Sławomir Peszko: Chyba spotkaliśmy się na początku mojej przygody z kadrą. Nie od razu się zżyliśmy, bo ja byłem młody, Artur doświadczony. Podchodziłem do niego z dużym respektem.
- Przyjeżdżał na kadrę i zawsze był pewny siebie, to sporo dawało drużynie. Na boisku wiedziałeś, że masz za sobą kogoś, kto daje radę, jest pewnym punktem.
- Każdy pamięta jak bronił na Mistrzostwach Świata. W meczu z Niemcami wyłapał naprawdę dużo piłek. W eliminacjach do tego mundialu też spisywał się znakomicie. Potem nie było gorzej, także w klubach - w Fioretninie przecież wygryzł ze składu Sebastiana Frey'a.
- Tak, szalony na boisku i poza nim. To jest charyzmatyczny facet, ale golkiper musi taki być. Czasami może nawet był kontrowersyjny. Nie unikał różnych wpadek, ale poziom zawsze trzymał. Zawsze można było na niego liczyć. Przyjeżdżał na kadrę i nie gwiazdorzył. Wręcz przeciwnie, wprowadzał nowych zawodników. Jak ktoś pojawiał się po dobrych meczach ligowych i był mocno do przodu, to zawsze go tonował. Mówił, by skupił się na pracy, itd. Nawet do tej pory, do ostatnich meczów eliminacji MŚ, kiedy przemowy motywacyjne rozpoczynał Robert Lewandowski, to zawsze mocnym okrzykiem kończył ją Boruc.
- Cały czas miał taki sam styl bycia. Z Adamem Nawałką współpracował jednak trzy lata i jakoś nie było problemów, cały czas był powoływany. Nikt nie jest świętym. Aniołków w piłce już chyba nie ma. Wiadomo, że nie można przesadzać i gdzieś jest granica, ale on jej zbyt często nie przekraczał. Dla mnie był sobą, od początku do końca, ja z nim zawsze trzymałem.
- On zawsze był gotowy do gry. To nie było tak, że tylko jeździł i na kadrze siedział. Cały czas był aktywny, to krzyknął w szatni, to z kimś zażartował. Jak wchodził w sparingach na te połówki, to było widać, że to stary, dobry Artur.
-Tak było. Mimo tego, że moim dobrym kolegą jest też Łukasz Fabiański czy Wojtek Szczęsny, to na tamten moment właśnie tak myślałem o Arturze.
- Tak. Po Euro kilka razy rozmawialiśmy. Pytałem Artura, co będzie po turnieju, jak jego sytuacja, czy ma satysfakcję z przyjazdów na kadrę. Mówił, że jak najbardziej, że zawsze cieszy się z przylotów do Polski, ze spotkań z tymi ludźmi, a przy tym cały czas był gotowy do gry. Nic na tę decyzję nie wskazywało. Nie wiem, może w małym stopniu to, że lekko próbowano go oczernić w mediach. Tak niby na marginesie, ale podłączono go pod tę niedawną aferę alkoholową. Moim zdaniem był niewinny.
- Długo rozmawialiśmy o tym, co się wypisywało. Mieliśmy grupę, którą notabene też założył Boruc - taką, gdzie wrzucaliśmy nasze komentarze, śmieszne zdjęcia, filmy, wspomnienia z Euro. Ale też dyskutowaliśmy tam na poważnie o wszystkich sytuacjach, które są w kadrze.
- Wysłałem mu SMS-a, że teraz będzie smutno. Odparł, żebym się nie martwił, że wpadnie w odwiedziny. "To już nie to samo Arczi" - dodałem. Te wszystkie komentarze kadrowiczów pokazały, że odchodzi ktoś dobry.
- Wywołanie przy meczu, by tylko odebrał kwiaty, to byłoby chyba za mało. Najlepiej jakby zagrał przy pełnej publiczności, a w trakcie spotkania - powiedzmy po przerwie - zszedł z boiska. Zrobilibyśmy szpaler. Tak mi się marzy. To już jednak sprawa związku.