Były reprezentant napisał. powieść o futbolu! Łapiński: To "Szmata", brudna jak piłka

Gdy przestał kopać piłkę, zajął się fotografią uliczną i pisaniem scenariuszy. Na kanwie jednego z nich stworzył książkę. - Bardzo mocną i prawdziwą, choć to fikcja literacka - tłumaczy nam Tomasz Łapiński, który w rozmowie ze Sport.pl zdradza kulisy powstania "Szmaty", powieści futbol fiction, która w tym roku ma pojawić się w księgarniach.

Włochy, Alpy, narty i kamera. Te kilka słów kojarzących się z zimowym szaleństwem, Łapińskiemu jawią się jako coś nierozerwalnie związanego z piłkarską powieścią, którą pisze od czterech lat. Bo właśnie podczas wyjazdu na narty rozpoczął się ciąg zdarzeń, który doprowadził do chwili, gdy miniony filar Widzewa Łódź usiadł przed pustą kartką papieru i zaczął pisać. - Razem z kumplem nagrywaliśmy wakacyjne filmiki. Później każdy z nas zmontował swój. Efekt porażał! Postanowiłem więc stworzyć scenariusz, a dziennikarze filmowi namówili mnie, abym poszedł do filmówki. I tak to się zaczęło - opowiada Sport.pl Łapiński, 36-krotny reprezentant Polski.

Gdy powstał scenariusz o roboczym tytule "Szmata", wychowanek Pogoni Łapy zaczął go rozbudowywać. - Bo scenariusz to z założenia coś minimalistycznego, taki półprodukt. Książka natomiast daje znacznie większe możliwości - tłumaczy. Powieść nazwał tak samo, jak skrypt. Gdy zgrywam się, że pewnie zaczął pisać pod presją redakcyjnych kolegów z Polsatu, którzy mają już swoje biografie - Wojciecha Kowalczyka, Dariusza Dziekanowskiego i Andrzeja Iwana - szybko kontruje: "Ale oni swoje podyktowali, a ja napisałem sam! Nikt nie dołożył mi nawet słowa".

Pomóż, panie Smarzowski

W kolorowych latach 90-tych Łapiński uchodził, podobnie zresztą jak szkoleniowiec Legii Warszawa Jacek Magiera, za piłkarza nietypowego. Zamiast rozbijać się po barach, wolał dobrą książkę lub film, pisał wiersze. Zainteresowania rozwijał także po zakończeniu kariery. Zajął się fotografią uliczną, uczęszczając na zajęcia Warszawskiej Szkoły Fotografii, zapisał się do dwuletniego policealnego studium również Warszawskiej Szkoły, ale Filmowej. Ukończył ją pod koniec 2016 roku, reżyserując etiudę "Sąd". - Wybrałem drogę bardzo wyboistą, trudną - książkę zacząłem pisać na podstawie scenariusza. Powinienem to zrobić odwrotnie, ale niewiedza sprawiła, że stanąłem do walki. Nie żałuję, chociaż kryzysów nie brakowało - mówi, wpadając na chwilę w zadumę.

Nie ukrywa, że książka jest tylko etapem na drodze do wyreżyserowania piłkarskiego filmu. - Skrypt już stworzyłem, chociaż muszę nad nim popracować. Przez pewien czas próbowałem pisać jednocześnie książkę i scenariusz, ale to bez sensu. Co najwyżej mogłem nabawić się schizofrenii. Dlatego teraz skupiam się wyłącznie na powieści, ale do scenariusza jeszcze wrócę - deklaruje. Swoją pracę konsultował już m.in. z jednym z czołowych polskich reżyserów i scenarzystów Wojciechem Smarzowskim, twórcą takich hitów jak "Wesele", "Dom Zły", "Drogówka" czy kontrowersyjny "Wołyń".

"Ojciec" z Centrum

O czym będzie opowiadać "Szmata"? To historia Roman Ojsińskiego, pseudonim "Ojciec", prawego obrońcy Centrum Warszawa, którego kariera zmierza ku końcowi. - Kiedyś był nawet niezły, ale to dawne czasy. Roman ma ponad trzydzieści lat, nie gra już w reprezentacji, zresztą nigdy w niej nie zaistniał. Jest typową, lokalną, blednącą gwiazdą - tłumaczy Łapiński. Gdy dopytuję ile w Ojsińskim jest Łapińskiego, odpowiada bez zawahania: "Trochę, ale niewiele. Roman to zbiór osobowości, krzyżówka kilku postaci. Nie da się wskazać pierwowzoru, bo on nie istnieje. Myślę, że wielu chłopaków odnajdzie w sobie Romana. Bo to człowiek szary, ani czarny jak smoła, ani biały jak śnieg".

Skoro powieść Łapińskiego będzie nosić tytuł "Szmata", czyli coś z założenia brudnego, dopytuję, jak brudna będzie treść książki. - Bardzo, momentami może nawet za bardzo. Skupiłem się z ciemnych stronach futbolu. Są też wątki pozytywne, ale na tyle, na ile mogły być - śmieje się były reprezentant. Przyznaje, że stworzył kilka mocniejszych scen. I tak w "Szmacie" znajdzie się alkohol, hazard, korupcja oraz "długa i ostra scena w agencji towarzyskiej". Język - jak sam ocenia - też będzie "mocno szatniowy".

Teraz albo wcale

Łapiński kilka najbliższych tygodni planuje poświęcić swojej książce tak, aby jeszcze w tym roku była gotowa do publikacji. W tej chwili napisał 600 tys. znaków, czyli ponad 400 stron. - Wiem, że gdybym zaczął poprawiać każdą stronę, gdybym popadł w skrajność, to mogę pisać w nieskończoność. Dlatego trzeba się zebrać i projekt doprowadzić do końca - mówi i zaskakująco dodaje: "Biorę pod uwagę, że książka nigdy nie ujrzy światła dziennego. Takie jest prawo autora. Może przesadzam, ale zostawiam sobie taki margines".

Na koniec pytam po co mu to wszystko. Poza trenowaniem reprezentacji Polski dziennikarzy komentuje przecież mecze w Polsacie, jest ekspertem w kilku telewizyjnych magazynach. Odpowiada z błyskiem w oku: "Film czy powieść to dla mnie sposoby wyrażania siebie. Mam coś do powiedzenia i chcę to przekazać światu. Taki jestem".

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.