Euro 2016. Portugalia - Walia. W służbie księżnej Diany

Pierwszy Walijczyk, którego spotkałem w Lyonie miał na sobie koszulkę z twarzą Hala Robsona-Kanu. Nie Garetha Bale'a, nie Aarona Ramseya, ale bezrobotnego piłkarza, który niespodziewanie zachwycił świat. Po prawdzie, Robson-Kanu serca kibiców ze swojego kraju podbił znacznie wcześniej.

Zanim jeszcze Hal Robson-Kanu został autorem jednego z najpiękniejszych goli na Euro 2016, zanim stracił przynależność klubową, zanim w ogóle rozpoczął seniorską karierę w Reading, zanim w wieku juniorskim odrzucił go Arsenal, zanim w ogóle zaczął marzyć o grze w piłkę, to największą frajdą dla niego były wakacje u babci. Nie takie standardowe, bo spędzane na plebanii kościoła St Mary Abbots, niedaleko pałacu Kensington w Londynie. Tam służył do mszy w której często uczestniczyła księżna Walii Diana. Tam bawił się w parku z dziećmi Micka Jaggera, wokalisty "The Rolling Stones".

Kto wie, może przyczyniając się w środę do zwycięstwa nad Portugalią i awansu Walii do finału mistrzostw Europy, Robson-Kanu znajdzie się na liście słynnych parafian St Mary Abbots. Zaraz obok Sir Isaaca Newtona czy Davida Camerona.

Rosnąc u lekarza

27-latek po turnieju będzie miał inne priorytety. Przede wszystkim odpocząć po wyczerpującym sezonie, a potem znaleźć sobie klub. Bo w dniu w którym zwodem nazywanym na cześć Johana Cruyffa zmylił połowę belgijskiej defensywy był już wolnym zawodnikiem. Wcześniej potraktowano by to jako anegdotę, po takim golu wielu uważniej przyjrzy się jego umiejętnościom. Na to w końcu Hal liczył.

Rzadko piłkarz rezygnuje z propozycji nowego kontraktu, gdy spędził w klubie dwanaście lat. Gdy ten klub uratował jego karierę. Bo zanim Brendan Rodgers w 2004 r. przekonał Robsona-Kanu, by przeniósł się do kierowanej przez niego akademii, młodego piłkarza odrzucił Arsenal. Ten sam Arsenal, który najpierw wyłowił go z niedzielnych rozgrywek młodzieżowych, a Patricka Vieirę poprosił, by oprowadził go po ośrodku szkoleniowym. Ale w wieku piętnastu lat powiedziano mu, że jest za mały, zbyt wolny i słaby. A talent i zmysł młodego napastnika wyżej cenił Rodgers, szkoleniowiec zainspirowany Hiszpanią, gdzie chłopców ze względu na warunki fizyczne nikt nie skreśla.

W Reading Robson-Kanu zaczął od poznawania nie boisk, ale gabinetów lekarskich. Dwukrotnie zerwane więzadła wyłączyły go z gry na niemal trzy lata. Trzy lata, w trakcie których urósł kilkadziesiąt centymetrów, zbudował tężyznę i nie zapomniał, jak się gra. I jak już wrócił na boisko to pokazał klasę, powoływano go do młodzieżowych reprezentacji Anglii i wypożyczaniu do klubów z niższych lig, by się ograł. Ale to mało powiedziane, on w trzy miesiące wiosny 2009 r. pomógł Swindon Town utrzymać się w lidze.

Jaki paszport ma twój pies?

O Brianie Flynnie były selekcjoner Walijczyków John Toshack mówił, że "wie, jakiej narodowości jest twój pies". I fakt, że dziewięciu piłkarzy z 23-osobowego składu reprezentacji prowadzonej przez Chrisa Colemana urodziło się w Anglii najlepiej pokazuje skuteczność jego działań. Ale nie tylko to, bo Flynn przez osiem lat prowadził walijską młodzieżówkę. Z drużyną był o krok od historycznego awansu na mistrzostwa do lat 21.

- Każdy oprócz Jamesa Chestera - chwali się Flynn piłkarzami, którzy przeszli przez jego zespół. A dla wielu to on był pierwszym kontaktem z Walią. Do tych, którzy urodzili się w Anglii i nawet nie interesowali się tym, jak daleko sięgają korzenie ich rodzin. Flynn sam wszystko sprawdzał, dopytywał i obiecywał: "przyjedźcie na zgrupowanie, zobaczcie jaką mamy jakość. To pokolenie ma w sobie coś wyjątkowego, dołącz". Hal Robson-Kanu dołączył do Garetha Bale'a, Aarona Ramseya i Joe Allena. Teraz czeka z nimi na półfinał seniorskich mistrzostw we Francji.

Robson-Kanu urodził się w Acton w Londynie, mógł grać dla Nigerii, bo stamtąd pochodzi jego ojciec. Ale Flynn dowiedział się, że babcia piłkarza pochodzi z Caerphilly w Walii i już młodego Hala nie odpuścił. A chłopak zgodził się właśnie ze względu na babcię u której spędził tyle czasu i która broniła go przed ochroniarzami jej sąsiada, króla Husajna ibn Talala z Jordanii. - Nie, to nie było zwykłe dzieciństwo - przyznaje Hal. - Ale trzymam się ziemi. Wtedy nie wiedziałem kto jest kto.

Flynn wiedział, że zbieranie chłopców z całej Wielkiej Brytanii może nie być przyjęte najlepiej. Chociaż w reprezentacjach Walii i obu Irlandii to powszechna praktyka, to często prowadzi do zguby. W reprezentacjach tworzą się podziały na lepszych (urodzonych i grających w Anglii) i tutejszych, z trudniejszą drogą przebicia się do finansowego raju Premier League czy Championship. Dlatego selekcjoner-skaut wprowadził zasadę, że każdy musi nauczyć się walijskiego hymnu i w ramach testu odśpiewać przed drużyną. Dlatego teraz przedmeczowe "Hen Wlad Fy Nhadau" (w tłum. "Pradawny kraj moich pradziadów") brzmi tak dobrze.

Z przesiadką w Londynie

- Hal, dzwonił John Toshack. Jutro jesteś mu potrzebny w Cardiff - powiedział Flynn do Robsona-Kanu po jego debiucie w drużynie do lat 21 w 2010 r. Młody piłkarz Reading tak zaimponował, że prosto po wyjściu spod prysznica dostał informację o powołaniu do seniorskiej reprezentacji. I w jeden dzień z Austrii poleciał przez Londyn do Cardiff, by następnie z drużyną wybrać się na mecz towarzyski z Chorwacją. I tam też zadbiutował, a wszystko działo się przed i po jego dwudziestych pierwszych urodzinach.

Robson-Kanu to piłkarz od pierwszego wrażenia. Tak było na wypożyczeniach w Southend United i Swindon. Także potem, gdy już Brendan Rodgers został szkoleniowcem pierwszej drużyny Reading, wziął go na obóz przygotowawczy, a Robson-Kanu w sparingu strzelił trzy gole w 28 minut. Najczęściej do siatki trafiał, gdy jego klub na jeden sezon zawitał do Premier League (siedem goli), choć głównie był wtedy zmiennikiem.

Wspomnienie tego, jak dobrze szło mu na najwyższym poziomie rozgrywkowym zostało mu w głowie na długo. Także dlatego nie zdecydował się przedłużyć kontraktu z Reading i szukać szczęścia wyżej. Po trudnym sezonie, tylko trzech golach i ogólnej przeciętności. Podjął ryzyko wiedząc, że we Francji albo udowodni jakość, albo przepadnie w drużynie zdominowanej przez lepszych piłkarzy. Chociaż strzelił gola Słowacji (2:1) w pierwszym meczu, to z Anglią po słabej grze szybko został zmieniony. Na moment, który należał tylko do niego musiał czekać aż do ćwierćfinału.

- Zdaję sobie sprawę ze swojej unikalnej pozycji na rynku transferowym, ale teraz to po prostu jedna z tych rzeczy, którymi się nie przejmuję - mówił po golu z Belgią. Był to prawdopodobnie najpiękniejszy moment indywidualnego popisu na mistrzostwach Europy we Francji. - Fakt, miło strzelić takiego gola, ale już o tym nie myślę. Teraz po prostu chcę tu zostać z drużyną jak najdłużej. A decyzję o przyszłości podejmę po turnieju, choć wiem, że do mojego agenta dzwonią z propozycjami z całego świata.

Taki jest efekt Euro. Jednak Robson-Kanu ma do zaoferowania znacznie więcej niż jeden piękny gol na dłuższy czas. Walijscy kibice pokochali go za to, jak ciężko pracuje dla zespołu. - Wszystko sprowadza się do pasji. Jej mamy więcej, czerpiemy ją od naszych fanów. Jak w naszym motto: "razem, mocniej". Tak po prostu z nami jest - dodaje. A na jego cześć kibice mają przyśpiewkę w rytmie hitu z lat 80., "Push It" zespołu Salt 'N' Pepa.

Robson-Kanu mówi, że na boisku jego zadaniem jest "stwarzać przestrzeń Aaronowi i Garethowi". Może grać na skrzydle, w ataku. Coleman ceni go za ciężką pracę, szukanie sobie miejsca na boisku i świadomość swoich mocnych stron. Eksponowania tych słabych po prostu unika. - Może to dobrze, że takie skupienie towarzyszy Bale'owi. Ale my wszyscy cieszymy się turniejem. Ktoś pytał mnie, czy się denerwuję. Nie, nie ma takiej opcji, kocham każdą minutę spędzą we Francji. I te większe reprezentacje, które już się z ME pożegnały, jak Anglia czy Hiszpania, mogą tylko brać przykład z naszego podejścia.

Analitycy STS przewidują:

W pierwszym półfinale Euro Portugalia zagra z największą sensacją turnieju - Walią. Analitycy STS większe szanse na zwycięstwo dają ekipie, która pokonała Polaków. Kurs na drużynę, w której gra Cristiano Ronaldo to 2.20, na zespół Garetha Bale'a - 3.35.

- Polacy kierują się sercem i liczą na niespodzianki. Aż 67 proc. z nas twierdzi, że Walia pokona Portugalię - mówi Mateusz Juroszek, prezes STS.

W drugim meczu półfinałowym spotkają się Francuzi z Niemcami. Analitycy STS nieznacznie większe szanse dają gospodarzom. Kurs na ich zwycięstwo to 2.75, podczas gdy na mistrzów świata - 2.82. 43 proc. kibiców wskazuje na Niemców, remis w regulaminowym czasie gry przewiduje 25 proc. kibiców.

Faworytami do zwycięstwa w całym turnieju są Niemcy i Francuzi, a kurs w STS na ich triumf to 2.75. Znacznie mniejsze szanse mają Portugalia - 4.25 i Walia - 10.00.

Na zdecydowanego faworyta na zwycięstwo w klasyfikacji strzelców wyrósł Antoine Griezmann - kurs 1.70. Zagrozić mają mu koledzy z reprezentacji: Giroud (6.00) i Payet (8.00) oraz gwiazdy Realu Madryt: Ronaldo (10.00) i Bale (8.00).

Polscy piłkarze w czołówkach statystyk po 48 spotkaniach

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.