelony, grają piłkę podobną do nas, bazującą na technice, inteligencji, utrzymywaniu się przy piłce i dużej wymianie podań. To nie będzie łatwy mecz, zresztą w półfinałach Ligi Mistrzów takich nie ma. To, że rok temu je wyeliminowałyśmy nie będzie miało znaczenia.

Widziała Pani na żywo mecz kolegów z Barcą?

- Akurat to spotkanie sobie odpuściłam, odpoczywałam i regenerowałam się. Oglądałam natomiast w telewizji. Byłam dumna. Potem w rewanżu stało się jak się stało. Taka jest piłka.

Jak to robicie, że trzeci rok z rzędu jesteście minimum w półfinale Champions League?

- Mamy znakomitą drużynę, rzeczywiście od paru lat jesteśmy w czołówce. Już raz pokazałyśmy, że jesteśmy w stanie dojść do finału. Nie udało się wprawdzie wygrać, ale teraz mam nadzieję będzie okazja znów w nim zagrać. Droga jest otwarta. Wiadomo, że Barcelona to wymagający przeciwnik, ale przecież dla takich meczów każda z nas gra w piłkę. Mamy w zespole mniej gwiazd niż w poprzednich sezonach, ale lepszą atmosferę. To może być najważniejsze, bo futbol to przecież sport zespołowy. Jeżeli taki team spirit się utrzyma, to o wszystko inne jestem spokojna.

Zobacz wideo
Copyright © Agora SA